Już ponad dwa miliony Polaków – emigrantów nowej fali – mieszka poza granicami Polski. Taki wyjazd wpływa nie tylko na nas, pracujących za granicą, ale także na nasze dzieci, które przychodzą na świat poza ojczyzną. Rodzice decydują o wartościach, jakie chcą przekazać potomstwu, jednak i nowe otoczenie ma ogromny wpływ na kształtowanie ich osobowości. A różnice są, to pewne. Przybliżamy Wam spostrzeżenia kobiet mieszkających w różnych częściach świata dotyczące wychowania i stosowania kar cielesnych wobec dzieci. Są to z pewnością subiektywne relacje, bo każda z nich znajduje się w określonym środowisku, nie zawsze typowym dla danego kraju. Takie właśnie są ich obserwacje.
JOANNA, BOLIWIA
Mówiąc o Boliwii nie da się ujednolicić metody wychowawczej, bo są rodziny wychowujące dzieci z dużą troską, dające im należyte miejsce w rodzinie, te dzieci są wożone na koszykówkę, tańce, chórki itp. Trochę podobnie jak w Polsce. Ale jest też boliwijska wieś, gdzie często niestety los dzieci łatwy nie jest. Jednak nie chciałabym być niesprawiedliwa, pisząc o tym, że w Boliwii nie dba się od dzieci, bo to nieprawda.
To, co mi się bardzo podoba, to traktowanie karmienia piersią jak najnaturalniejszą rzecz na świecie. Nie ma specjalnych pokoików, w kościele nie musisz się chować, czy wychodzić. I to jest super. Przeżyłam szok, gdy przyjechałam do Polski, że jeśli chcesz zimą nakarmić dziecko w kościele i siłą rzeczy nie możesz wyjść na dwór, bo jest zimno, to najlepiej wrócić do domu. Jakby to było nie wiem jakie halo odchylić trochę bluzki, przecież pierś i tak zasłonięta jest buzią dziecka.
Więc ta naturalność jest dla mnie super i bardzo bym chciała, żeby w Polsce też tak było.
Co mi się nie podoba to fakt, że dzieci są same sobie puszczone (tak jest głównie w środowiskach wiejskich). Nie bardzo ktokolwiek troszczy się o to, co robią, najważniejsze jest by były cicho i nie zawracały głowy dorosłym. Mój mąż mówi, że w Boliwii w jego czasach, ale niekiedy i teraz, zabija się kreatywność dziecka i jego ciekawość świata, bo dziecko ma nie sprawiać kłopotu, czyli w rzeczywistości niewiele może.
Zabija mnie wszechobecna moda na chodziki, mało które dziecko raczkuje, a jak wiadomo ma to potem swoje konsekwencje.
Za to super fajne i wygodne jest noszenie dziecka w aguayo (to gruby materiał, z którego wiąże się nosidło), zwłaszcza noworodka. Masz go zawsze przy sobie, ruch i chód matki go usypia, w każdej chwili może dostać pierś.
W ramach motywacji chyba raczej stosowana jest metoda kija niż marchewki, ale też bez przesady. Wiele rodzin jest super fajnych i nie bije się w nich dzieci. Ale na wsi wygląda to trochę inaczej, zwłaszcza jeśli ojciec pije. Ale i w Polsce często tak jest, że jeśli jest alkohol to jest i przemoc.
Jednak, powiedzmy, wytarganie za ucho to tutaj raczej standard i nikt nie zastanawia się czy dać klapsa można czy nie i czy to bicie czy nie. Nie ma tego typu rozterek, klaps jest przyjęty jako normalność, można usłyszeć opinie, że inaczej dziecko się nie nauczy, co nie znaczy że rodzice katują dzieci, choć i tak bywa. Zdarza się na wsiach, że lepiej traktuje się krowę niż dziecko, bo krowa to utrzymanie, a dziecko to się kręci pod nogami i tyle.
WIOLETA, ISLANDIA
Zaskakuje mnie cierpliwość Islandczyków do dzieci, wręcz stoicka. Dziecko próbuje coś wymuszać, kładzie się na ziemi, a oni stoją, rozmawiają między sobą. Wtedy dziecko stwierdza, że występ się nie opłaca i kończy cały cyrk. Tu jest też tak, że jakakolwiek by nie była pogoda, dzieci, począwszy od maluchów w przedszkolu, muszą bez wyjątku wyjść na zewnątrz, podobnie na przerwie w szkole. Deszcz, śnieg, czy wichura nie są straszne. Uważam, że wychodzenie na dwór w każdą pogodę powinno być obowiązkowe i w Polsce. Lekarze z ogromną rozwagą przepisują antybiotyki. Lekcje odrabia się w szkole, jest materiał zaplanowany na tydzień i jeśli dziecko skończy do piątku ma wolny weekend.
