Muzyka w moim sercu była od zawsze
Adam Dobrzyński: Farmaceutka, wokalistka jazzowa, autorka tekstów i aktorka.
Od czego by tu zacząć naszą rozmowę? Może od tego jak to się stało, że zostałaś farmaceutką?
Martyna Sabak: Ostatnio często słyszę to pytanie. Połączenie śpiewu z farmacją wydaje się może zupełnie odległe, ale u mnie odpowiedź jest dość prosta. To był wynik rozsądnej decyzji w perspektywie planowania przyszłości. Na etapie liceum, kiedy to właśnie wybierało się dalszy kierunek nauki, nie było muzyki i teatru w moim życiu w praktyce. Od zawsze się interesowałam tymi dziedzinami, ale moim zadaniem było przede wszystkim chodzenie do szkoły, nauka, rozwój, by potem mieć stabilny zawód. Farmacja była jednym z typów i na niej stanęło. Poszłam do Lublina na Uniwersytet Medyczny, zupełnie nie spodziewając się, że czeka mnie w życiu jakakolwiek przygoda ze sceną.
Ale studia to jedno, a czy Twój wykonywany zawód jest także związany… z apteką?
Aktualnie nie. Pracowałam w aptece ponad 5 lat. We wrześniu mija rok, odkąd postanowiłam zrobić przerwę i spróbować swoich sił w pracy jako nauczyciel śpiewu w szkole muzycznej, co jednocześnie było równoznaczne z dużo większą przestrzenią na działania artystyczne. Praca w szkole nie zajmuje tyle czasu, co przeciętny 160-godzinny etat, dzięki czemu po prostu chciałam postawić na występy, spektakle, koncerty i rozwój artystyczny. Myślę, że to był dobry krok. Czułam, że to ostatnia chwila aby „testować” różne formy życia i ryzykować na rzecz głębszego wejścia w świat artystyczny. Czy tak zostanie? Nie wiem. Nadal szukam i nie wykluczam powrotu do apteki.
Przez ponad 10 lat współpracowałaś z Teatrem ITP, gdzie zagrałaś setki spektakli w wielu sztukach, m.in. współtworzyłaś autorski muzyczny monodram „Być jak Adele”. Opowiedz proszę o tym.
Teatr ITP to kawał wielkiej historii, zajmującej ogromną część mojego życia. W zasadzie to tutaj pojawiła się ta iskra, która obudziła we mnie pragnienia artystyczne. Będąc na 2. roku farmacji, wybrałam się na casting do Teatru w poszukiwaniu czegoś więcej od życia. Teatr interesował mnie od zawsze, od małego lubiłam uczestniczyć w spektaklach na żywo i sama próbowałam swoich sił w szkolnych przedstawieniach. Oczywiście, w sercu młodej dziewczyny były marzenia o wielkiej scenie, ale one były nierealne. Tak naprawdę były marzeniami, o których nie myślałam serio. Dopiero kiedy znalazłam się w grupie aktorów Teatru ITP zaczęłam czuć, że teatr nie tylko jako zainteresowanie, ale także w praktyce jest zupełnie moją bajką. Każda rola dawała mi satysfakcję, chęć rozwoju i szukania pomysłów na jej kreację. Obok stosu książek i niezliczonej ilości wejściówek na farmacji, nie dawałam za wygraną i uparcie chodziłam na próby w każdy wtorek i czwartek, aby nic nie stracić, aby ciągle czerpać. I tak ze spektaklu na spektakl utwierdzałam się w tym, że chcę więcej i profesjonalniej. Znaczącym punktem w tej historii było zdobycie nagrody dla najlepszej aktorki na Ogólnopolskim Przeglądzie Teatrów przy Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza. Docenienie przez profesjonalistów było dla mnie zielonym światłem, aby dalej się rozwijać w tym kierunku. Z czasem, obok wielu spektakli gdzie pełniłam rolę odtwórczą, przyszedł czas na swoją propozycję. Znowu – nic nie planowałam. Przyszła pandemia. Wszyscy siedzieli w domu, a ja byłam spragniona sztuki. Nie chciałam odpuścić i podczas jednej z rozmów z ks. Mariuszem Lachem – reżyserem Teatru ITP, podzieliłam się swoją frustracją, że brak mi sztuki, że nie chcę się dać zamknąć. Mój rozmówca, jak się okazało – miał podobne pragnienia, by coś tworzyć. I wtedy zaczęliśmy rozmawiać o monodramie. Wspólnie szukaliśmy pomysłu na autorski spektakl, który będzie dotykał tematów nam bliskich. I tak powstał monodram „Być jak Adele”. Pokazuje dwa scenariusze osoby, która przeszła dalej w programie muzycznym typu talent show i osoby, które nie przeszła dalej. Zabawa na temat tego, jak może się potoczyć nasze życie w zależności od czyjejś decyzji, a nie do końca samego talentu. Opowieść o naszych decyzjach, które kształtują nasze dalsze drogi na każdym etapie. Opowieść o świecie showbiznesu od środka. Nie o sławie, lecz o jej drugiej stronie – o zależności od innych. Z uwagi na to, że cały czas w realnym życiu jestem w procesie, sama nie znam finału tej opowieści, ale zachęcam w niej do próbowania zanim się całkiem dany artysta podda. W monodramie pojawia się także muzyka, są utwory w przeważającej części autorskie, spod ręki mojej i znajomych, ale i covery. Jest to forma zdecydowanie teatralno-muzyczna.
