Artykuł sponsorowany
Soczyste burgery, najwyższa jakość składników i pasja, która napędza marzenia. „Best Burgers” to nowe miejsce na kulinarnej mapie Bergen, stworzone przez Michała Ziemniewicza. Odwiedź i sprawdź, dlaczego „Najlepsze Burgery” to nie tylko nazwa, ale obietnica wyjątkowego smaku.
Kłody pod nogi
Decydując się na otwarcie własnego biznesu, możemy założyć, że nie wszystko będzie się udawało, zgodnie z naszymi planami. Tym razem również nie było wyjątku. Michał, czyli pomysłodawca „Najlepszych Burgerów”, od początku, pomimo przeszkód, z determinacją realizował swoje plany. Początkowo pracował na rotacji w przetwórni rybnej, gdzie codziennie mierzył się z monotonną pracą i ciężkimi warunkami.
– Niestety firma ogłosiła bankructwo i wysłano nas na przymusowe bezrobotne. Po jakimś czasie postanowiłem spróbować swoich sił w gastronomii i zatrudniłem się w lokalu serwującym sushi – wspomina właściciel.
Następnie przeniesiono go do miejsca, gdzie kuchnia japońska łączyła się z amerykańską. Właśnie tam był odpowiedzialny za serwowanie burgerów i z czasem zaczął ulepszać receptury, aż w końcu zdecydował się na własną działalność.
– W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że skoro i tak pracuje 240 godzin w tygodniu dla kogoś, to równie dobrze mogę pracować 300 godzin na własny rachunek, dla siebie – komentuje podjętą decyzje.
Od samego początku nie miał żadnych wątpliwości co do powodzenia tego przedsięwzięcia. Z przekonaniem zapewnia, że z odpowiednią wiedzą i pasją jest w stanie stworzyć naprawdę wyjątkowe burgery.
– Początkowo brałem również pod uwagę otwarcie sushi, ale po zbadaniu rynku stwierdziłem, że konkurencja w burgerach jest nieco mniejsza i słabsza jakościowo – zaznacza słuszność swojego pomysłu Michał.

Od znajomych dowiedział się o zwalnianym lokalu w galerii handlowej Drotningsvik Senter. Po wstępnym ustaleniu warunków wynajmu lokalu udał się do banku po kredyt, założył jednoosobową działalność i rozpoczął starania o uzyskanie niezbędnych pozwoleń. Jedną z pierwszych przeszkód był egzamin w języku norweskich, który jest wymagany przy prowadzeniu biznesu gastronomicznego.
– Niestety mój norweski nie jest na dobrym poziomie, dlatego parę razy musiałem podchodzić do tego testu, ale w końcu się udało – przyznaje.
Problem pojawił się również w momencie przejęcia lokalu od poprzednich najemców. Jak wcześniej ustalili, część pozostałego sprzętu miała zostać mu odsprzedana po okazyjnej cenie. Niestety spotkało go spore rozczarowanie:
– Kiedy tu przyjechałem zobaczyć opuszczony przez nich lokal, to się przeraziłem, bo wymontowali nawet lampy i ładowarkę dla samochodów elektrycznych, znajdującą się na parkingu przed budynkiem. Wynieśli dosłownie wszystko, co mogli zabrać.
Jak następnie wylicza, kompletowanie sprzętu oraz załatwianie formalności zajęło mu nieco ponad dwa miesiące i w połowie października pierwszy „Best Burger” wylądował na talerzu klienta.
Diabeł tkwi w szczegółach
Jednym z czynników, który ma doprowadzić Michała do wymarzonego sukcesu, jest dobór jak najlepszej jakości produktów. Nasz rodak z dużą uwagą dba o jakość serwowanego mięsa oraz starannie dobiera odpowiednie pieczywo, frytki i resztę dodatków w tym sosy, które są jego autorską recepturą. Jak zapewnia, nie używa mrożonego mięsa, a jego specjalnością jest tak zwany Smashburger, zawierający autorskie składniki, których nie zamierza nikomu zdradzać.
– Smashe przygotowuję sam i używam do tego mięsa z mostka wołowego. Mięso jest na zamówienie i zawsze świeże. Do tego sam je przyprawiam i dobieram odpowiednie dodatki, żeby całość była po prostu najlepsza! Również bułki nie są kupowane w sklepie, a ich skład jest nieprzypadkowy – dostarcza je lokalna piekarnia i są na specjalne zamówienie, To bułki z dodatkiem startych ziemniaków, bez mleka i jajek, co oznacza, że odpadają dwa alergeny zawarte w jedzeniu. Dodatkowo brak mąki pszennej powoduje, że bułki nie wchłaniają tak szybko dodanych przeze mnie sosów – dumnie opowiada Michał. Jak można się domyślić, reszta produktów jest również starannie dodawana. Frytki zamawiane są tylko najlepsze a kupowane warzywa, zawsze świeże. – Nawet cebulę sam kupuję, sam ją obieram i kroję, bo te już gotowe, są słabej jakości – podsumowuje.

