Karolina Bułas stoi na czele dwóch formacji – Stacja Folk oraz Carolina & The Lucky Ones. Dopiero co wróciła z niezwykle prestiżowego muzycznego wydarzenia we Francji. W tym roku pojawi się na największym festiwalu z muzyką bluegrassową za Oceanem. Niedawno wydała singiel „Mr. Sound Engineer”. W poniższym wywiadzie opowiada o tym wszystkim, dorzucając informacje o najnowszej muzycznej propozycji, o związkach ze Skandynawią, a także o rodzinnym interesie lutniczym i zbliżającym się jubileuszu.
Adam Dobrzyński: Wróciłaś dopiero co z festiwalu we Francji Bluegrass in La Roche. Opowiedz o wrażeniach
Karolina Bułas: Tak, to niesamowity festiwal o bardzo przyjaznej atmosferze. Na każdym kroku można spotkać ludzi grających w grupach na akustycznych instrumentach – jamujących w dzień i w nocy. W ramach festiwalu można było zobaczyć nie tylko występy na większych scenach, ale także w kawiarniach, często nawet bez nagłośnienia – nazwane to było jako „Street Festival”. Poza tym na festiwalu można było też odwiedzić stoiska lutnicze, gdzie można było kupić lub obejrzeć instrumenty oraz dodatki takie jak kostki do gry czy struny. Nasz koncert właściwie otwierał całe wydarzenie w festiwalowy czwartek. Publiczność tam jest bardzo pozytywnie nastawiona do wykonawców, a piosenki, które śpiewaliśmy po polsku, zrobiły na wszystkich wrażenie. Mimo tego, że często nie wiedzieli dokładnie o czym śpiewamy – choć przed każdą piosenką starałam się to wyjaśnić – mówili, że było to ciekawe doświadczenie. Chwalili też melodyjność utworów. Do wykonania z nami ostatnich dwóch piosenek zaprosiliśmy także naszych przyjaciół z Polski. Na pewno był to jeden z najważniejszych koncertów naszego zespołu.
To był Twój kolejny tam występ.
Tak, dwa lata temu graliśmy na tzw. Lunchtime stage, a w tym roku mieliśmy przyjemność zagrać na głównej scenie. Pierwszy raz na Bluegrass in La Roche byłam 6 lat temu i nawet mi się nie śniło, że zagram tam z własnym zespołem jako jeden z głównych wykonawców. To bardzo miłe uczucie.
Francja wtedy, gdy byłaś w tym kraju, żyła Letnimi Igrzyskami Olimpijskimi. Czy doświadczyłaś jakichś zdarzeń z tym związanych?
Nie, chociaż były problemy z lotami w obie strony – jeden został przełożony, drugi odwołany. Do końca nie wiem czy było to spowodowane Igrzyskami. W każdym razie La Roche w tym czasie żyło muzyką !
Ta Francja jest szczególna w Twoim życiu, tam poznałaś swojego przyszłego męża.
Karolina Bułas: Tak, za pierwszym razem byłam w La Roche z zespołem Kathy Simon Band, w którym liderką i główną wokalistką była Kasia Sienkiewicz, obecnie występująca z bratem jako Kwiat Jabłoni. Graliśmy tam w ciągu dnia na scenie „lunchtime”. Okazało się, że na miejscu jest druga ekipa z Polski – mój obecny mąż Michał Bułas z tatą Piotrem mieli tam swoje stoisko, na którym sprzedawali zrobione własnoręcznie instrumenty. Tam z Michałem poznaliśmy się i zaczęliśmy się spotykać od razu po powrocie do Polski. Teraz jeździmy do La Roche co roku i łączymy pracę z obchodzeniem rocznicy w pięknym miejscu i w otoczeniu muzyki, którą bardzo lubimy. Na pewno to wydarzenie i to miasteczko pozostanie na długo w naszych sercach.
I tu przechodzimy do rodzinnego biznesu lutniczego – to dopiero ciekawy temat.