Monodram ten doczekał się niedawno specjalnego wyróżnienia.
Zgadza się. Udało mi się dostać do etapu występów na żywo na Festiwalu Teatrów Niewielkich, gdzie uplasowałam się w puli 3 wyróżnień w ramach nagrody głównej. Nie spodziewałam się takiego sukcesu i było to dla mnie ważne wyróżnienie. Jeden z tych momentów, gdzie sama doceniłam swoją pracę, bo czasami nie przychodzi to łatwo.
Jesteś współzałożycielką teatru w Spódnicy. Opowiedz proszę o tym.
Razem z koleżanką – Joanną Podlodowską, miałyśmy pragnienie zagrania spektaklu, mówiącego o tematach w tamtym czasie nam bardzo bliskich. „Kiedy wyjedziesz za mąż?”. Taki jest właśnie tytuł spektaklu. W obliczu presji społecznej, chciałyśmy pobawić się teatralnie na ten temat. W wyniku tego pragnienia, zaprosiłyśmy do współpracy Marcina Wąsowskiego, który napisał dla nas scenariusz i wyreżyserował spektakl. Do tej pory zagrałyśmy na wielu scenach i przeglądach, nasza przygoda dalej trwa. Mamy pomysły na kolejne sztuki, ale jak to w świecie bywa – czekamy na łaskawe spojrzenie jakiegoś urzędu by dostać dofinansowanie i ruszyć z kolejnym spektaklem i tematem, który myślę, że jest równie interesujący. Teatr w Spódnicy – dlatego, że uważamy się za kobiety, które chcą rozmawiać o stereotypach, a raczej o ich mylności i o presji jaką potrafią budować – w naszej ocenie zupełnie niepotrzebnie. Chcemy mówić o tematach oczywistych, które oczywistymi nie są.
A kiedy zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? Kiedy zrozumiałaś, że to będzie kolejna sfera, w której będziesz się realizowała?
Muzyka w sercu była od zawsze. Nigdzie nie ruszałam się bez mp3. Śpiewanie zawsze sprawiało mi przyjemność, ale ponownie przywołam Teatr ITP. Jest to formacja skupiająca się na musicalach, więc tego śpiewania było tutaj sporo. Muszę przyznać, że gama pochwał na mój temat, a raczej na temat mojego głosu (haha-przyp. AD) – sprawiła, że w ogóle pomyślałam, że może rzeczywiście coś w tym jest? Na żadną karierę nie liczyłam, znowu – marzyłam, ale gdzie ja? Poza tym, takie talenty często się „wyhacza” już na etapie szkoły podstawowej, gimnazjum – a mojego głosu nigdy nikt wcześniej nie dostrzegł, więc i ja sama nie myślałam o śpiewaniu. Miałam epizod z nauką gry na gitarze. Ale podobno zasypiałam na lekcji (śmiech- przyp.AD). Jako ciekawostkę wspomnę, że nauczyciel wezwał jednego z rodziców na zajęcia, aby mnie zmotywować, ale Tata też zasnął, naprawdę ! – więc historia z gitarą nie trwała zbyt długo, choć podstawowe akordy znam i ogniskowe piosenki mogę zagrać na już. Ale do sedna – kiedy zrozumiałam? Pierwszy poważny impuls to moment, kiedy dostałam się na studia, na wokalistykę jazzową na UMCS. Łączyłam 5. rok farmacji z 1. rokiem jazzu. A tak naprawdę, rzecz zaczęła się dziać wraz z początkiem działalności zespołu B6 w sierpniu 2017 roku. Zawiązała się grupa, która dalej budziła moje pragnienia muzyczne i marzenia o wielkich scenach.