Oprócz najwyższej jakości produktów, właściciel przekonuje, że również proponowane porcje są odpowiedniej wielkości, żeby nikt głodny od niego nie wyszedł.
Melodia przyszłości
– Teraz jest martwy sezon, ale powoli zaczyna się ożywiać – mówi Michał.
Wie, że to normalna sytuacja w tym okresie, bo jak słusznie zauważa, większość z nas jeszcze trwa przy swoich noworocznych postanowieniach.
– Może nieskromnie to zabrzmi, ale w tej chwili mam już sporo klientów, a część z nich to stali bywalcy.
Swój mały sukces tłumaczy tym, że zachowuje odpowiedni balans pomiędzy jakością i wielkością porcji a jego ceną.
W menu znajduje się dziesięć burgerowych pozycji, z których najdroższa opcja, zawierająca aż 400 g. mięsa, frytki i napój, kosztuje tylko 255 NOK. Widzi również różnicę w gustach swoich klientów.
– Podejście Norwegów i Polaków do takich miejsc jest naprawdę inne. My Polacy, przywiązujemy się do dobrego jedzenia i dlatego wracamy. Norwegowie bardziej przywiązują się do miejsca i atmosfery, ale z tym także sobie poradzę – opowiada.
W przyszłości chciałby ulepszać swoje produkty, wprowadzać do nich regionalne akcenty i zatrudnić więcej osób. Marzy mu się również otwarcie kolejnych lokali, ale póki co musi sobie radzić z bieżącymi wyzwaniami. Wyjaśnia, że ma pewne problemy z firmami dowożącymi jedzenie oraz konkurencją, która jest tuż za rogiem. – czasami klienci się skarżą, że dowożone jedzenie jest zimne, ale ja nie mam na to wpływu. Konkurencja nie jest zadowolona, że tu jestem, ale się nie boję, bo wiem, że jak jest zdrowa rywalizacja, to każdemu wyjdzie to na dobre, bo każdy z nas będzie bardziej dbał o swój produkt i podnosił jego jakość.
– Póki co nie jest lekko, ponieważ czasami wystarcza mi pieniędzy tylko na opłaty, ale wiem, że niekiedy trzeba zrobić krok w tył, żeby później wykonać dwa kroki wprzód.
Na koniec jeszcze raz dodaje:
– Naprawdę uważam, że robię najlepsze burgery w mieście. Jeśli mi nie wierzysz, to przyjedź i sam się przekonaj. Gwarantuje, że się nie zawiedziesz
Test

W odpowiedzi na zapewnienia Michała, odwiedziliśmy „Best Burgers”, który mieści się na trzecim piętrze wspomnianego centrum handlowego, położonego na obrzeżach Bergen, przy ulicy Drotningsvikveien 132. Po dokonaniu wyboru z menu, dosłownie po kilku minutach, dostajemy do ręki apetyczną porcję doskonale przygotowanego hamburgera, podanego z chrupiącymi frytkami, które idealnie komponują się z resztą dania. Widać, że Michał dołożył wszelkich starań, by posiłek był przygotowywany z najwyższą starannością. Z pełnym przekonaniem przyznajemy mu rację – to miejsce, które zdecydowanie zasługuje na uwagę. Gorąco zachęcamy do odwiedzenia „Best Burgers”, aby przekonać się, dlaczego warto tu wracać.
Niniejszy artykuł jest treścią sponsorowaną, przygotowaną we współpracy z naszym partnerem. Jeśli chciałbyś, aby Twój artykuł lub reklama znalazły się w naszej gazecie, napisz do nas: kontakt@razem.no
Z przyjemnością omówimy szczegóły współpracy i pomożemy w promocji Twojej marki.