Po skończonej zmianie w wytwórni przetworów owocowych o trudnej do wymówienia nazwie „Przetwory Łowicz Deutschland” oddział w Düsseldorfie, zmęczony Hans Müller wsiadł do swojego wysłużonego Poloneza piątej generacji i ciężko odsapnął. Będzie samochód spłacał jeszcze przez cztery lata, a ten cholerny Bank Polski znów podniósł stopy procentowe… W drodze do domu zatrzymał się na piątkowe zakupy w pobliskim „Społem” jednym ze sklepów, których sieć oplotła całe Niemcy. Dziś są niezłe promocje, więc pozwolił sobie na małe szaleństwo. Kupił butelkę wina i estońską wołowinę (jutro mija data ważności, dlatego jest tańsza), ale będzie zjedzona już dziś, bo wieczorem Gertha przyjeżdza z Polski na kilka dni. Przygotuje dla niej małą niespodziankę.
Gertha tak ciężko pracuje, pomimo swojego wykształcenia, że Hansowi jest jej bardzo żal. Podmywa tyłki tym polskim staruchom w ich luksusowych domach, a ci często jeszcze nią pomiatają mówiąc o niej „moja Niemka”, tak jakby była ich własnością. Zasuwa dodatkowo „na miotle”, aby dorobić do wypłaty. Podobno jedna z koleżanek, z którymi wynajmuje pokój, wyszła za jakiegoś bogatego Polaka i teraz żyje dostatnio. Zmieniła obywatelstwo i nie musi nawet pracować, tylko zajmuje się domem i dziećmi.
Hans i Gertha obliczyli sobie, że jeszcze 3 lata takiej pracy i oszczędzania, a uzbierają na wkład własny wymagany przez ten cholerny Bank Polski do uzyskania kredytu na wymarzone mieszkanie w bloku. Litewski deweloper buduje nowe osiedle w pobliżu fabryki „Łowicz”. Wtedy może zdecydują się na dzieci? Na Orlenie znów podrożało paliwo… To przystąpienie Niemiec do Zjednoczonego Międzymorza było chyba jednak błędem. Początkowo wyglądało pięknie. Pojawiły się nowe produkty, wcześniej niedostępne usługi, niezłe używane samochody, sklepy wypełnione wszystkim, czego dusza zapragnie. Co prawda trochę gorszej jakości niż w Polsce, ale za to kolorowe to i zagraniczne. Hans pamięta jeszcze jak stał w kolejce do pierwszego otwartego w Düsseldorfie fastfoodu Mc Kaczka, i jak mama kupiła mu czekoladę Wedla, dzieciaki strasznie mu jej zazdrościły.
Niemcy się rozwijały i widać to było codziennie. Nowe biurowce, montownie Poloneza czy Syreny, fabryki Polfa, Winiary, Drutex i wreszcie stadiony czy aquaparki wyrastały jak grzyby po deszczu. Źle zarządzany i przestarzały niemiecki koncern Mercedes upadł tak samo jak BMW, choć w tych samych halach produkuje się teraz łotewskie RAFy. Przynajmniej ludzie mają pracę.
Zniknęły rodzime pierniczki Pulsnitzer i czekolada Nussbeisser, ta z okienkiem, ale proszek Persil nadal można kupić tyle, że przejęła go Pollena. Co z tego? Przecież kapitał nie ma narodowości. Mówili o tym w telewizji wielokrotnie, że zagraniczne inwestycje są kluczowe dla rozwoju i partnerstwa w zjednoczonej międzymorskiej rodzinie, która daje możliwość nieograniczonego przepływu towarów, ludzi i pieniędzy.
Można było wyjechać za granicę do pracy, do czego nawet namawiali niemieccy politycy, otworzyć własną firmę w dowolnie wybranym kraju Zjednoczonego Międzymorza. Hansowi przypomniał się kolega Jürgen.
Podziwiał go zawsze za przedsiębiorczość i odwagę. Nie obchodziło go, że pochodził z prounijnej rodziny, co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Jürgen dostał od dziadka, byłego komisarza upadłej UE kupę forsy i chciał wykorzystać tę szansę, po co drążyć jakieś tematy z przeszłości. Postawił budę na bazarze i handlował sprowadzanymi z Polski perfumami. Biznesik rozwinął się i w krótkim czasie, dzięki pomocy dziadka zbudował małe, handlowe imperium. Ufny w zapewnienia międzymorskich urzędników o przepływie kapitału, postanowił otworzyć sklep z perfumami w Poznaniu. Jakież było jego rozczarowanie, kiedy okazało się, że nazwa sklepu „Jürgens Permufery” nie tyle nie przyciągała, ale wręcz sprawiała, że klienci omijali sklep szerokim łukiem. Rebranding też nie pomógł i sklep przemianowany na „Perfumeria u Jurka” upadł w ciągu roku, a przedsiębiorczy młody Niemiec musiał wrócić do ojczyzny. Okazało się, że kapitał jednak ma narodowość. Jürgen wszystko co mu zostało, zainwestował w firmę produkującą doskonałe opakowania.
