Jako studentka jeździłam dużo polskimi pociągami i nigdy nie oceniałam standardu krajowych kolei, ale odkąd mieszkam w Norwegii, wiem że PKP ma przed sobą lata świetlne pracy, i nie chodzi tutaj o dorównywanie innym krajom czy wyścigi kto ma lepsze wagony.
Kiedy zostałam mamą i mogłam wykorzystać urlop macierzyński, a później z tzw. postojowego (permittering) czerpałam z tych możliwości garściami.Wspólnie z Felixem odwiedziliśmy Tromsø i mieliśmy okazję zobaczyć Słońce Północne, w zasadzie to ja miałam tę szansę, on wtedy błogo spał. W Trondheim zachwycałam się katedrą Nidaros, a Felix z otwartymi ustami przysłuchiwał się melodiom płynącym z katedralnych organów. Wyprawa do Ålesund dostarczyła wielu wrażeń. Wtedy weszłam z siedmiomiesięcznym synem na pierwszy poważny punkt widokowy, którym było Rampestreken. Mijający nas ludzie patrzyli na mnie z podziwem i niejednokrotnie słyszałam, że jestem silna i odważna. Co prawda, w tamtym momencie zastanawiałam się, czy nie brakuje mi piątej klepki. Samo wejście na górę nie było wyczerpujące. Trudność sprawiało jednak to, że cały ciężar dziecka spoczywał na mojej klatce piersiowej, przeponie i brzuchu. Podczas tamtego wyjazdu odwiedziliśmy także Geiranger. Wielkanoc 2021 spędziliśmy w małej miejscowości Domas. Pod koniec pobytu zasypał nas śnieg. Nie mogliśmy wydostać się z motelu, a taksówkarze odmawiali przejazdu z uwagi na bardzo złe warunki pogodowe.
To, co okazało się dla mnie niezbędne w podróży z dzieckiem, to nosidło. Dobrze dobrane, właściwie zapięte będzie przede wszystkim gwarantem bezpieczeństwa oraz wygody, nie tylko dla małego człowieka, ale również dla rodzica. Jeśli chodzi o wózek to tak naprawdę nie miałam potrzeby zabierania go ze sobą, szczególnie, gdy planowałam wyłącznie górskie wędrówki. Jednak w przypadku dzieci, które wciąż w środku dnia ucinają sobie drzemki, wózek będzie niezbędny. Polecam wózek lekki, łatwy do złożenia, a przede wszystkim taki, którego nie będzie nam żal, kiedy nagle okaże się, że nie przetrwał np. transportu w samolotowym luku bagażowym. Tańszą alternatywą jest kupienie lub skorzystanie z opcji „gis bort” na portalu finn.no. Ja tak zrobiłam w Tromsø. Dostałam wózek za darmo, a po kilku dniach miał nowego właściciela. Dzięki temu można zaoszczędzić pieniądze, dać kolejne życie rzeczom używanym i zadbać o środowisko.
Zapas pampersów, coś na „ząb”, owoce, woda, książki oraz ulubione zabawki to absolutne must have. Nie trzeba mieć wielkiej torby z jedzeniem, ponieważ w samolocie czy pociągu będzie okazja do kupienia czegoś do spożycia. Jednak należy liczyć się z tym, że nie będą to pełnowartościowe posiłki, tylko raczej półprodukty, danie podgrzewane w mikrofalówce czy szybkie przekąski. W pociągu, w przedziale restauracyjnym, standardowo można zakupić słynną norweską parówkę.
Lecąc z dzieckiem samolotem nie musimy się martwić, że napój, mleko lub jedzenie dla malucha nie przejdzie przez kontrolę na lotnisku, bo pojemność przekroczy dozwolony limit. Dzieci ta zasada nie obowiązuje. Produkty dla dzieciaków przechodzą kontrolę, a po niej zwracane są pasażerowi. Dzięki temu możemy mieć mleko, mleko modyfikowane w proszku lub rozrobione z wodą, wodę w termosie czy w butelce lub inne dowolne płyny.
Podróże to nie tylko same przyjemności. Bywa, że czas spędzony w środkach transportu jest wyjątkowo długi, a ciągłe siedzenie w jednym miejscu nie należy do interesujących. Kiedy coś jest w stanie znużyć dorosłego, małego człowieka znudzi znacznie szybciej.
