Niektórzy biją rekordy przedostając się z Kristiansand do Szczecina w 10 godzin. Oli i Karolowi podróż zajęła 6 tygodni. W niespieszny rejs z południowej Norwegii do Polski wyruszyli z dwójką dzieci.
Jedna z pięćdziesięciu
Ola i Karol są doświadczonymi żeglarzami. Gdy przyjeżdżali do Norwegii zakup łodzi znajdował się wysoko na liście priorytetów. I choć nie udało się tego dokonać tak szybko, jak planowali, już piąty sezon pływają własnym jachtem.
Ola: Gdy chcieliśmy kupić jacht morski ograniczał nas rynek norweski, bo jeśli mieszkasz w Norwegii, a chcesz kupić łódź spoza, to musisz płacić cło. Ograniczał nas też budżet, wymarzone jachty były poza naszym zasięgiem, więc musieliśmy szukać jakiegoś kompromisu. Ważna też była dla nas wielkość jednostki.
Karol: Tak, przynajmniej 35 stóp (11 metrów) – to długość, która pozwala na relatywnie bezpieczną żeglugę oceaniczną i jest wystarczająca, by zabrać sześciu załogantów na krótkie rejsy oraz czterech na dłuższe wyprawy.
Ola: Tym samym jachtów, które spełniały nasze wymagania i na które było nas stać było niewiele. Model Hero 114 wpadł nam w oko już dawno, na początku nie było nas na niego stać. Potem ten model nie pojawiał się w ogłoszeniach.
I udało się. W maju 2018 roku odebrali jacht Hero 114, któremu poprzedni właściciele nadali imię Fatuhiva. Fatu Hiva to wyspa na Pacyfiku w obszarze Polinezji Francuskiej, na której znany norweski podróżnik Thor Heyerdahl przez 15 miesięcy mieszkał ze swoją żoną. Tam też narodził się pomysł jego słynnego rejsu przez Ocean Spokojny na tratwie z drzewa balsa. Więcej o Heyerdahlu przeczytasz tu: Tropikalny Norweg.
Ola: Bardzo nas urzekł ten jacht, był solidny, pełnomorski, a w dodatku na nasz budżet. Takich łodzi wyprodukowano jedynie około 50 sztuk. To między innymi nazwa nas bardzo urzekła i rozkochała. Powiedziałam byłym właścicielom, że postaramy się ją zabrać na prawdziwą Fatu Hivę.
Śmiało można powiedzieć, że od pięciu lat Fatuhiva jest dla Oli i jej rodziny drugim domem. Odkąd mają własny jacht każde wakacje spędzają żeglując. Dla 5-letniego Filipa i 3,5-letniej Sary spędzanie czasu na jachcie i żeglowanie jest tak samo naturalne jak chodzenie do przedszkola.
Karol: Do tej pory żeglowaliśmy głównie po południowej Norwegii, ale byliśmy też we fiordach na zachodzie kraju, w duńskim Skagen i szwedzkim Bohuslän. Tegoroczny rejs do Polski to nasza najdłuższa wyprawa na tym jachcie.
Żeglarze przypominają, że posiadanie własnego jachtu to nie tylko przyjemności.
Ola: To naprawdę czasochłonne hobby. Ludzie często się śmieją, że kupiliśmy sobie pracę. To powiedzenie jest bardzo popularne wśród posiadaczy łodzi. Mówi się też, że to skarbonka bez dna. Jacht żaglowy trzeba co roku przygotować do sezonu. Wypolerować, umyć, pomalować farbą antyporostową, założyć żagle… Lista jest długa. Równie długa jest lista zajęć przygotowujących jacht do zimowania.
Karol: Nasza łódka ma już blisko czterdzieści lat, systematycznie konserwujemy lub wymieniamy poszczególne urządzenia, tak aby podróż morska była po prostu bezpieczna.
Niespodzianki, naturalne
Może nie każdy zdaje sobie sprawę, że żeglowanie na niewielkim jachcie jest niespiesznym zajęciem. Średnia prędkość to około 10 km/h (czyli jakieś 5-6 węzłów – mil morskich na godzinę).
Karol: Trasę z Kristiansand do Szczecina można pokonać samochodem w jeden dzień. Jachtem, gdyby płynąć bez przerwy, około cztery doby. My na rejs do Polski i z powrotem mieliśmy dwa miesiące. Nie zależało nam wyłącznie na pokonaniu tego dystansu, ale raczej spędzeniu czasu w odwiedzanych miejscach i po prostu byciu razem.
Karol i Ola mają spore doświadczenie żeglarskie. Doskonale wiedzą, jak odpowiedzialna jest rola kapitana jednostki pływającej, dla którego bezpieczeństwo musi być kwestią nadrzędną.