Zatem opowiedz o tym muzycznym epizodzie.
Właśnie, B6 to moment kiedy poczułam, że mogę tworzyć autorskie propozycje. Wcześniej nie myślałam o tym, covery mnie zadowalały. B6 ma 6 lat. Nadal jesteśmy. Teraz przyszedł czas, kiedy każdy z nas potrzebuje oddechu i szuka siebie, swoich umiejętności także w innych przestrzeniach, zobaczymy co los przyniesie, ale są konkretne plany. Cała historia B6 to świetny okres, kiedy czwórka ludzi zajaranych muzyką chciała działać. Jak to zawsze bywa – początki – pełne zaangażowania, czasu, wspólne próby. Coś niesamowitego. Taka młodzieńcza energia, która nie liczy pieniędzy i zysków, tylko cieszy się, że ma siebie i może działać. Z czasem wszystko dojrzewało, wydawaliśmy kolejne płyty, były kolejne koncerty, festiwale, przeglądy. Ciągle uczyliśmy się naszego fachu, samych siebie, showbiznesu. Kawał doświadczenia, którego nie da mi żadna książka. Cieszę się, że w okresie młodzieńczym, kiedy był czas na szaleńcze poświęcanie każdej chwili na wyzwania muzyczne, mogłam dzielić z innymi szaleńcami. Jest to dla mnie bardzo ważny etap życia. Muzycznie – zupełnie inna propozycja. Zaczynaliśmy od rocka, z czasem pop, skończyliśmy na płycie subtelnej i akustycznej. Więc widać czas poszukiwań docelowego brzmienia. W tekstach też jest zapisany kawał historii.. To fajny rozdział mojego życia, jestem wdzięczna za to.
Skończyłaś studia w Katowicach…
Dokładnie tak. W klasie Pani Beaty Przybytek. Dwa lata nowych doświadczeń.
Co daje wykształcenie muzyczne, Tobie jako artystce?
Większą świadomość muzyczną. Wiedzę, którą traktuję jako narzędzie do moich działań. W moim przypadku – praca nad wokalem, moim głównym instrumentem. To przede wszystkim dla mnie największa lekcja – regularna praca nad głosem pod okiem specjalistów. Ten czas dał mi także dostęp do nowych propozycji muzycznych, bo po wiele bym nie sięgnęła, nie znajdując się na studiach. Znajomości – spotkanie ludzi którzy pokazali mi ten świat i mogę z nimi działać. Możliwość patrzenia na proces rozwoju mojego, ale i innych. Inspirację.
Album „Byłam, jestem, będę” ukazał się 17 października. Opowiedz proszę o genezie jego powstania.
Pierwsze piosenki, a dokładnie „Cicha wojna” i „Byłam, jestem, będę” powstały dawno. Leżały cicho w mojej szufladzie. Na projekt B6 się nie nadawały, więc sobie grzecznie czekały. Utwór „Byłam, jestem, będę” wykonałam na jednym z egzaminów w Katowicach. A zarodek pomysłu płyty pojawił się przy „Cichej wojnie”. Z Adamem Jarzmikiem poznaliśmy się w Lublinie, kiedy przyjechał do Lublina wykładać na UMCS. Podczas jednego ze spotkań spytał mnie: „Martynko, a piszesz może swoje piosenki?”. Powiedziałam, że tak. Nawet miałam na dysku gdzieś spisane akordy do „Cichej wojny”. Adaś zagrał, ja zaśpiewałam i chyba wtedy coś się zaczęło. Pojawiła się iskra, że to się klei. Adam oczywiście na bieżąco użył takich składników akordów i harmonii, że piosenka też nabrała nowego życia. I tak od tamtej pory ze spotkania na spotkanie braliśmy na warsztat kolejne piosenki jakie przynosiłam. Stylistyka jaka powstawała w wyniku naszej interakcji chyba od razu nam się podobała. Wydaje mi się, że wzajemnie się inspirowaliśmy. Potem jak to w procesie – niektóre melodie zostawały, niektóre ulegały zmianie, teksty były zmieniane, dopisywane lub też od razu akceptowane. W międzyczasie pojawił się nabór stypendiów na działania artystyczne, w wyniku którego dostałam dofinansowanie od Prezydenta Miasta Lublin na wydanie płyty. I to był moment, w którym nie było odwrotu. Płyta musi powstać!!!