Na szczęście na lotniskach są strefy zabaw, a w pociągach małe pokoje, gdzie dzieci mogą bezpiecznie spędzić czas (podłoga i ściany pokryte są miękkimi materacami), a także obejrzeć telewizję. Gdy kupujemy bilet na podróż z dzieckiem, system automatycznie przydziela miejsce w przedziale familijnym, a tam właśnie znajduje się wspomniany pokój dla maluchów. Podczas ostatniej naszej wycieczki do Kristiansand, spędziliśmy podróż w przedziale dla rodzin dodatkowo klimatyzowanym. Poza tym w pociągu jest darmowe WiFi.
Takie przedziały są zbawienne dla rodziców, dzieci, a także pasażerów nie mających ochoty na wspólne przebywanie z dziećmi. W przedziałach familijnych nikt nie będzie patrzył na nas z wyrzutem, kiedy dziecko będzie zmęczone, a niekoniecznie wyrazi chęć do spania.
W pociągach znajdziemy spore i wygodne toalety, gdzie w przeciwieństwie do polskich pociągów, mogą się swobodnie zmieścić dwie dorosłe osoby z dzieckiem. Każda toaleta jest wyposażona w przewijak. Na dłuższych trasach pomieszczenia sanitarne są czyszczone kilkukrotnie.
Sporo lataliśmy samolotami. Jest to najszybsza opcja, ale z dzieckiem do drugiego roku życia nie do końca najwygodniejsza. Chcąc uniknąć dodatkowych kosztów, dziecko musi siedzieć na kolanach rodzica/ opiekuna. Można wykupić dodatkowe miejsce, ale wtedy wymagany jest fotelik, a tego linie lotnicze nie zapewniają. Nie ma także opcji wypożyczenia. Podróżując z dzieckiem mamy prawo do zabrania i umieszczenia w luku bagażowym fotelika lub wózka. Jest to darmowa usługa. Taki typ bagażu nazwany jest „specjalnym” i rejestrujemy go na lotnisku, przy bramce gdzie nadawany jest główny bagaż.
Zamawiając taksówkę, obowiązkiem pasażera jest poproszenie o odpowiedni fotelik dla dziecka. Nas niestety spotkała niemiła sytuacja w Haugesund. Po wylądowaniu okazało się, że zamówienie taksówki jest jedyną opcją wydostania się z lotniska. Z uwagi na szalejący Covid-19 kurs autobusów został wstrzymany do odwołania. Na lotniskowym parkingu stało kilkanaście taksówek, niestety żaden z kierowców nie miał na stanie fotelika samochodowego. Pewien pan zapewnił, że zaraz przyjedzie jego kolega i bezpiecznie będziemy mogli dostać się do centrum. Po czterdziestu minutach ciągłego zbywania mnie okazało się, że fotelika nie ma i nie będzie. Próbowano mnie także oszukać, wmawiając że muszę zapłacić ponieważ taksometr został uruchomiony. Oczywiście nie zapłaciłam za usługę, której nie zleciłam. Koniec końców znalazł się kompetentny człowiek z fotelikiem i po prawie dwóch godzinach mogliśmy odpocząć w hotelowym pokoju. Przejazd był dosyć drogi. Zapłaciłam 680 koron (dystans 13 km).
Na szczęście w Tromsø transfer z lotniska jest o wiele łatwiejszy i tańszy. Taksówka do centrum kosztowała 110 koron za niecałe 5 km.
W większości autobusów dalekobieżnych znajduje się kilka fotelików wmontowanych w siedzenia. Wystarczy nacisnąć mechanizm znajdujący się z boku i w łatwy i szybki sposób fotel przekształci się w wygodne i bezpieczne siedzisko dla małego pasażera. Zdarzyło nam się, że w autobusie nie było fotelików. Kierowca nie odmówił nam przejazdu, ale zwrócił uwagę, że dla bezpieczeństwa i komfortu jazdy warto zabrać ze sobą prywatny fotelik.
Jeśli miałabym dać rady rodzicom chcącym wyruszyć we wspólną podróż z dzieckiem, ale bojącym się jak to będzie, powiedziałabym: „Jedź i zobaczysz, że w już drodze powrotnej zaczniesz planować kolejną wycieczkę”. Wystarczy dobry humor, mały zarys tego, co mniej więcej chcecie robić, elastyczność (z dziećmi nie ma stałości) i ubrania na każdą pogodę.
Do odważnych świat należy, zatem w drogę!
Zdjęcie: Steven Thompson/Unsplash