Gdyby ktoś przeczytał moje zapiski, odniósłby wrażenie, że całe moje ówczesne życie obracało się wokół teatru. Tak, teatr był ogromnie ważny – zwłaszcza przed wizytą cesarza – ale pojawiła się także druga sprawa o dużym znaczeniu. Nietrudno się domyślić, że chodziło o dziewczynę.
Pierwszy raz zobaczyłem ją w upalny dzień pod koniec lata. Przygotowania do cesarskiej wizyty były w pełnym toku. Wracałem właśnie od płatnerza niosąc pokaźny worek wypełniony elementami uzbrojenia, które ucierpiały przy próbach i które trzeba było doprowadzić na nowo do idealnego stanu.
– Hej, żołnierzu! – usłyszałem. – Nie jesteś przypadkiem spragniony? Mam dobry cydr, z jabłek z własnego sadu!
Kobiecy głos mówił nieco łamaną, ale zrozumiałą łaciną, jaką posługiwała się większość rdzennych mieszkańców okolic Eboracum.
W pierwszej chwili nie przyjrzałem się dokladniej właścicielce głosu, bo byłem naprawdę okropnie zgrzany i zmęczony; podsunięty mi kubek chłodnego napoju interesował mnie bardziej od sprzedawczyni.
Wypiłem duszkiem pyszny, aromatyczny cydr i poprosiłem o dolewkę. Wyszukałem w sakiewce drobną monetę; dopiero płacąc spojrzałem dziewczynie w oczy. I utonąłem w nich jak w północnym jeziorze za murem Hadriana. Stałem z pustym kubkiem w dłoni i gapiłem się, jakbym nigdy w życiu nie widział istoty rodzaju żeńskiego.
– Może jeszcze? Tym się nie upijesz. Zapłaciłeś za trzy kubki – rzekła wesoło.
Spróbowałem otrząsnąć się z zauroczenia.
– Tak, poproszę – udało mi się powiedzieć. Odzyskałem kontrolę nad sobą. Dodałem:
– Wspaniale smakuje ten cydr. Robisz go może z zaczarowanych jabłek?
– Może – roześmiała się. – Na naszych wyspach jest dużo magii.
– Coś o tym wiem – uśmiechnąłem się. – Razem z przyjaciółmi przygotowujemy na przyjazd cesarza przedstawienie o Merlinie.
– O! – czarne brwi nad błękitnymi oczami uniosły się; trudno było powiedzieć, czy tylko ze zdziwieniem, czy także z aprobatą. – Jesteś jednym z tych słynnych aktorów z amfiteatru? Rzymianie interesują się naszymi historiami?
– Jestem aktorem, ale nie słynnym – odparłem. – Głównie piszę sztuki. Wasze legendy są bardzo ciekawe. I piękne, chociaż groźne. Przyjdziesz na przedstawienie? Jeżeli zjawisz się jakieś pół godziny przed rozpoczęciem, znajdę ci dobre miejsce koło sceny; gdybyś mnie nie zobaczyła, zapytaj o Arminiusza.
– Arminiusz – powtórzyła. – Ja mam na imię Igerna.
– Jak matka Artura i Morgany w historii o Merlinie – zauważyłem. – Tym bardziej powinnaś przyjść do teatru! No, na mnie już czas, wkrótce zaczynamy próbę. Dziękuję za cydr.
Dumny byłem z siebie, że udało mi się odzyskać władzę nad umysłem i poprowadzić swobodną rozmowę, a nawet odzyskać przytomność na tyle, aby zaprosić Igernę do teatru, ale w dalszym ciągu czułem się oszołomiony. Moja nowa znajoma była niewątpliwie urodziwa: wielkie błękitne oczy, bujne kasztanowate warkocze, gładka cera – ale dlaczego zrobiła na mnie aż tak piorunujące wrażenie? – zastanawiałem się. Nie pierwszy raz miałem do czynienia z ładną dziewczyną. Może jej cydr był mocniejszy, niż się wydawało? W każdym razie był pyszny…
Trochę wstyd mi było wybrać się na kolejną degustację cydru już następnego dnia, a zresztą nie miałem czasu, pracowałiśmy od świtu do nocy. Trzeciego dnia nie wytrzymalem i wybrałem się na ulicę, przy której położony był warsztat płatnerza. Znalazlem piękną sprzedawczynię cydru na tym samym miejscu, co poprzednio.
– Chyba jednak ci mój napój niezbyt smakował, Arminiuszu – odezwała się, napełniając kubek – bo tak długo nie wracałeś…
Serce gwałtownie mi zabiło.
– Dla mnie te trzy dni też były bardzo długie – powiedziałem – ale mamy naprawdę mnóstwo pracy przed cesarską wizytą.
– A jak będzie potem? Kiedy cesarz odjedzie? – spytała.
– Będę miał dużo wolnego czasu przez dwa tygodnie – odrzekłem – i chciałbym jak najwięcej tego czasu spędzić z tobą, Igerno. Zgodzisz się na to?
– Tylko przez dwa tygodnie? – Jej oczy zabłysły gniewnie. Pojąłem, że popełniłem gafę.
– Nie zrozumiałaś mnie – rzekłem pokornie. – Dwa tygodnie po wyjeździe cesarza moja kohorta ma rozkaz odmaszerować na północ, pod mur. Mamy zmienić drugą kohortę, która tam stacjonuje od pół roku. Od dawna nie było od nich wiadomości, trybuni trochę się niepokoją. W każdym razie oni odsłużyli tam swoje pół roku i pora na zmianę. Wrócę dopiero wiosną.
