Srebrny Dzik „in black”
Stoję przed domem i po raz setny czytam esemesa od Alene. Miękko mi na sercu. Z zamyślenia wyrywa mnie zatrzymująca się pod domem taksówka. Kto to?
Otwierają się drzwi białego Merca i wysiada z niego nasz sąsiad Mikksen i jakiś czarnoskóry bysio.
– Dzień dobry – witam ich.
– Dżen dobry, nareszcie w domu. To jest Malcolm, pomagać mu yyyy… nowe szycie w Norwegii. On ucieka, przed wojna w Somalia.
– Hello Malcolm, aj em Szczepan.
– Hello – błysnął białymi zębami.
– To gdzie panowie byliście?
– W Italia, ja pojechał po niego. Lubię pomagać yyy… jak to się mówi jak ktoś ucieka psied wojna?
– Uchodźca.
– O, pomagać uchoźca – wyciąga do mnie prawicę. Na wewnętrznej stronie nadgarstka dostrzegam … tatuaż z numerem! Mikksen zauważa moje zdziwienie i uśmiecha się smutno.
– Tak, to numer z obozu, byłem w Majdanek. Tam nauczył trochę polski.
– Przepraszam za niedyskrecję – bąkam i spuszczam wzrok.
– Wsitkodobzie Siepan, to dawno było. Kiedyś mi pomagać inny teraz ja pomagać uchoźca.
– Dobry z pana człowiek.
– Ty mozie przyjś do mnie to rozmawiać moziemy.
– Jasne, dziękuję – pewnie, że chętnie z nim pogadam, jest przemiły i może dowiem się czegoś o drugim sąsiedzie, zwolenniku Adolfa. – Kiedy mogę?
– Mozie jutro po obiedzie?
– Będzie mi bardzo miło.
Popatrzyłem w stronę okna drugiego sąsiada. Po zniszczeniach, które powstały na skutek upadku drzewa, nie ma prawie śladu. Ciekawe, czemu nie zatrudnił nas do naprawy szkód? No nic, jego sprawa, ale dziwne to wszystko.
Wchodzę do domu, Łysy pojechał do Arendal zawieźć Karola, Piotrek coś czyta, a Waldek po powrocie z ryb siedzi przed komputerem. Nuda, niedzielna nuda.
– Szczepciu, znasz ty sie na samochodach, a?
– Trochę tak, chociaż własnego nie mam.
– Muszę Atosa wymienić na cuś większego. Rodzina do mnie przyjeżdża i ich nie pomieszczę przecie, a i do Polski wyjazd mi się szykui.
– Spoko, pokaż co tam jest.
– Nu taki Renault Espace na ten przykład, a?
– Duży to on jest… tylko to „francuz”, będziesz w warsztacie raz w tygodniu. Może volkswagen?
– Niemiec? Nigdy!
– Dlaczego?
– Bo gospodarki ich wspierać nigdy nie będę.
– Dobra, dobra wyluzuj już Waldi. A ta Toyota?
– Za mała, ja pięcioro dzieci mam. A ten?
– Chrysler Grand Voyager…niezły, czytaj co on ma!
– Siedem miejsc, przebieg – dziewięćdziesiąt tysięcy, elektryczne lusterka, szyby i regulacja foteli… potem ABS i inne jakieś cyferkowe systemy. A, no i ważna informacja, samochód użytkowany przez kobietę!
– To on chce go sprzedać czy nie?
– Nu chce.
– To po co pisze, że kobieta nim jeździła?
– Hahaha!
– Dobra, dzwoń!
Waldek wykręca numer i po chwili zaczyna wypytywać sprzedającego o szczegóły. Na jego pyzatym obliczu pojawia się uśmiech. Naciska wreszcie czerwoną słuchawkę.
– Chyba go kupię! Jedziemy obejrzeć? To pięć minut stąd.
Wracamy Atosem po oględzinach, targach i wybrzydzaniu. Ale co najważniejsze, z umową w ręku!
– Szczepciu, a może chciałbyś kupić mojego bolida, a?
– Waldi, nie mam tyle siana jeszcze.
– Możesz mi w ratach oddać, Dwie dychy i jest twój, co ty na to, a?
– Wiesz co? Pomyślę!
Przydałby mi się jakiś pojazd. Byłbym niezależny, mógłbym sobie na wycieczkę gdzieś pojechać… No i tanio!
Nie ma co się zastanawiać!
– Ok, biorę!
– No i fajni, będzi ci długo slużył.
Podjarany jak Chińczyk bateryjką wbiegam do domu.
– Kupuję Atosa!
– Co? – Łysy zdążył już wrócić z Arendal, dokąd odwiózł Karola i patrzy na mnie zdziwiony – Będziecie z Maszyną wyścigi Atosów urządzać?
– Nie, kupię od niego!
– O, to Alene padnie z wrażenia, jak zajedziesz taką furą.
– Zobaczysz, jeszcze będziesz przepraszał Atosa, nadam mu imię… Srebrny Dzik!