Klaps jest zabroniony, tak samo jak wszelkie kary cielesne. Jest lista zasad np. w szkole, których dzieci są uczone od pierwszej klasy. Jeśli dziecko się nie wywiąże – dostaje upomnienia, jeśli jest chwalone – dostaje karteczkę. Jeśli cała klasa nazbiera ich określoną ilość, uczniowie wychodzą do kina, bądź mają wolny czas w szkole, mogą przynosić łakocie i oglądają filmy, albo grają w gry. Rodzice są wzywani na zebrania średnio dwa razy w roku. Moim zdaniem zbyt pobłażliwie podchodzi się do obowiązków szkolnych i dzieciom wolno dosłownie wszystko, ale też wiedzą, że będą ponosić konsekwencje.
JOANNA, SZWAJCARIA
Ciężko mi generalizować, bo mieszkam w resorcie górskim, gdzie przewija się bardzo dużo obcokrajowców. W gruncie rzeczy nie zauważyłam żadnych klapsów dookoła.
Przez pierwsze dwa tygodnie, gdy w zeszłym roku przeprowadziliśmy się tutaj, mieszkaliśmy u znajomych Szwajcarów, którzy mają dziecko mniej więcej w wieku naszego synka i tam mogłam małe co nie co zaobserwować. Ale to była tylko jedna rodzina, górali w dodatku. Myślę, że w mieście może być też inne podejście do dzieci.
W każdym razie ich podejście było bardzo restrykcyjne jak na nasze standardy wychowawcze. Dziecko bardzo mało czasu przebywało z mamą, a jeśli była w domu, to zajmowała się innymi sprawami: sprzątanie, gotowanie, pranie. Zauważyłam, że to ojciec, gdy przychodził z pracy, bawił się z małym, by później go wykąpać i położyć spać. Spał sam w łóżeczku piętro wyżej niż rodzice. Sami mi powiedzieli, że jeśli w nocy płacze, to nie przychodzą do niego, bo musi się nauczyć spać. Gdy coś przeskrobał, ojciec nie miał problemu by go pociągnąć za ucho dla porządku, ale klapsa nigdy nie widziałam.
Mama chłopca kiedyś mi powiedziała, że jest taka twarda, bo jest córką farmerów i jej mama nigdy nie miała wystarczająco czasu dla niej i jej dwóch sióstr i że jest taka sama.
Inną lokalną matkę kiedyś obserwowałam na cotygodniowych spotkaniach, gdzie matki mogą sobie porozmawiać między sobą, a dzieci pobawić. Gdy jej dziecko przewróciło się czy płakało, ewidentnie dla mnie wzywając ją właśnie, tylko rzucała okiem w jego stronę, po czym kontynuowała rozmowę z koleżanką.
To tak z lokalnych przykładów.
Jeśli chodzi o obcokrajowców, których jest tu mnóstwo, to matki, zwłaszcza Włoszki, raczej są nadopiekuńcze. Biegają za swoimi pociechami nie dając im się nigdy samym pobawić. Często, gdy dziecko zaczynało źle traktować inne, rodzic od razu mu groził, że pójdą do domu, albo nie będzie oglądać bajki, albo ma iść do swojego pokoju na 5 minut za karę. To tak w telegraficznym skrócie postarałam się naświetlić sytuację z wychowaniem dzieci w Alpach.
KATARZYNA, JAPONIA
Matki w Japonii na jesień i w zimie często mają w wózkach dzieci bez skarpetek (w zimie są tu plusowe temperatury), za to same chodzą w butach z baranka. Dzieci w przedszkolu też się hartują, w zimie nie noszą rajstop, tylko w mundurkach idą do przedszkola. Spod spódniczek czy krótkich spodenek gołe wystaje, a mamy chodzą opatulone. Często nie wyciera się dzieciom zakatarzonego, cieknącego nosa.
Dzieci od przedszkola i dalej przez podstawówkę są prowadzane na zajęcia: pianino, balet, rysunek, sztuka walki, angielski. Jest wyścig wśród matek, które chcą umieścić swoje dzieci w dobrych szkołach, wtedy już od wczesnoprzedszkolnych lat są przygotowywane do egzaminów, żeby mogły dostać się do wybranej podstawówki. Stosunek do klapsa w Japonii? Zależy od rodziców; zdarza się, że dzieci dostają strzał w głowę, bo jest bliżej, niż tyłek. Ale ogólnie to mamy rozpieszczają swoje dzieci, zwłaszcza synów. Może patrzą na długie godziny pracy mężów i myślą: porozpieszczam syna zanim wpadnie w wir pracy.