Tak, mój mąż Michał i jego tata Piotr, jako „Bułas Instruments” robią instrumenty akustyczne, głównie skupiając się na mandolinach i banjach. Swoją pracownię mają w domu rodzinnym w Łomiankach. Obecnie są jedynymi lutnikami w Polsce zajmującymi się robieniem tych instrumentów od podstaw, o takiej precyzji wykonania. Natomiast klienci często nie pochodzą z Polski, ale z innych miejsc na świece m.in. z Francji, Skandynawii, Japonii, a także w dużej mierze ze Stanów. Ja też jestem częścią tego rodzinnego biznesu, m.in. robię próbki dźwiękowe mandolin dla klientów. Więcej o naszych instrumentach można dowiedzieć się ze strony www.bulas.pl
Jesteś także nauczycielką gry na mandolinie. Zdaje się instrument ten przechodzi swój renesans w Polsce.
Uczę gry na mandolinie osoby początkujące i faktycznie zauważam wzrost zainteresowania tym instrumentem. Z jednej strony na pewno wraca fala zamiłowania ludzi do folku, z drugiej instrument ten jest po prostu coraz częściej wykorzystywany przez zespoły wykonujące muzykę popularną. Na zajęciach spotykam się z ludźmi w bardzo różnym wieku, najczęściej są to osoby około 30-tki, ale uczę także dzieci i osoby starsze, które kiedyś mandolinę miały obowiązkową w szkołach, a teraz postanowiły wrócić do instrumentu. Zajęcia są indywidualne, ale często organizuję także jam session, czyli granie w kilkuosobowej grupie, gdzie uczniowie mogą pograć wspólnie, co motywuje ich do dalszej nauki. Natomiast w czerwcu po raz drugi miałam przyjemność organizować Warsztaty Mandolinowe – moje zaproszenie do prowadzenia wykładów przyjęli znakomici muzycy, najlepsi polscy mandoliniści – Jacek Sienkiewicz, Janusz Tytman i Dawid Lubowicz. Mój mąż Michał opowiadał także o budowie mandolin od podstaw, a całe spotkanie zakończyliśmy wspólnym graniem. Warto też zaznaczyć, że zajęcia prowadzę na żywo, ale także online, dzięki czemu spotykam się z miłośnikami mandoliny z całej Polski. Szczegóły dotyczące zajęć można przeczytać na mojej stronie lekcjemandoliny.pl.
Caroline & The Lucky Ones i Stacja Folk, dwie Twoje kapele, dwie muzyczne wizje. Opowiedz o tych zespołach.
Tak, niektórzy dziwią się, że prowadzę dwa zespoły, ale naprawdę są to dwie różne kapele. Stacja Folk to skład akustyczny, który gra w zdecydowanej większości własne piosenki. W naszym instrumentarium znajduje się moja mandolina, skrzypce (Michalina Putek), gitara akustyczna (Rafał Wiercioch) i kontrabas (Maciej Kozioł). Inspirujemy się głównie folkiem amerykańskim, ale każdy z nas wnosi trochę inny klimat do aranżacji. Z gitarzystą Rafałem poznałam się podczas warsztatów bluesowych w Puławach, więc na pewno jest to jeden z gatunków, który wspólnie bardzo lubimy i wplatamy do naszych kompozycji. Zresztą skrzypaczkę Michalinę także poznałam podczas jam session bluesowego w Warszawie. Dużą rolę u nas odgrywają także improwizacje instrumentalne – zostawiamy na nie dużo miejsca w naszych piosenkach. Mimo tego, że każdy z nas pochodzi z innego miasta, udało się stworzyć wspólnie coś bardzo fajnego – jesteśmy grupą pozytywnych ludzi w podobnym wieku, których łączy silne zamiłowanie do muzyki.
Natomiast Caroline & the Lucky Ones to skład bardziej elektryczny. Oprócz mnie w zespole grają: Piotr Trela – gitara elektryczna, Tomek Zawadzki – bas, Paweł Piekarski – śpiew, gitara akustyczna, Jarek Cieślak – perkusja. W sezonie plenerowym często grywamy na festiwalach związanych z muzyką country i blues, natomiast w ciągu roku można spotkać mój duet z gitarzystą Piotrkiem Trelą (Lucky 2) w restauracjach, klubokawiarniach czy na po prostu bardziej kameralnych wydarzeniach. Lucky Ones to też zespół, który ma bogaty repertuar lat 80., który z powodzeniem gra na imprezach firmowych czy innych wydarzeniach, na których potrzeba porwać ludzi do tańca! Mamy też własne piosenki, które najczęściej pozostawiamy w stylu country-blues. W Lucky Ones na pierwszym miejscu stawiamy rytm, za którym idą odpowiednio dobrane brzmienia instrumentów i mocne głosy. Wspólnie działamy już od prawie 10 lat. Więcej szczegółów o zespole można znaleźć na stronie www.carolineandtheluckyones.pl
Stacja Folk w ubiegłym roku wydała bardzo udany album.