Dostałem kontakt do gościa, który chce pomalować garaż. Fucha się zawsze jakaś przyda. No i mój Atos… Srebrny Dzik się może spłaci szybciej niż myślałem? Mknę nim teraz na Vågsbygd, to na południu Kristiansand, dogadać się z klientem. Gdzie ten dom? Nie można jakoś normalnie oznaczać ulic i numerów? Mam! Duża chałupa otoczona drzewami, a przed nią na leżaku siedzi jakiś facet.
– Gud morning. I’m Szczepan, peinting jour gerydż.
Dzień dobry. Jestem Szczepan, malować twój garaż.
Mam nadzieję, że mnie zrozumie.
– Hello Śfepun, nice to meet you. The garage is there.
Hei Szczepan, miło cię poznać. Garaż jest tam.
Duży, na dwa auta. Czerwony z białymi wykończeniami i bramą. Trochę roboty będzie, bo i umyć trzeba przed malowaniem. Pytam o farby, a gość mówi mi, że ma konto w pobliskim sklepie i żebym powołał się na niego, to dadzą mi wszystko, co potrzebuję, a on później zapłaci, bo teraz jadą z żoną na wakacje. Podał mi wizytówkę z adresem sklepu i swoim nazwiskiem napisanym na odwrocie. Kjell Østhus się nazywa.
– How much do you want for this job, in black?
Ile chcesz za tę robotę, na czarno?
– Hmm, sewen tałsynt, ok?
Hmm, siedem tysięcy, Ok?
– Ok, deal! Seven thousand, in black.
Ok, mamy umowę! Siedem tysięcy, na czarno.
***
Wyjął telefon ze schowka i włożył do niego kartę sim, jednorazówkę jak zwykle. Po co zostawiać zbędne ślady.
– Wiktor?
– Witaj przyjacielu, jak zabezpieczenie transakcji, wszystko w porządku?
– Zgodnie z planem, ale ja mam już dosyć. Czas pomyśleć o emeryturze, chyba na Malediwach. Chcę jeszcze tylko załatwić jedną sprawę, tu na miejscu. Zakończyć działalność z przytupem.
– Potrzebujesz pomocy?
– Dam sobie radę, chcę się pozbyć kilku Polaków, którzy się tu zalęgli. Są jak zaraza, wszędzie ich pełno.
– Z nimi też robiliśmy interesy i dobrze na tym wyszliśmy. Nie szkoda ci czasu na jakieś pionki?
– Nienawidzę ich! Mam kilkudziesięciu na… liczniku – przecież nie na sumieniu, pomyślał – Ale po tym, co mi zrobili, chcę zemsty. Obojętnie na kim, a okazja jest przednia.
– Rozumiem. A co z Konny’m, kiedy mam go przerzucić do Sudanu?
– Najpierw chcę zobaczyć diamenty.
– W sumie racja, nie można mu ufać. Człowiek który wykorzystuje dzieci budując z nich armię zabójców, nie jest wiarygodny. To fanatyk.
– To biznesmen, taki jak my. Robi kasę na wojnie i tyle. Ten cały cyrk, który robi wokół siebie to tylko środek do zdobycia władzy i pieniędzy. A dzieci, kogo to obchodzi?
Wiktor But poczuł lęk. Sprzedawał broń każdemu, kto jej potrzebował, ale sam miał przecież dzieci i posiadał resztki sumienia, dlatego potrzebował kogoś takiego jak jego „przyjaciel” do zadań specjalnych, kogoś bez sumienia.
– Dobrze, czekam na wiadomość. Moje samoloty już dostarczyły towar Konny’emu. Diamenty podobno już w drodze.
– Tak, ale to trochę potrwa, trzeba zmylić ślady.
Rozłączył się i pomimo ciepła rozpalił w kominku. Gdy żar zrobił się odpowiedni wrzucił telefon do paleniska. Popiół wsypie później gdzieś do morza.
Zdał sobie sprawę,że jego zabiegi uprzykrzające życie tym chwastom, co w konsekwencji miało doprowadzić do wydalenia ich z Norwegii, nie przyniosły spodziewanego rezultatu.
Próby wrabiania ich w kradzieże, niszczenie samochodów, podkładanie różnych świń, donosy do inspekcji pracy, wszystko jak krew w piach… Chwila, krew?
– Tak, poleje się krew – powiedział cicho i uśmiechnął się do siebie.
***
Stoję na drabinie i maluję. Myślałem, że pójdzie mi trochę szybciej, ale nieheblowane deski mają duże tarcie i pędzel nie śmiga zbyt szybko. Wciąż wracam myślami i sercem do Alene. Na wczorajszym spacerze była jeszcze piękniejsza niż na dyskotece, bo bardziej naturalna, bez makijażu i szpilek. Wbrew zapewnieniom Łysego, który stwierdził, że w sumie Hyundai to dobry pojazd, bo jest tak mały, że nie ma fizycznej możliwości, aby począć w nim małe Szczepaniątka i zostanie wyszydzony przez wybrankę serca mego, Alene wcale nie śmiała się z mojego Srebrnego Dzika. Gdy otworzyłem jej drzwi, zarumieniła się, a gdy wsiadłem do samochodu… pocałowała mnie namiętnie i powiedziała, że jestem dżentelmenem!