Karol: Zapas czasu jest też czynnikiem zwiększającym bezpieczeństwo na morzu. Niekiedy nie ma dobrej pogody, wtedy najlepiej po prostu spędzić kilka dni w porcie i poczekać na korzystniejszy wiatr.
Ola: Pierwsze wyzwania pojawiły się już przy przelocie z Norwegii do Danii. Gdy już byliśmy gotowi, musieliśmy przez kilka dni czekać na okno pogodowe, a takie idealne i tak się nie pojawiło. Z Kristiansand do Hanstholm, najbliższego portu w Danii, płynęliśmy nocą 12 godzin. Niedługo po wypłynięciu położyliśmy dzieci spać, spały całą drogę. Z Karolem podzieliliśmy się na nocne wachty. Warunki pogodowe jednak nie były najprzyjemniejsze, a ja, choć od kilku lat nie chorowałam na morzu, niestety przypomniałam sobie co znaczy mieć chorobę morską.
Karol: W czasie rejsu jesteś zależny od pogody i to ona rozdaje karty.
Niedługo potem wpływali do duńskiego portu Thyborøn. Tym razem natura wyciągnęła asa ze swojej podwodnej talii.
Karol: Przywitały nas skaczące przed dziobem delfiny. To absolutnie niesamowite przeżycie zobaczyć te ssaki na żywo, na wolności. A szczególnie po kilku godzinach na morzu.
Zgodnie z planem załoga Fatuhivy miała płynąć przez duński Limfjorden, kotwiczyć, kąpać się w morzu i rozkoszować latem.
Ola: W rzeczywistości pogoda dała nam mocno w kość. I to co się z tym łączy było chyba najtrudniejsze. Było nam po prostu zimno i nasza wizja musiała zmierzyć się z fatalną pogodą. W efekcie szybko przemknęliśmy przez ten obszar płynąc z prawie sztormowym wiatrem, później zaszyliśmy się na kilka dni w Aalborgu. Tam, w lokalnym zoo, świętowaliśmy piąte urodziny Filipa.
Warto zwolnić, wyhamować
Brak pośpiechu, poniekąd wymuszony możliwościami jachtu, a ponad to z wyboru, odsłonił nowe perspektywy. Pozwolił też wyrwać się z codziennego rytmu. Rytmu zbyt intensywnego i za bardzo obciążającego. Dopiero gdy zwalniamy, sprawy mają szansę wrócić na swoje miejsce.
Ola: Na łodzi wszystko robimy razem, jesteśmy blisko. Czy to przygotowywanie posiłków czy sprzątanie po nich. I jakoś bardziej niż w domu wszyscy się angażują w te codzienne obowiązki, dzieci chętnie pomagają zmywać i wycierać naczynia. A te są plastikowe, więc nie ma obaw, że się potłuką. Na żaglówce unikamy szkła z powodów przechyłów, czasami pod pokładem wszystko „lata”.
Karol: Sara i Filip bardzo chętnie angażują się też w prace jachtowe. Oboje potrafią włączyć i wyłączyć silnik, próbują swoich sił w sterowaniu, podają liny w trakcie cumowania. Dla wielu czynności mają najzwyczajniej za mało siły. Mimo to, często bawią się np. w stawianie żagli na sucho – kręcąc pustym kabestanem, bez nawiniętej liny.
Ola: Ja jestem mega z nas dumna, i z naszych dzieci. Z tego, ile fajnych miejsc odwiedziliśmy, ale też ile kilometrów zrobiliśmy na nogach i rowerach. To, co jest ważne, to by nie było pośpiechu, ale była cierpliwość. I kreatywność. Warto spróbować wyjść z takiej bańki wstydu, myśleć jak dziecko i tak się zachowywać. A, i wiem teraz jak trudno pogodzić życie rodzinne i robienie zdjęć, już nie wspominając o relacji z podróży czy Instagramie.
Atrakcje dla każdego
Karol: Większość rejsu przebiegała po osłoniętych wodach. Po wyjściu z Limfjorden na Kattegat skierowaliśmy dziób jachtu na południe, żeglując wzdłuż wschodniego wybrzeża Jutlandii. Dalej trasa wiodła przez Mały Bełt (jedną z cieśnin oddzielających Bałtyk od Morza Północnego) oraz przez południową część Danii – archipelag z dziesiątkami małych wysp. Następnie przedostaliśmy się przez południowy Bałtyk do Niemiec, tam popłynęliśmy po wewnętrznej stronie wyspy Rugia. Stamtąd był już tylko rzut kamieniem do Świnoujścia. Ostatni fragment to żegluga po zalewie Szczecińskim i Odrze aż do Szczecina.