Dziękujemy! Album ten nosi tytuł „W drogę ruszam i…” i jest zbiorem naszych autorskich kompozycji w akustycznych aranżacjach. Teksty są po części moje, ale też współpracowaliśmy z innymi tekściarzami – Andrzej Dębowskim, Barbarą Pieńkowską-Grelą czy autorem słów do singla „Jeden strzał” Mateuszem Różalskim. Słowa innych osób zawsze są dla mnie ciekawą inspiracją do tworzenia nowej muzyki. Ciekawą piosenką na płycie jest także „Ballada Irlandzka”, ponieważ jest to utwór który dostaliśmy specjalnie dla naszego składu od pana Waleriana Krenza i pani Aleksandry Bacińskiej z Bydgoszczy, którzy usłyszeli nasz koncert w pewnej stacji radiowej. Okazało się, że piosenka faktycznie bardzo dobrze pasuje do naszego zespołu. Na płycie jest też wiele instrumentalnych smaczków – usłyszeć można pełne ekspresji improwizacje Michaliny Putek na skrzypcach i melodyjne solówki Rafała Wierciocha na gitarze akustycznej. Za melodię do słów oraz trzon piosenki, czyli za wstępną harmonię, najczęściej odpowiadam ja. Później wspólnie z resztą muzyków układamy aranżacje do utworów. Płyta została nagrana w Otwocku, w studio multiinstrumentalisty m.in. zespołu Elektryczne Gitary – Jacka Wąsowskiego. Za master odpowiada Jerzy Runowski. Warto też wspomnieć o okładce płyty, którą zaprojektowała dla nas siostra naszego gitarzysty Rafała – Kinga Wiercioch. A za nasze zdjęcie w środku odpowiada świetny fotograf – Andrzej Wiktor. W ramach promocji płyty koncertowaliśmy w warszawskich Domach Kultury i Klubokawiarniach. Piosenki można było też usłyszeć w różnych stacjach radiowych: Jedynce, Czwórce, Radio Wnet, Radio Warszawa, Polskim Radiu Dzieciom, Radio Lublin i wielu innych.
Caroline & The Lucky Ones – doskonała płyta „Machatka”. To już 6 lat od debiutu. Dwa lata temu była EPka. Coś planujecie wydać niebawem?
Dziękujemy, tak się składa, że tak! W maju przyszłego roku będziemy obchodzić 10-lecie zespołu – z tej okazji chcemy wydać kolejną płytę. Prace nad nagraniami już trwają. W większości skupimy się na naszych piosenkach po polsku, ale myślę, że dodamy też coś po angielsku – ten język zawsze idealnie pasuje do muzyki, którą gramy.
A Ty kilkanaście dni temu powróciłaś najbardziej bluegrassowym nagraniem w Polsce ostatnich miesięcy! Opowiedz o tej kompozycji.