Zdziwiło mnie to odrobinę, ja?
Wyjaśniła mi, że w Krainie Lodu, takie zwyczaje jak przepuszczanie kobiety przodem lub otwieranie drzwi są niezmiernie rzadkie. Komplementowanie płci pięknej jest traktowane jak jakiś flirt.
Na moje pytanie dlaczego tak jest, odparła, że to kwestia równouprawnienia!
Ciekawe, co by powiedziała, gdyby będąc w Polsce spotkała przeciętnego żula, który pewnie kłaniając się w pas i prosząc o dwa złote, przywitałby się słowami: moje uszanowanie piękna pani kierowniczko?
Przypomniałem sobie, w jakim byłem szoku, gdy po raz pierwszy w życiu zobaczyłem młodą dziewczynę, wyglądającą jak Dolph Lundgren, która ręcznie układała krawężniki przy drodze. Takie to równouprawnienie, że kobiecie drzwi otworzyć nie wypada, bo przecież sama uniesie stukilogramowy krawężnik?
Nie mi oceniać, co kraj to obyczaj, ale pewne kulturowe kanony są niezmienne i każda kobieta lubi być traktowana z szacunkiem, nawet jeśli się do tego nie przyznaje, a facet lubi czuć się męski i opiekuńczy. Dowodem na potwierdzenie mojej tezy był właśnie pocałunek zachwyconej Alene! Potwierdzała ją zresztą wielokrotnie tego dnia, bez mojego sprzeciwu i doszedłem dodatkowo do wniosku, że Łysy nie zna się na samochodach i kompletnie nie ma pojęcia jak wielką przestrzenią dysponuje mój Srebrny Dzik.
Muszę zejść na ziemię! Dosłownie i w przenośni, bo przez te wspominki nie zauważyłem, że skończyła mi się farba w wiaderku. Schodzę więc z drabiny, napełnić je ponownie. Po przeciwnej stronie ulicy, jest studio tatuażu… Mikknes też ma tatuaż, tylko nie ozdobny. Z tego co mi opowiadał swoją dziwną polszczyzną, przeżył piekło na ziemi. Spędził 2 lata w Majdanku. Cierpiał głód, zimno i poniżenie. Opowiadał mi o tym dziś po obiedzie, zanim wyruszyłem na fuchę. Przykro mi było, że mogłem poświęcić mu tak mało czasu, ale zrozumiał. Każdy, kto tyle wycierpiał, jest wyrozumiały i często tak jak Sztefan Mikknes chce pomagać innym. Tymczasem jego sąsiadem jest jakiś zwolennik nazizmu! Już wiem dlaczego się nie lubią.
Kurde, dosyć rozmyślań! Muszę skończyć tę ścianę.
Tak sobie liczę godziny spędzone na malowaniu garażu Kjella i wychodzi mi stawka… trzysta noków na godzinę!
Nawet, jeżeli przyjeżdżałem tu przez cztery popołudnia z rzędu, to super kasa!
Dobra jadę się rozliczyć, pewnie facet będzie zadowolony z roboty.
Wysiadam z Dzika i … Kjell ma tak marsowe oblicze, że aż strach podejść.
– In black?! In black?! Who told you to paint my garage in black?!!!
Na czarno?! Na czarno?! Kto ci powiedział aby pomalować mój garaż na czarno?!!!
– Kjell… ju sed: okej dil. Sewen tałsynt in blek!
Kjell… ty powiedziałeś: Ok mamy umowę siedem tysięcy, na czarno.
– That’s right…but „In black” means No taxes!
To prawda…ale „na czarno” oznacza bez podatków!
– Ojjj…
Wracam zdruzgotany do domu. Pierwsza fucha-pierwsza wtopa…
Kjell, co prawda zapłacił mi wszystko, ale znowu pokonał mnie język. Opowiadam chłopakom o pracy na czarno. Oczywiście kręcą ze mnie bekę. Nawet się nie bronię, bo będzie jeszcze gorzej. Potrzebny mi cud! Nagle odzywa się moja Nokia! Pokochałem w tym momencie jej kaskadowo opadający dzwonek.
Ti dun, dun,dun.. Ti dun, dun, dun.. Ti dun, dun, dun diiiin!!!
– Hallo?
Słucham, słucham i po chwili zaczynam się uśmiechać.
– Panowie – mówię gromkim głosem – Zadzwonił Kjell. Po zachwytach swoich sąsiadów nad nowym kolorem garażu i konsultacji z żoną, chce teraz przemalować cały dom… „In black”!!!
Pomożecie?
Przeczytaj również:
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 1
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 2
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 3
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 4
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 5
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 6
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 7
Szczepan w kranie lodu. Odcinek 8
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 9
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 10
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 11