Jako muzyk sam na scenie, mogę stworzyć spektakl, taki monolog muzyczny, na swoich warunkach.
Adam Dobrzyński: Od Twojego fonograficznego debiutu mijają w tym roku 22 lata. Pamiętasz Twoje początki związane z tym wydawnictwem?
Czesław Mozil: Tak, pamiętam. Studiowałem na Akademii Muzycznej, gdzie też założyłem zespół Tesco Value. Nagrywaliśmy płytę w studiu na AM, a realizatorami byli koledzy ze studiów. Nie spieszyliśmy się. Mała wytwórnia Cope Records nam ten album wydała. Tesco Value stało się cudowną odskocznią od moich studiów na akademii, a studiowałem akordeon.
Tym sposobem mogłem pierwszy raz zabrać przyjaciół z Tesco Value na małą trasę po Polsce. Graliśmy w trzech miastach: Wrocławiu, Krakowie i Pszczynie. Dla mnie pojechać do Polski z przyjaciółmi jeszcze będąc studentem i grać dla rówieśników w Polsce, dla studentów, to było coś niesamowitego. Odkrywałem Polskę, zbliżałem się do niej. Usłyszał nas polski promotor Jazzowy Kuba „Andrzej” Florek i zaczynał ściągać na długie trasy po Polsce. Graliśmy wszędzie, gdzie się dało. Od klubów jazzowych do galerii i letnich kąpielisk. Zdobywaliśmy doświadczenie i był to bardzo intensywny czas. Tesco Value się potem przerodziło w Czesław Śpiewa.
7 kwietnia 2008 roku ukazał się „Debiut”, Twój pierwszy solowy album. Ale sześć lat wcześniej opublikowałeś album z zespołem Tesco Value. To były Twoje dwa zupełnie różne muzyczne wcielenia.
Osobiście nigdy nie uważałem Tesco Value i Czesław Śpiewa za coś przeciwnego. Czesław Śpiewa po polsku był kontynuującą piosenek teatralnych, pełnych koloru i bajki.
Jak się słucha Tesco Value i porównuje do, powiedzmy, mojej ostatniej płyty “#IDEOLOGIAMOZILA” to naprawdę słychać, że wywodzą się te piosenki z tego samego świata muzycznego, z tej samej duchowej myśli przewodniej. Musiałem wymyślić Czesław Śpiewa, żeby móc zamieszkać w Polsce. Nie mogłem przecież oczekiwać tego samego od swoich przyjaciół, którzy byli ze Szwecji i Danii.
Jednak to co robię, uznaję za mocno alternatywne. To, co obecnie jest uznawane za alternatywne, jest tak naprawdę popem, i to bardzo do siebie podobnym. Dobrze, że on jest, ale dobrze też, że jest miejsce także dla mnie.
A potem członkini Twojej formacji Mademoiselle Karen 22 lutego 2010 roku wydała w Polsce album „Attension”. Wspominam ten fakt nie bez przyczyny. To był czas Twojej ekspansji na polski rynek muzyczny. Twojej i Twoich bliskich. To był taki „powiew świeżości”, coś nowego, innego. Jak wspominasz tamten okres?
Wszystko działo się bardzo szybko, a my chcieliśmy grać koncerty. Nie grało się 6-7 koncertów w dużych salach. Grało się za to prawie codziennie w różnych małych miejscach w Polsce. Przyznam szczerze, że wtedy to wszystko wydawało się naturalne. Teraz jak patrzę wstecz na to wszystko, to twierdzę, że to jest jakiś fenomen i ogromne szczęście, że się mogłem przebić do szerszej publiczności ze swoją muzyką.
Cały czas mam poczucie, że nikt w Polsce nie łączy koncertu solowego ze stand-upem, takim monodramatem, przedstawieniem teatralnym. Odnajduję się w tym fantastycznie i cieszę, że publiczność także to docenia.
Ja mam z Wami zresztą trochę wspomnień… na przykład nasze pierwsze spotkanie przy Myśliwieckiej 3/5/7… spóźniłeś się na wywiad – na szczęście się odbył, jechałeś pamiętam autostopem z Kwidzyna, a w samochodzie suszyłeś mokre skarpetki. Chyba takich sytuacji miałeś wówczas bardzo dużo.
Nie lubię się spóźniać więc chciałbym za to spóźnienie przeprosić…
Z Kwidzyna to daleko… Pamiętam, że mieszkałem dosłownie w aucie i każdego dnia zaliczałem mnóstwo kilometrów. Suszyć skarpetki w aucie do dziś mi się zdarza (śmiech- przyp.AD).
Generalnie spędzam ponad 120 dni poza domem. Przy takim trybie życia spotkałem swoją żonę i w tym trybie się odnajdujemy.
Ile Czesława Śpiewa jest w dzisiejszym Czesławie Mozilu?
Wydaje mi się, że z 50 procent. Reszta Czesław Śpiewa to moi przyjaciele, muzycy z Danii. Jako muzyk sam na scenie, mogę stworzyć spektakl, taki monolog muzyczny, na swoich warunkach.
