Zamieszki we Francji, o których media na świecie chętniej milczą niż informują, prześlizgnęły się na główne strony wiadomości w kraju nad Wisłą, ponieważ w Marsylii został zaatakowany polski autokar.
Jak informuje Polsat News: „Autokar z Polski został zaatakowany podczas imigranckich zamieszek w Marsylii. Protestujący obrzucili pojazd kamieniami, a następnie zaczęli wybijać okna i próbowali podpalić pojazd”.
– Kilka osób, łącznie z kierowcą, zostało rannych odłamkami szkieł oraz kostki brukowej – poinformował polski przewoźnik w oświadczeniu przesłanym do Polsat News.
Po śmierci 17-latka, który zginął z rok policji, na ulicach francuskich miast gore. I to dosłownie, ponieważ rozwścieczone grupy imigrantów podpalają samochody i sklepy. Podobno spłonęła również największa biblioteka w Marsylii…
Atak na polski autobus zdarzył się w czwartek, 29 czerwca wieczorem. Kierowca, Polak, wiózł w autokarze turystów z Tajlandii. W Marsylii, która stanowiła miejsce docelowe podróży z Rzymu, na pojazd spadł deszcz kostek brukowych raniąc kilku pasażerów, podobnie jak szkło, które rozprysło się po pojeździe. Pasażerowie chcą uniknąć obrażeń, kładli się na podłodze autokaru. Zdarzenia te opisywane są przez przewoźnika jako dramatyczne.
Według relacji, demonstranci mieli nie tylko obrzucić autokar, ale także mieli wybijać okna i próbować podpalić pojazd..
Kierowca nie stracił przytomności i udało mu się wyprowadzić pojazd wraz z pasażerami z opresji. „Dzięki wieloletniemu doświadczeniu kierowcy udało mu się sprawie zawrócić i uciec z miejsca zdarzenia” – czytamy w komunikacie.
Jak przekazuje przewoźnik, francuskie władze nie udzieliły pomocy poszkodowanym. Nie otrzymali jej również z polskiej ambasady. Koszty naprawy, które według wstępnej wyceny mają wynieść około 100 tysięcy złotych, ma ponieść firma przewozowa.
Zamieszki we Francji po śmierci 17-latka
17-letni Nahel został zastrzelony w Nanterre pod Paryżem przez policjanta. Zdarzyło się to w ostatni wtorek, 27 czerwca, po tym, gdy nastolatek, mimo ostrzeżeń policjantów, nie zatrzymał się do kontroli drogowej.
Minister spraw wewnętrznych Francji Gerald Darmanin poinformował w sobotę rano o 994 aresztowanych w nocy z piątku na sobotę. Poprzedniej nocy również zatrzymano ponad 900 osób. Tylko jednej nocy zgłoszono 2560 pożarów na drogach publicznych, spłonęło 1350 samochodów i poinformowano o 234 przypadkach uszkodzeń lub pożarów budynków. Spalono co najmniej 500 budynków i ponad dwa tysiące samochodów. Setki policjantów i strażaków zostało rannych (za: CNN).
Takiego poziomu niepokojów i zamieszek nie widziano we Francji od 2005 roku, kiedy śmierć dwóch nastoletnich chłopców ukrywających się przed policją wywołała tygodnie zamieszek i skłoniła rząd do ogłoszenia stanu wyjątkowego.
Rzecznik Pałacu Elizejskiego powiedział w piątek, że stan wyjątkowy „nie jest konieczny” i że „stopniowa reakcja” na przemoc obserwowaną w ostatnich dniach jest „bardziej odpowiednia”. Rzecznik zauważył, że stan wyjątkowy z 2005 r. został ogłoszony „po około dziewięciu dniach przemocy”, dodając, że otaczające go prawo było „wyjątkiem”, z którego należy korzystać tylko „gdy wymaga tego sytuacja na miejscu”.
Prezydent Emmanuel Macron poinformował o wysłaniu na ulice dodatkowych sił policyjnych, w celu przywrócenia porządku. Patrząc jednak na straty, które są prezentowane przede wszystkim w mediach społecznościowych, nie wydaje się, że przywrócenie porządku będzie kwestią chwili.