– Na pewno wrócisz? – spytała.
– Żołnierz nigdy nie ma pewności, czy wróci z wyprawy – odparłem – ale jeśli przeżyję, to wrócę. Wrócę do ciebie, jeżeli zechcesz na mnie poczekać.
Ująłem jej dłoń.
– Pewnie uznasz za śmieszne, Igerno, że mówię takie rzeczy przy drugim spotkaniu, ale żadna dziewczyna nie przypadła mi nigdy do serca tak jak ty – mówiłem, zdając sobie sprawę, że zachowuję się jak opętany; nic jednak nie mogłem na to poradzić, słowa płynęły same. – Nie myśl, że chcę postapić z tobą jak typowy rzymski żołdak z celtycką dziewczyną. Dla mnie to poważna sprawa.
– Wydaje mi się, że mówisz szczerze – rzekła z namysłem – ale ty grasz w amfiteatrze. Umiesz mówić nieprawdę tak, żeby ci wierzono.
– Daj mi przynajmniej szansę na to, abym mógł ci udowodnić, że mam wobec ciebie uczciwe zamiary – poprosiłem. – Daj mi szansę na to, żebyś mogła mnie lepiej poznać. Przedstaw mnie swoim rodzicom, niech się dowiedzą, że nie wszyscy Rzymianie to poszukiwacze łatwych okazji.
Potrząsnęła głową.
– Mam tylko babkę, a ona nie lubi Rzymian. Jeżeli… jeżeli mówisz prawdę, to będę ją musiała bardzo powoli i stopniowo przygotować.
Rozejrzałem się. Nadchodziła pora sjesty, ulica się wyludniła. Objąłem Igernę i mocno pocałowałem.
***
Dużo takich słodkich i pachnących jabłkami pocałunków było w ciągu ostatnich tygodni przed wymarszem. Nie próbowałem pozwalać sobie na więcej, bo przecież obiecałem… Z każdym dniem nabierałem coraz większej pewności, że znalazłem przeznaczoną mi kobietę.
Ostatniego wieczoru jak zwykle odprowadziłem Ingernę do rozstajnych dróg. Nie chciała iść ze mną dalej, twierdząc, że babka zrobiłaby jej straszną awanturę, gdyby ją zobaczyła z rzymskim legionistą. No cóż, myślałem, przez pół roku może uda jej się staruszkę przekonać, a jeżeli nie, to i tak się pobierzemy.
– Chciałbym dać ci coś na pamiątkę – powiedziałem, gdy nadeszła pora pożegnania. – Może wygląda niepozornie, ale dla mnie to najcenniejsza rzecz, jaką mam. To złoty liść laurowy z cesarskiego wieńca. Cesarz dał mi go za sztukę o Merlinie, więc ten listek łączy się i z Rzymem, i z Celtami.
Wydało mi się, że zmarszczyła brwi. Jednak wzięła listek i podziękowała mi czułym pocałunkiem.
– Ja też mam coś dla ciebie – powiedziała. – Dzięki temu wrócisz do mnie.
Poczułem na lewym przedramieniu chłodny dotyk metalu. Spojrzałem. To była kunsztowna obręcz z brązu, coś pomiędzy szeroką bransoletą a wąską manica. Miała kształt dwóch splecionych węży o wilczych głowach. Ich obnażone kły sprawiały groźne wrażenie. Ten klejnot jest piękny i straszny jak celtycka legenda, pomyślałem.
– Wygląda magicznie – uśmiechnąłem się.
– Bo jest magiczna – szepnęła. – Poprosiłem babkę o amulet, który sprowadzi do mnie z powrotem kogoś, kto jest mi bliski i udaje się w daleką podróż – dodała. – Oczywiście nie powiedziałam, że chodzi o Rzymianina.
Zaśmiała się, przytuliła do mnie w ostatnim pocałunku i pobiegła przed siebie przez wrzosowisko. Wkrótce przesłoniła ją wieczorna mgła.
***
– Gdzieś ty ostatnio przepadał po całych dniach? – spytał Lucjusz, kiedy ułożyliśmy się do snu po pierwszym dniu marszu. Antoniusz i Darejos już pochrapywali.
– No, powiedz. Dziewczyna? – nie ustępował Lucjusz.
– Owszem – mruknąłem.
– Tutejsza? – indagował dalej.
– Tak – szepnąłem – ale to poważne.
– Aha – głos Lucjusza też zabrzmiał poważnie. Byłem mu za to wdzięczny. – Czemu tak się z tym kryłeś? Bałeś się, że Antoniusz jej zawróci w głowie? Fakt, Antoniusz to w takich sprawach zagrożenie dla każdego… Za przystojny drań jest.
– Nie chowałem jej – burknąłem. – Była w teatrze na Merlinie, ale to nie był taki dzień, żeby patrzeć na dziewczyny.
– Pewnie – zgodził się Lucjusz. – Ale kiedy wrócimy i okaże się, że czekała na ciebie, to musisz ją nam przedstawić, zanim podejmiesz decyzję. Antoniusz, rozumiesz, to murowany sprawdzian. Jak dziewczyna go pozna poza sceną, a jednak dalej będzie wolała ciebie, to naprawdę trzeba ją potraktować poważnie. No, dobranoc. Niech ci się twoja wybranka przyśni!
***
Igerna nie przyśniła mi się jednak ani tej nocy, ani żadnej z kolejnych.
C.d.n.
Poprzednie odcinki:
Gladiatorzy. Odcinek 1. Hydra lernejska