No i mam poczucie, że czym bardziej się starzeję, tym bardziej staję się wolnym muzykiem. Czesław Śpiewa był wymysłem, żebym mógł właśnie grać w różnych składach muzycznych, nie trzymam się jednej formuły. Nawet jak robię swój projekt Czesław Mozil & Grajkowie Przyszłości, który sprawia mi ogromną przyjemność, czuję, że to przedłużenie Tesco Value i Czesław Śpiewa. To projekt, który nagrywam z młodzieżą z różnych części Polski, ze szkół muzycznych, z domów kultury i ognisk muzycznych. Jest dla mnie szalenie ważny, bo to płyty dziecięce grane przez dzieci i dla dzieci. Brzmi to tak fantastycznie, że do każdej piosenki muszę nagrywać teledysk, żeby udowodnić, że to faktycznie jest młodzież, często bardzo młoda, która gra te piosenki.
Historia zatacza koło. Mocno związany z Kopenhagą, podczas najnowszej trasy koncertowej trafisz również do Skandynawii. Wiele koncertów w Norwegii, zagrasz w Szwecji i oczywiście w Danii. Co czujesz odbywając niejako taką sentymentalną podróż do swoich rodzinnych stron?
Zawsze czuję ogromny sentyment do Polonii, szczególnie jak ją odwiedzam. Pamiętam jak matka mnie kiedyś w latach 80-tych zabrała do klubu polonijnego w Kopenhadze na koncert Stanisława Sojki. To było fantastyczne przeżycie i pamiętam jak publiczność doceniała to, że Stanisław Sojka ich odwiedził. Uwielbiam rozmawiać z publicznością po koncertach, gdzie głównym tematem jest emigracja i miłość do Polski.
Właśnie kończę trasę po Wyspach, które odwiedzam regularnie od 2013 roku. Jest to w sumie tradycja i przychodzi publiczność, emigranci którzy w 2013 byli jeszcze dziećmi, jak i starsza publiczność, która już mieszka na Wyspach ponad 20 lat. Nie ukrywam, że te spotkania są dla mnie szalenie mocne i sentymentalne.
Ponad 30 koncertów, odwiedzasz i Wyspy Brytyjskie i Belgię. Zagrasz również w Polsce. Jakie to będą koncerty?
Mój występ solowy jest połączeniem koncertu i stand-up’u zagrany w kameralnych pomieszczeniach. Koncerty będą opowieściami z mojego życia, a zagrane piosenki brzmią tak, jakbym siedział w domu przy pianinie.
Jak wspominałem, to forma monodramatu, takiego performensu muzycznego. Powstaje z tego forma koncertową, którą trudno opisać.
Co złoży się na Twój koncertowy repertuar?
Zagram dużo utworów z płyty “#IDEOLOGIAMOZILA”, jak i przekrój z całego dorobku ostatnich 20 lat. Opowiem mnóstwo anegdot, śmiesznych i szalenie smutnych.
Czy są jakieś nagrania, których nie wykonujesz podczas koncertu?
Tak, często te które bez zespołu nie obronią się solo.
Generalnie jak się jest samemu na scenie, trzeba inaczej rozłożyć siły i punkty zaczepienia. To powoduje, że balansuję między smutkiem a śmiechem, między kiczem a, nazwijmy to, czymś mocniejszym, poważniejszym.
Czy masz na trasę koncertową stałą setlistę czy zmieniasz ją, coś dodajesz, wyrzucasz ze względu na Twój nastrój?
Mam stałą setlistę, ale kolejność potrafi się zmieniać. To wszystko jest mocno spontaniczne i ulega zmianom w zależności od pogody, uśmiechu i samopoczucia.
W Norwegii wystąpisz m.in w legendarnym Cosmpolite Scene. Wielu Polaków już tam gościło. Ja byłem w ubiegłym roku na koncercie Kwiatu Jabłoni – koncert był wyprzedany a wśród publiczności w zasadzie cała sala Polaków!
To brzmi fantastycznie. Kwiat Jabłoni jest obecnie szalenie popularnym zespołem i tylko się cieszyć, że Polonia norweska tak ten zespół uwielbia. Generalnie miałem zawsze takie poczucie, że Polonia w Oslo jest głodna kultury.
Czy ten występ w stolicy Norwegii to będzie dla Ciebie jakieś specjalne wyzwanie?
Odwiedzałem koncertując wcześniej dwa razy Oslo i pamiętam fantastyczną publiczność, która mnie przyjęła. Mam nadzieję, że zobaczę kilka znajomych, jak i nowych twarzy.
Co teraz powiesz swojej publiczności w Norwegii?
Jedynie mogę tylko serdecznie zaprosić a obiecuję, że takiej formy koncertowej nigdy nie przeżyli!
I jeszcze jedno pytanie… czy w tym roku możemy spodziewać się nowej muzyki od Ciebie, a finalnie płyty?
Inwazja Nerdów Vol.1” ukazała się 15 miesięcy temu i to jednak materiał dla najmłodszych słuchaczy. Chciałbym w tym roku jeszcze wydać płytę o roboczym tytule:
„10 piosenek na akordeon, które i tak nic nie wniosą do Twojego życia”.
Brzmi fantastycznie. Już nie mogę się doczekać. Dzięki za rozmowę.
Autor Adam Dobrzyński, dziennikarz muzyczny, prowadzi blog Ale Muzyka.