Dla nas świetna motywacja i motor do pracy. Powstawały kolejne piosenki, potem pracowaliśmy raczej zdalnie, czasem spotykając się i powstał gotowy materiał. W międzyczasie Adam zaproponował nazwiska osób, które słyszy w sekcji instrumentalnej. W lipcu wszyscy spotkaliśmy się na próbach. Potem weszliśmy do studia. Nagraliśmy. Etap postprodukcji, mix, master, grafika i mamy album. Od naszego spotkania z Adamem do wydania płyty minęły dwa lata. Od momentu pierwszej „Cichej wojny” razem wykonanej półtora roku. A od decyzji o wydaniu płyty 10 miesięcy. Teraz tak wyliczam i widzę, że nawet sprawnie nam to poszło (śmiech- przyp.AD).
„ (…) to co kocham w muzyce, to prawdę”
Jazz, lekka domieszka soulu, może bluesa. Piękne frazy, charakterystyczny, eteryczny głos. Płyta, która baardzo wciąga, Ty potrafisz zatrzymać słuchacza, zainteresować go. Jak Ty do tego podchodzisz?
Odpowiedź może będzie bardzo patetyczna, ale to co kocham w muzyce to prawdę. Z racji, że jestem wokalistką słucham dużo muzyki wokalnej. Przyznam, że nigdy nie fascynowały mnie wokalistki o niezwykłych umiejętnościach wokalnych – bardzo je szanuję, jednak to co mnie dotykało to poczucie, że słyszę, że ktoś coś do mnie mówi śpiewając. Często najbardziej minimalistyczne wykonania, bez „wokalnego karate” były dla mnie magią. I odpowiadając na pytanie – myślenie o prostocie, o używaniu głosu jako medium przekazu, myśląc o treści – śpiewam. Nie umiem ocenić jaki daje to efekt. Zupełnie nie wiem, ale wiem – że wiem o czym śpiewam – zawsze staram się coś powiedzieć. Od zawsze też interesuje mnie emisja głosu i praca nad nim. Jestem fanką teorii „śpiewaj jak mówisz” – czyli takiego sposobu śpiewania, który bazuje na emisji głosu uzyskiwanej jak podczas zwyczajnej rozmowy. Wiem, że to jest też bardzo trudne, związane z unikaniem manier – wprost mówiąc – ale ten aspekt także od zawsze towarzyszy mi podczas śpiewania. Czy mi wychodzi? – nie wiem. Ale tak właśnie do tego podchodzę.
Zaprosiłaś do współpracy fantastycznych muzyków, na czele z Adamem Jarzmikiem. Proszę opowiedz o nich.
Nie zaprzeczę, są fantastyczni. Dla mnie to są „koty” muzyczne. Ich umiejętności muzyczne, wrażliwość są ogromne. Z Adamem znamy się dłużej. Ale w muzyce mam wrażenie, że jest tak, że czujesz co Ci pasuje a co nie, że utożsamiasz się z pewnymi typami wrażliwości, a z innymi nie do końca, mimo że także są na dobrym poziomie. Więc jeśli chodzi o Adama, to totalnie kupuję wrażliwość muzyczną, jaką pokazuje i jest świetnym pianistą. Bardzo dobrze mi się śpiewa do akompaniamentu Adama, a proszę mi wierzyć, nie z każdym wirtuozem gra się zawsze tak dobrze, więc to kwestia wspólnej wrażliwości muzycznej. Tak ja to czuję. Natomiast reszta składu to dla mnie kropka na „i”. Dopełnienie tego co powstało w komputerze, w aranżach, w sesji na żywo. Po prostu – chłopaki dostali nuty i zagrali to tak jak trzeba. To samo mówi za siebie. Ewentualne poprawki miały miejsce na bieżąco, jeśli coś nie „siedziało” od razu – była reakcja, nowe podejścia, każdy w dobrej wierze. Jestem po prostu szczęśliwa, że mogę współpracować z tymi właśnie osobami.
