No właśnie… Aż chciałoby się wiedzieć dlaczego ją zabił i iloma deskami, prawda? Ech, ta niezdrowa ciekawość. Chyba już wiem czym wybrukowane jest piekło. Bo jak świat światem, a życie życiem, na pewno ten, kto zabił ją deskami, miał powody, aby ową masakrę uczynić – nie dość, że zdradzała go ta franca, to jeszcze mówiła, że była u znajomej. Znamy to jak zły szeląg i nie z nami te numery, Brunner. A tymczasem… Prawda jest zgoła inna. O tym jednakże później, bowiem trzymanie Czytelnika w niepewności i wystawianie jego cierpliwości na próbę to moje drugie imię.
Kaczka dziennikarska
W XVIII wieku pewien Belg imieniem Egide, który z zawodu był żołnierzem, a z zamiłowania literatem, postanowił przeprowadzić na czytelnikach gazet pewien eksperyment. Ów eksperyment polegał na tym, że w jednej z lokalnych gazet zamieścił był on krótkie ogłoszenie, w którym informował, że chce sprzedać… kaczkę. Ale nie taką zwykłą kaczkę jakich na świecie wiele, tylko kaczkę specjalną – “po przejściach”. I to traumatycznych przejściach. Bowiem według Egide’a owa kaczka była ostatnią z hodowli, gdzie zabijano kaczki, by potem karmić nimi pozostałe, stąd też jego kaczka była wyjątkowo krwiożerczą i niewyobrażalnie silną. Opowieść jak z horroru, czyż nie? Oczywiście była to historia wyssana z palca. Jakby jednak tego było mało, nasz wesoły Belg zażądał za kaczkę wyjątkowo wysokiej ceny. Jaki był skutek tego eksperymentu? Ano taki, że czytelnicy wspomnianej gazety dosłownie walili drzwiami i oknami do redakcji, aby tylko dowiedzieć się jak i gdzie ową kaczkę można kupić. Efekt zdumiewający, wystarczyło bowiem spreparować krótką, wręcz nieprawdopodobną historyjkę, przedstawić ją w miarę naukowo, aby grono wierzących i wyznawców przerośniętej kaczki rosło w postępie co najmniej geometrycznym. I tak to właśnie powstała tak zwana dziennikarska kaczka.
Według definicji jest nią zmyślona, czyli nieprawdziwa krótka informacja podana w formie udającej prawdziwą. Zazwyczaj umieszczona na ostatniej stronie gazety. Po co? Aby po przebrnięciu przez pierwsze szpalty gazety, czyli przeczytaniu treści tak zwanych poważnych i często tragicznych, pod koniec na twarzy czytelnika mógł jednak zagościć uśmiech oraz ulga. Proste? Proste.
Współczesność
Mój dobry znajomy po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, a był koniec lat 90-tych, postanowił zapisać się na studia, aby studiować dziennikarstwo. Po dwóch latach nauki jednakże postanowił uczelnię opuścić. Na moje pytanie: dlaczego to uczynił, odpowiedział, że na zajęciach uczono go pisania kłamstw w taki sposób, aby przypominały prawdę. A jako że był to jeden z ostatnich naiwnych, dla którego dziennikarstwo to misja i odpowiedzialność za słowo, nie mógł już dłużej, ani nie chciał w tym procederze brać udziału. Oczywiście są uczelnie, na których uczy się jeszcze dziennikarstwa rzetelnego, czyli dziennikarstwa par excellence. Ja jednakże takich nie znam. A historię mojego kolegi opowiedziałem dlatego, że po pierwsze nie mam powodu mu nie wierzyć, i po drugie, bo od jakiegoś czasu obserwuję w mediach niepokojącą tendencję. A polega ona na tym, że wspomniana wcześniej dziennikarska kaczka nagle ożyła i z ostatniej strony, w sobie tylko znany sposób, przeniosła się, bądź przefrunęła na pierwsze strony gazet, i to całymi stadami. Dziś taką kaczkę nazywamy fake newsem.
Co było pierwsze: kaczka czy jajko?
Konia z rzędem temu, kto zna odpowiedź na pytanie: nieprawdziwe informacje zalewają media, ponieważ takich łakną czytelnicy, czy też takich nieprawdziwych informacji żądają czytelnicy, bowiem innych w mediach nie ma? I tu pojawiają się dwie prawdy: wygodna i niewygodna. Przy czym ta wygodna zwykle nie jest prawdą. Jak pisał francuski socjolog i psycholog, Gustave Le Bon, tłum jest w stanie uwierzyć w największe nawet nieprawdopodobieństwo, a nie uwierzy w to, że ławka w parku jest świeżo malowana. Ergo może i pan Le Bon miał rację, a może nie, jedno jest jednak pewne, że człowiek, który urodził się w świecie, w którym wszyscy jedzą tylko trawę, o istnieniu mięsa nie będzie mieć zielonego pojęcia. I kwita. A co do jajka i kaczki… Otóż według ostatnich badań z zakresu biologii zdecydowanie pierwszą była… kaczka. Bo przecież ktoś te jajka znosić musi.
Rozwiązanie zagadki
Czekajcie, a nie ominie was nagroda. Ci, którzy dotrwali aż do tego momentu nareszcie dowiedzą się, kto kogo zabił deskami i dlaczego. A było to tak. Rolnik spod Giezkowa Kujawskiego, pan Rajmund Giezło, miał problem z lisami. Bo te wciąż robiły dziurę w jego ogrodzeniu, aby dobrać się do kaczek, które hodował. Dlatego pewnego dnia wziął się on na sposób i… zabił ową dziurę deskami. I to jest właśnie współczesna kaczka dziennikarska, albo fake news, jak kto woli. Ot, miała być nagroda, a tu wieje nudą…