Różnice w cenach powinny napędzać konkurencję. W Norwegii jednak, choć różnice cenowe w poszczególnych sieciach spożywczych są ogromne, konkurencja – według ekspertów – jest marna.
Nettavisen porównała ceny wybranych produktów w sklepach Kiwi, Rema 1000 i Extra. Ekspert ds. artykułów spożywczych Bent Sofus Tranøy – cytowany przez gazetę – uważa, że sieci spożywcze mają zdecydowanie za dużo władzy. Może to doprowadzić do tego, że niektóre znane marki zostaną całkowicie wypchnięte ze sklepów.
W tej chwili norweski rynek spożywczy zdominowany jest przez trzy sieci: Norgesgruppen, Coop i Rema 1000. Rocznie kupujący zostawiają w nich 200 miliardów NOK. Te trzy sieci oferują nie tylko markety spożywcze. Coraz częściej zaczynają produkować sprzedawane przez siebie towary pod markami własnymi (EMV) lub wykupują producentów, jak np. firmę Norsk Kylling, którą kupiła Rema 1000. Następnie dystrybuują produkty, np. Asko z Norgersgruppen. Często zarządzają także magazynami. Obawa, że wzmożone produkowanie własnych marek wypchnie konkurencję jest realna. EMV mogą być produkowane przez same sieci lub przez przedsiębiorstwa do nich należące. Praktyką jest, że EMV jest również produkowane przez markowych producentów, ale pod nazwami będącymi własnością samych sieci. Za EMV uważa się również sytuację, w której producent dostarcza produkty tylko do jednej sieci. Eksperci uważają, że takie rozwiązanie, zamiast zwiększać konkurencję, sprawi, że konsumenci będą mieć uboższy wybór produktów.
Przykładami EMV są na przykład First Price, Eldorado, Änglamark, Xtra czy Kolonihagen. Wiele osób kojarzy EMV z tańszymi produktami wymienionego powyżej First Price. Jak się jednak okazuje EMV może być również znacznie droższe niż produkty znanych marek. Nettavisen podaje przykłady szynki pieprzowej (ekologicznej) Kolonihagen, która kosztuje nie mniej niż 443 NOK za kilogram, lub Kokt skinke (Kolonihagen) za 390 NOK, podczas gdy za szynkę Ekte kokt firmy Gilde można zapłacić 265 NOK za kilogram (dane z 19 września 2023 r.).
Sztuczna konkurencja
Z przeprowadzonej przez Nettavisenn kontroli wynika również, że na półkach sklepowych znajduje się zdecydowanie najwięcej produktów EMV. Według profesora Benta Sofusa Tranøy jest to złą wiadomością.
Profesor, który w 2011 roku był członkiem powołanej przez rząd Komisji Matkjedeutvalget, pracuje aktualnie w Høgskolen w Innlandet oraz Høyskolen Kristiania, tłumaczy, że sytuacja na norweskim rynku spożywczym nie ma nic wspólnego z ogólnie rozumianą konkurencją.
– Prawdziwa konkurencja ma miejsce wtedy, gdy klienci mogą wybierać pomiędzy kilkoma różnymi produktami, różniącymi się ceną i jakością, a ceny odzwierciedlają koszty powiększone o marże producentów. Zamiast tego jest tu arena, na której sieci spożywcze mają niemal całkowitą władzę. Stwarzają wrażenie rywalizacji. To możemy nazwać sztuczną konkurencją. – mówi profesor i dodaje. – Klientom może się wydawać, że jest w czym wybierać i że jest wielu producentów, ale sieci spożywcze zarządzają wszystkim wspólnie.
To sieci spożywcze decydują o tym, jak towary mają być eksponowane i gdzie mają być umieszczone, co daje im ogromną władzę. Poza tym ważna jest cena. Jeśli jakaś sieć chciałaby, aby jej własna marka przejęła udziały innej marki (np. Gilde) na rynku, wystarczy, że podniesie ceny Gilde w swoich sklepach. Tranøy uważa, że Norgesgruppen, Coop i Rema 1000 kontrolują nie tylko rynek detaliczny, ale aktywnie działają również na rzecz osłabienia innych marek. Według eksperta istnieje bardzo niewiele produktów i producentów, od których sieci zależą, co oznacza, że wiele artykułów może po prostu zniknąć ze sklepów.
Opłaca się być dużym
– Myślę, że w przyszłości, w sklepach będziemy mieli niemal wyłącznie marki własne sieci spożywczych. Być może otrzymamy coś w rodzaju kapitalistycznej wersji Europy Wschodniej, ale w jasnych kolorach – mówi. – Wtedy będzie to forma gospodarki planowej, w której siedziby sieci spożywczych będą decydować, co konsumenci będą mogli kupić. Sam uważa, że najbardziej stracą na tym konsumenci.
Minister Przemysłu Jan Christian Vestre (AP) zapowiadał, że na wiosnę tego roku zostaną przedstawione pomysły zmian, dzięki którym norweski Urząd ds. Konkurencji będzie musiał interweniować przeciwko niezdrowej konkurencji. Według profesora, kierunek, w którym rozwijają się sieci, jest w tej chwili niemożliwy do odwrócenia. Trudno doprowadzić do lepszej konkurencji na rynku artykułów spożywczych, gdy koncentracja władzy jest już tak daleko zakrojona. Opłaca się być dużym i opłaca się rosnąć jeszcze bardziej.
Według przedstawicieli norweskich sieci spożywczych, zapytanych o komentarz do wypowiedzi profesora Benta Sofusa Tranøya nie ma mowy o dyktaturze, konkurencja między sieciami jest duża, a nawet silniejsza niż kiedykolwiek. Według nich własne marki są ważne dla podtrzymania konkurencji oraz dają konsumentom więcej możliwości i lepszy wybór.
Artykuł sfinansowano ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Nazwa zadania publicznego: Świat opisany po polsku – wsparcie mediów polonijnych w Europie Zachodniej. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.