Płyta zawiera 10 autorskich kompozycji, wśród nich trzy śpiewasz w języku angielskim. Dlaczego?
Jak to mówią, docenią Cię w kraju, jak za granicą staniesz się gwiazdą (śmiech- przyp.AD). A tak serio to jest próba czegoś nowego. Dotychczas pisałam po polsku. Zresztą bardzo lubię nasz język i śpiewać po polsku, czuję to. Jednak stylistyka muzyczna jaka pojawia się na płycie aż się prosiła o zmiękczenie, o nawiązanie do klasyków, jak Gregory Porter chociażby. Uznaliśmy, że może warto pobawić się także w innym języku i tak się stało. Po prostu czuliśmy, że to dobry trop.
Te dziesięć kompozycji- teksty do nich, z jakiego pochodzą okresu Twojej twórczości?
Najstarsze to „Byłam, jestem, będę” i „Cicha wojna”, mają około 4-5 lat. Reszta to piosenki, które powstały przez minione dwa lata, stopniowo. Niektóre nawet w kwietniu czy maju tego roku. Były dedykowane tej stylistyce muzycznej.
Jest to w pewnym sensie zamknięta historia z miłością może nie tyle w tle, co jako wiodący temat płyty. Miłość w Twoim życiu ma znaczenie?
Zdecydowanie tak. Nie oszukujmy się – miłość to najczęstszy temat piosenek. Można by powiedzieć, że to oklepany i nudny temat. Ja jednak uważam, że miłość w życiu jest obecna zawsze i wszędzie, dla mnie to podstawa. Od zawsze twardo żyłam w takim przeświadczeniu. Nasuwa się tu prawdopodobnie od razu myśl o miłości kobieta-mężczyzna. Owszem, takiej też jest sporo w moich tekstach, jednak bardzo zwracam uwagę na miłość w życiu codziennym. Na nasze relacje z rodzicami, rodzeństwem, z nieprzyjaciółmi i z przyjaciółmi. Z niedostępnymi partnerami, z partnerami u naszego boku, z byłymi partnerami. O miłości do siebie. Moje teksty odnoszą się do moich przeżyć i po prostu przelałam je na piosenki, ubierając w dźwięki obecne na albumie „Byłam, jestem, będę”. Od zawsze utożsamiałam się bardzo z powiedzeniem, aby traktować innych tak jakbym sama siebie miała traktować. Wychodzę z założenia, że to wynika z miłości, a codzienność jest ze mną cały czas, zatem i ta miłość też.
Na ile są to Twoje historie, myśli, wnętrze, którymi dzielisz się z odbiorcą, słuchaczem?
Na sto procent. Wszystko wynika z moich historii. Nie powiedzianych wprost, bo nie to jest moim celem, by szumnie opowiadać o moim życiu. Ale bardziej o emocjach towarzyszących różnym sytuacjom z życia wziętych.
Ten zestaw piosenek to intymny świat kobiecych myśli, emocji, wrażeń, uczuć. Nie boisz się otwierać, pokazywać odbiorcy właśnie od tak emocjonalnej strony?
Nie myślę o tym. Dzięki tym emocjom powstają piosenki. Są to moje inspiracje. Pierwsze utwory jakie napisałam, powstały prosto z serca, a nie pragnienia bycia artystką. Zdarza mi się usłyszeć coraz częściej głosy, że ktoś się utożsamia z danym tekstem, że nie czuje się sam, że rozumie o czym piszę. To dla mnie piękne momenty, kiedy ktoś podziela moją wrażliwość i może ona na kogoś pozytywnie działać. Nie wstydzę się swoich emocji, one są naturalne i są częścią mnie.
Jakie są Twoje oczekiwania związane z wydaniem tego pięknego solowego debiutu?
Chciałabym grać koncerty, dzielić się swoją energią i muzyką. Móc spotykać się z ludźmi i wspólnie spędzać czas. Kocham koncertować i marzę o tym, aby moja muzyka była w stanie zaprosić słuchaczy i organizujących wydarzenia na spotkanie ze mną.
Dzięki za rozmowę
Rozmowę prowadził Adam Dobrzyński, dziennikarz muzyczny, autor bloga Ale Muzyka