Podczas rejsu było miejsce na atrakcje dla każdego. I to wydaje się kluczowe dla udanych rodzinnych wakacji. Choć już sama ciągła obecność rodziców była dla dzieci pozytywnym doświadczeniem.
Karol: Odwiedziliśmy kilka parków rozrywki, ale dzieciom najbardziej w pamięci utkwiła wizyta w Billund w Legolandzie i Lego House.
Ola: Obydwa te miejsca polecam i dorosłym i dzieciom, bo klocki Lego uwielbiamy chyba wszyscy, widać to było po odwiedzających z całego świata i w przeróżnym wieku. Podczas naszej żeglugi na morzu jednym z ulubionych zajęć dzieciaków też były zabawy klockami lego. Jak nie mieliśmy gości, to jedną z kabin zamieniliśmy na Lego-kajutę. Wakacje, podróż, przygodę uważam za bardzo udane, wszyscy chcielibyśmy, żeby trwała jeszcze dłużej.
Karol: Rejs to też okazja do spotkań ze zwierzętami. W Limfjordzie, oprócz wspomnianych delfinów, widzieliśmy wielkie grupy fok wylegujących się na płyciznach. A w Małym Bełcie wypatrywaliśmy wynurzające się na powierzchnię grzbiety morświnów.
Żeglarskie obyczaje
Ola i Karol pływają pod norweską banderą.
Ola: Każda łódka nosi banderę kraju, w którym jest zarejestrowana. Banderę z ojczystych krajów załogantów można powiesić pod lewym salingiem. Miejsce pod prawym salingiem zarezerwowane jest dla bandery kraju, który odwiedzamy. W żeglarstwie jest dużo takiej tradycyjnej etykiety. Po powrocie z długiego rejsu można się pochwalić i wywiesić bandery wszystkich odwiedzonych państw.
O tym, że wypłynęliśmy daleko od domu świadczy fakt, że spotykaliśmy niewiele norweskich łódek, a z każdego takiego spotkania bardzo się cieszyliśmy. Była ta obustronna ciekawość skąd, dokąd i jak.
Pierwsze polskie jachty spotkaliśmy dopiero w Niemczech, w Stralsund. Dwie zaprzyjaźnione rodziny na swoich jachtach ze Szczecina były w trakcie swojego długiego rejsu po zachodnim Bałtyku. Oni znali dobrze regiony Rugii, gdzie my się wybraliśmy, my podzieliliśmy się naszymi wrażeniami z północy. Później zostaliśmy w kontakcie wymieniając się miejscami, które trzeba zobaczyć. Karol spotkał ich w drodze powrotnej do Norwegii.
W Świnoujściu, gdy przypłynęliśmy do mariny, zobaczyliśmy jedną norweską łódkę. Kobieta z niej, wiedziona ciekawością kim jesteśmy, podjechała rowerem pomóc odebrać nasze cumy.
Sposób na życie
Ola i Karol dzielą się swoją pasją z dziećmi, które dzięki rodzicom przeżywają fantastyczne przygody.
Karol: Żeglarstwo to też świetny sposób na pokazanie dzieciom świata, rozwijanie przeróżnych umiejętności i po prostu rodzinne spędzanie czasu.
Na wspólne rejsy zapraszają także bliższych i dalszych znajomych. Można dołączyć do nich na jednodniowe wypady lub na dłuższe przeloty. Pokład Fatuhivy należy do gościnnych. Nie inaczej było w przypadku podróży powrotnej do Norwegii. Płynęli bez dzieci, a na pokład przyjęli znajomych. Rejs trwał dwa tygodnie, Fatuhiva pokonała możliwie najkrótszą trasę, wiodącą przez Kopenhagę i Skagen.
Karol: Żeglarstwo daje wyjątkową mieszankę poczucia absolutnej wolności i doświadczenia tego, jacy mali jesteśmy w obliczu natury. Bywa satysfakcjonujące i frustrujące, relaksujące i przerażające. To chyba to spektrum uczuć sprawia, że dla wielu osób żeglarstwo staje się sposobem na życie.
Więcej o jachcie Fatuhiva:
- na Facebooku
- na Instagramie
- trasy rejsów
2 komentarze
W południowej Szwecji istnieje klub Yacht Klub Polonia Skandynawia, urządzamy co roku wspólne rejsy, z reguły do Polski. W porywach płynęło nas 40 jachtów, zwykle jest jednak koło 20. Zapraszamy. W przyszłym roku planujemy jednak rejs w szwedzkie szkiery. Mile widziane też są jachty z Polski.
Hej. dzięki za wiadomość, będziemy Was śledzić na FB. Fajnie, że tam tak dużo polskich żeglarzy. Do Szwecji chętnie się wybierzemy po raz kolejny, marzy nam się rejs do Sztokholmu, naokoło południowego wybrzeża i powrót przez Gøtakanal 😃