KATARZYNA, NORWEGIA
Wizja wychowawcza jest tu bardzo ujednolicona. Odgórnie określony jest styl wychowawczy i oczekuje się, że każdy będzie podążał wyznaczonym torem. Podoba mi się podejście do zdrowia i budowanie odporności dzieci, które w każdą pogodę wychodzą na dwór, a błoto na podwórku nie jest uważane za wroga numer jeden. Podoba mi się również stawianie na samodzielność. Dzieci uczy się otwartości i szacunku do innych ludzi, dotyczy to zwłaszcza odmienności, w mniejszym stopniu np. szacunku należnego osobom starszym, o którym wiele mówi się w Polsce, a tu jest to jakby niezbyt aktualne. Dzieci są chwalone na każdym kroku. Z drugiej strony nie stawia się im wielu wymagań, co czasem powoduje niechęć do wysiłku, również intelektualnego. Ocen nie ma przez całą szkołę podstawową, wydaje mi się, że to trochę za długo. Dzieci w Norwegii przede wszystkim mają: prawa do decydowania (ty nie decydujesz, tylko ja – mówią siedmiolatki), oraz wiele dóbr materialnych. Nie podoba mi się, że rodzice płacą dzieciom np. za odkurzanie i inne domowe obowiązki. Za to uwielbiam, że bawią się w deszczu i są wychowywane blisko natury.
IGA, WIELKA BRYTANIA
Bardzo podoba mi się tu uczenie szacunku do drugiej osoby i dobrych manier – bo „obywatela” kształci się od pieluch. Natomiast mocno mi nie odpowiada powszechność słodyczy i złych nawyków żywieniowych. Od około drugiego roku życia, czyli momentu gdy dzieci zaczynają bawić się w grupach i spotykać towarzysko, praktycznie nie da się ich uchronić od słodyczy. Jest to wielki kontrast na przykład z tym, co obserwowałam będąc w Australii, gdzie jest duży nacisk na zdrowe, naturalne jedzenie i gdzie zastępuje się słodycze owocami. Widzę, że powoli próbuje się od tego odchodzić i edukacja rodziców oraz dzieci w tym względzie jest już dużo lepsza, niż była nawet kilka lat temu, ale to jest powolny proces.
Dzieci motywuje się przez zachętę i pochwały. Tu się dzieciom mówi dlaczego trzeba postępować w dany sposób i traktuje się je z szacunkiem. Dzieciom jasno się tłumaczy, gdzie leżą granice. Trzeba konsekwentnie żyć według zasad, ale w atmosferze miłości i bezpieczeństwa.
Stosowanie przemocy jest tu zakazane i klapsów się oficjalnie nie daje, aczkolwiek wiem z rozmów z innymi rodzicami, że niejednemu się raz czy dwa zdarzyło dziecku dać klapsa. Większość osób tego potem żałuje, podobnie jest z podnoszeniem głosu.
W Wielkiej Brytanii tempo życia jest szybkie i większość rodziców pracuje, więc dzieci od małego przyzwyczajone są do przedszkoli i wcześnie ‚instytucjonalizowane’. Oczywiście gdzie jest możliwość korzysta się z pomocy rodziny, ale wysyłanie 6-miesięczniaków do żłobka 2-3 dni w tygodniu jest normalne. Dzieci zaczynają szkołę od 4/5 roku życia i co prawda w pierwszym roku jest to głównie zabawa, ale jest to dla nich duże wyzwanie, bo mają jedynie weekend na wyciszenie. Wielu rodziców również goni za „sukcesem” i zachęca dzieci do rozwijania zainteresowań przez zajęcia grupowe po szkole, co oczywiście daje rezultaty, ale moim zdaniem obciąża maluszki. Edukacja jest brana bardzo poważnie i od wczesnego wieku testuje się dzieci, co według mnie nie jest dla ich psychiki zbyt dobre. Dużo się tu od dzieci wymaga i przez to trochę się im to dzieciństwo skraca. Ale ogólnie jest to dobre miejsce na wychowywanie dzieci, może tylko poza kiepską pogoda.
2 komentarze
A dlaczego pytano tylko kobiety?
Dobre pytanie! Mówiąc najprościej wynika to z naturalnych doświadczeń autorki, w których rozmowa na tematy wychowawcze z innymi kobietami pojawia się często i spontanicznie, w przypadku znajomych mężczyzn to raczej sporadyczne dialogi. Dziękujemy za komentarz i inspirację do spojrzenia na tematy wychowawcze męskim okiem.