Co będziemy jeść, jeśli granice zostałyby zamknięte?
Import produktów spożywczych z całego świata wydaje się oczywistością. Połowa żywności spożywanej w Norwegii pochodzi właśnie z zagranicy. Sytuacja, w której import przestałby być możliwy wydawała się dotychczas nie do pomyślenia.
Norwegia ma najniższą samowystarczalność żywnościową na całym świecie.
Chleb powszedni
Do 1995 roku istniały zapasy zbóż, które wystarczyłyby dla ludności na rok. Potem zmniejszono zapasy o połowę. Norwegia od 2019 roku zaprzestała je gromadzić. Jak podaje NRK: „Rząd Solberg odmówił w budżecie państwa przywrócenia awaryjnych zapasów zboża, ponieważ nie uznano za realistyczne zablokowanie linii dostaw”. Część silosów przekształcono w obiekty innego przeznaczenia. Sytuacja ulega dynamicznej zmianie i to, co jeszcze 3 lata temu wydawało się nie do pomyślenia, obecnie jawi się jako realny scenariusz.
Uprawy zbóż w Norwegii obejmują pszenicę, jęczmień, owies i żyto. W ostatniej dekadzie zaledwie 20% tych upraw przetworzono na żywność dla ludzi. W większości są przetwarzane na paszę zwierzęcą.
Dziś na półkach z pieczywem leży kilkadziesiąt rodzajów chleba. Przywykliśmy do możliwości wyboru. Preferencje Norwegów wskazują na popularność produktów pszenicznych. Stanowiły ponad 80% najczęściej wybieranych produktów zbożowych. Ale kraj nie jest wstanie samodzielnie wyhodować takiej ilości. Maksymalnie udaje się wyprodukować 50% zapotrzebowania. Reszta pochodzi z importu.
Byłby to szok dla wielu
Instytut NIBIO zajmuje się bezpieczeństwem żywności i zrównoważonym zarządzaniem zasobami. Jego pracownicy analizują nowo zaistniałą sytuację. Wiadomo na pewno, że jeśli granice zostaną zamknięte, wiele produktów zniknie ze sklepowych półek.
– Społeczeństwo doznałoby szoku, gdyby nagle granice zostały zamknięte i nie moglibyśmy już importować tego, czego potrzebujemy. Rzadko produkujemy więcej niż około 50 procent samej pszenicy. Reszta musi być importowana – mówi w rozmowie z NRK Nils Vagstad w NIBIO.
Christian Anton Smedshaug, czasowy sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, pracujący wcześniej w AgriAnalyse uważa, że należy liczyć się z nadejściem zdarzeń mało prawdopodobnych, jeśli chodzi o bezpieczeństwo żywnościowe. Twierdzi, że jest ono tak istotne jak bezpieczeństwo obronne kraju.
Być może na co dzień nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele produktów w norweskich sklepach pochodzi z zagranicy. Wojna i jej konsekwencje może spowodować opustoszenie półek sklepowych.
Kurczę pieczone
Kurczak cieszy się ogromną popularnością na norweskich stołach.
W ciągu ostatnich trzydziestu lat konsumpcja kurczaka wzrosła z 5 do 20 kilogramów na mieszkańca. I choć w Norwegii są zakłady produkcyjne, do dwóch największych jaja do hodowli sprowadzane są z zagranicy – Norsk Kylling kupuje je we Francji, Nortura w Szkocji. W razie zamknięcia granic dużym nakładem udałoby się utrzymać hodowlę poprzez rozmnażanie kurczaków w oparciu o własne stada. Kolejnym wyzwaniem byłoby zapewnienie wystarczającej ilości pasz. Do Norwegii każdego miesiąca trafia 30 000 ton nasion soi z Brazylii, które stanowią ważny element paszy nie tylko dla kurcząt, bo także dla norweskich hodowli bydła i świń. Zatem od dostaw z Brazylii uzależniony jest przemysł mięsny i mleczarski. Bez nich kury znosiłyby mniej jaj, zwierzęta rosły wolniej, a krowy dawały mniej mleka. Ograniczona zostałaby produkcja mięs.
Ten sam los czekałby hodowlanego łososia, bo ponad 90% paszy dla ryb pochodzi z zagranicy.
Odpowiedzialność za zapewnienie ludności dostępu do żywności spoczywa na Ministerstwie Handlu i Rybołówstwa, we współpracy z Ministerstwem Rolnictwa. W rządzie dyskutuje się nad zmianami w polityce zapasów żywnościowych.
W tej chwili zapasy interwencyjne żywności wystarczyłyby dla 30 000 osób przez trzy dni.
Gdyby granice zostały zamknięte, w dość krótkim czasie nie moglibyśmy kupić kawy, herbaty, większości owoców i połowy warzyw, mielibyśmy problem z zakupem drożdży, cukru, oliwy, kukurydzy i wielu innych produktów. Cena mięs i ryb prawdopodobnie poszybowałaby wysoko.
Nadzieja w łososiu
Jeśli granice zostałyby całkowicie zamknięte, po 3 do 6 miesiącach zaopatrywanie ludności w żywność stałoby się trudne. Konieczne byłyby zmiany w przyzwyczajeniach. Należałoby zwiększyć spożycie ryb ok. pięciokrotnie. Bez własnych upraw problemy z żywnością mocno dałyby się we znaki wegetarianom. Zamknięcie granic sprawiłoby, że norweski łosoś pozostałby w Norwegii. Jeśli udałoby się pozyskać alternatywne źródła pasz, łososie z farm rybnych wystarczyłyby na następne trzy lata, zapewniając jeden posiłek dziennie każdemu mieszkańcowi Norwegii.
W Europie południowej już brakuje paszy dla zwierząt. Przeczytasz o tym w artykule: W Europie Południowej brakuje paszy dla zwierząt. Groźba masowego uboju
Źródło: NRK
2 komentarze
To ogromnie wartościowy artykuł. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jaka uboga była kiedyś Norwegia.
O tak, pamięć jest krótka i widać, że obecne pokolenia nie zdają sobie sprawy z wartości chleba powszedniego.