Fabryczka swoją innowacyjnością zadziwiła świat. Opakowania były lepsze od dostępnych na rynku, tańsze i ekologiczne. Firmy z całego Międzymorza zamawiały je w milionach i podpisywały długoterminowe kontrakty z prezesem Jürgenem. Wtedy weszła w życie nowa, międzymorska dyrektywa, zakazująca pracy w systemie trzyzmianowym bez wypłacania pracownikom tak zwanego „dodatku nocnej rozłąki małżeńskiej” w nowoprzyjętych do Międzymorza krajach. Okazało się także, że według artykułu 4/164 deklaracji państw członkowskich, podpisanej przez Niemcy w 2036 roku, zawartego w jednym podpunkcie czternastotysięcznostronicowego „Traktatu Lubelskiego” dotyczącego współpracy handlowej, producenci opakowań w Niemczech, Francji i krajach Beneluxu muszą płacić podatek prorodzinny, zwiększający dzietność.
Firma Jürgena zbankrutowała w trzy miesiące, nie była w stanie dorównać konkurencji starych graczy w branży. Trzy lata po zniknięciu firmy Jürgena, artykuł 4/164 został zniesiony i firmy polskie, ukraińskie oraz litewskie czy fińskie produkowały takie same opakowania jak wcześniej Jürgen, ale posiadały należyte certyfikaty oraz inną nazwę handlową. Takich przykładów nierówności pomiędzy krajami członkowskimi Hans pamiętał wiele, ale jakoś to do niego nie docierało wyraźnie. Przecież my Niemcy jesteśmy tacy beznadziejni. Kłócimy się między sobą i tylko podkładamy sobie nawzajem świnie. A to wszystko przez media. W rządowej telewizji RTL tylko ta propolska paplanina przetykana modlitwą i bezustanne promowanie chrześcijaństwa oraz rodziny składającej się z kobiety, mężczyzny i dzieci. Transmisje z procesji Bożego Ciała i wmawianie nam, że te ich wartości takie jak prawo rzymskie, filozofia grecka i religia chrześcijańska to jedyna słuszna droga. Wklejają krzyż na niemiecką flagę i mówią, że niby krzyż nie obraża. Do tego oskarżają nas Niemców o hiszpanofobię i antyszwajcaryzm, kanalie jedne.
Polska i Ukraina robią miliardowe interesy z Hiszpanią ponad naszymi głowami, nie przejmując się tym, że nam to nie pasuje. Czy oni mogą decydować o nas za nas? Przecież Hiszpania jest stałym zagrożeniem dla biednej Francji i rozlokowała swe wojska wzdłuż granicy, a potem chyba przyjdzie pora na nas, bo zawsze Hiszpanie dążyli na wschód, czego Polacy nie chcą widzieć. Z drugiej strony ta oszołomska telewizja ZDZ ciągle nas straszy konserwatyzmem i plotą coś o tym, że na zjeździe Światowego Forum Ekumenicznego w Drammen, jakiś przez nikogo nie wybrany Mikołaj Polaczek wraz z biskupami chce nam nakazać jeść tylko mięso, zlikwidować odnawialne źródła energii i przewiduje przejście na węgiel do roku 2075! Kogo będzie stać na węgiel, a tym bardziej piec węglowy z Polski? No oczywiście Polacy i reszta sobie poradzą. Ciągną przecież węgiel z Hiszpanii za bezcen, a nam wciskają swoje piecyki i żeliwne kaloryfery za grube tysiące. I jeszcze ten, jak mu tam? Bolek Bramny, ekspert pożal się tęczo, od szczepień. Chce ich całkowitego zakazu i robi wszystko, aby populacja na świecie się stale zwiększała. Szlag niech ich trafi, ale ZDF też trochę przegina. Powinni występować w foliowych czapeczkach.
Zamyślony Hans z Düsseldorfu po powrocie do domu wykonywał mechanicznie wszystkie czynności i przygotowywał się na skromne przyjęcie ukochanej Gerthy, która wreszcie stanęła w drzwiach ich wynajętej klitki.
Uśmiechała się, jednak było widać, że coś się stało.
Po kolacji Gertha powiedziała Hansowi, że straciła pracę w Polsce. Zapomniała się i poszła do hospicjum w kolczykach po babci. Przedstawiały różowego jednorożca z tęczowym rogiem, to wystarczyło, aby ją zwolnić.
Następnego dnia znaleźli ogłoszenie o pracę w dalekim Dubaju. Co prawda wymagana jest płynna znajomość polskiego lub ukraińskiego, ale jakoś sobie poradzą. Tam w Dubaju, przynajmniej na razie, nikt ich przyszłym dzieciom nie zabroni zmiany płci. Postanowili wyjechać za sojowym latte w daleki świat.
Następnego dnia Hiszpanie dokonali inwazji na zachodnie tereny Francji. Zbroili się i przygotowywali do tej wojskowej operacji specjalnej przez długie lata za pieniądze, którymi Polacy, Ukraińcy czy Litwini płacili im za węgiel i nieekologiczne mięso, pomimo tego, że Niemcy ich przed tym przestrzegali. Był 24 lutego 2062 roku.