„Mr. Sound Engineer” to piosenka, którą napisałam po koncercie Stacji Folk na pewnym festiwalu. Próba dźwięku niestety przedłużyła się, przez co musieliśmy skrócić czas naszego występu. Wracając z grania uznałam, że fajnie byłoby napisać piosenkę, która opowiada o pracy akustyka – początkowo pisałam tekst, można powiedzieć dla zabawy, ale później gdy usłyszałam ją na pierwszej próbie w bluegrassowej aranżacji wiedziałam, że muszę ją wydać! Myślę, że każdy powinien zdawać sobie sprawę z tego, że to jak zabrzmi zespół na scenie zależy w dużej mierze od nagłośnieniowca. Praca akustyków często nie jest łatwa, a muzycy nie zawsze ułatwiają zadanie! W piosence chciałam podkreślić o ilu rzeczach trzeba pamiętać podczas próby dźwięku oraz, że często warunki akustyczne zmieniają się gdy na koncert przychodzą słuchacze. Wtedy praca rozpoczyna się praktycznie od początku. Piosenką „Mr. Sound Engineer” chciałam podziękować wszystkim, którzy nagłaśniali mnie na koncertach! Samo nagranie zostało zrobione z pomocą muzyków z zespołu Garage Folks – na banjo zagrał mój teść! – Piotr Bułas, zaśpiewał i zagrał na gitarze Rafał Jabłoński, a drugiej mandoliny użyczył Marcin Żebrowski. Prawie wszystkie instrumenty zostały nagrane na tzw „setkę”, czyli na żywo w tym samym czasie. Później dograne zostały wokale. Naszym dźwiękowcem w prawdziwym życiu i głównym bohaterem teledysku był Franek Jakubiak. Myślę, że wszyscy świetnie bawiliśmy się podczas kręcenia klipu – zabawnych scen z akustykiem w roli głównej było wiele! Podziękowania należą się także dla restauracji Lemon Tree w Łomiankach, która udostępniła nam miejsce do nagrań teledysku.
Jakie plany w Twoim bogatym muzycznie życiu, co niebawem?
Jak na razie trwa sezon i dużo koncertujemy – wśród najciekawszych wyjazdów tego lata, oprócz Stacji Folk na Bluegrass in La Roche, mogę wymienić wyjazd Caroline & Lucky Ones na Suwałki Blues Festiwal – to niesamowita i bardzo duża impreza. Czeka na nas też kolejny festiwal bluesowy – Blues pod Piecem w Starachowicach. Natomiast najbardziej nie mogę doczekać się wyjazdu na IBMA, czyli na największy festiwal bluegrassowy w Stanach, który odbędzie się w Raleigh w North Carolina już pod koniec września. Będę miała przyjemność wystąpić tam na „International Stage” – będzie to mój pierwszy koncert w Ameryce!
Oprócz celu koncertowego, z Bułas Instruments będziemy wystawiać się podczas tego festiwalu z naszymi instrumentami.
Jesień, jaka będzie muzycznie u Ciebie?
Dobre pytanie! Ponieważ będzie to moja pierwsza od kilku lat jesień bez szkoły muzycznej – w czerwcu tego roku ukończyłam Autorską Szkołę Muzyki Rozrywkowej i Jazzu I i II stopnia im. Krzysztofa Komedy na wydziale wokalnym, w klasie Magdaleny Ptaszyńskiej. Były to piękne lata, bardzo rozwojowe dla mnie nie tylko pod względem wokalu, ale też znajomości teorii, historii muzyki czy też podstaw gry na pianinie. Teraz czas wykorzystam na pewno na promowanie zespołów i załatwianie jeszcze większej liczby koncertów! Będę także kontynuować udzielanie lekcji gry na mandolinie i organizować kolejne warsztaty mandolinowe. Jak zwykle też postaram się dużo tworzyć i udoskonalać własną grę na instrumencie.
Czy byłaś kiedyś w Skandynawii?
Tak! Razem z moim Michałem pojechaliśmy tam zawieźć mandolę na sprzedaż, a przy okazji zrobiliśmy sobie małe wakacje. Zwiedziliśmy Sztokholm, a później mieszkaliśmy w domu naszego klienta w mieście Nykoping. Był to ogromny dom z XVII wieku! Często osoby kupujące od nas instrumenty stają się naszymi dobrymi znajomymi – tak stało się i tym razem. Dzięki temu możemy zwiedzać różne miejsca na świecie i wspólnie grać muzykę, co jest bardzo inspirujące. Co ciekawe w mieście Granna w Szwecji odbywa się najstarszy festiwal bluegrassowy w Europie – Grenna Bluegrass Festival. Mój mąż Michał, wraz ze swoim tatą, jadą tam już po raz drugi sprzedawać instrumenty i posłuchać znakomitych zespołów. Będzie to już 47 edycja tego festiwalu! Odbywa się w sobotę 17.08.2024 i usłyszeć można tam takie gwiazdy muzyki bluegrassowej jak np. Frank Solivan & Dirty Kitchen.
Adam Dobrzyński: Dzięki za rozmowę