Chcieli grać jak ktoś spoza polskiego muzycznego podwórka – i to im się udało – rozmowa z Michałem Sokołem z Killsorrow.
Potrafimy (…) grać country-techno na kościelnych organach jak nikt inny.
Adam Dobrzyński: Zacznijmy od tego co rzuca się – prosto w oczy – jak już trzymamy płytę w rękach. Barwna okładka, nawet powiedziałbym – komiksowa. Tak też jest wewnątrz książeczki. Ma ona niejako spójne wątki z całym materiałem. Opowiedz kto stoi za grafiką, koncepcją, przygotowaniem całego digipacku.
Michał Sokół: Koncepcja i jak wspomniałeś stylistyka komiksowa trzyma się nas nieodłącznie od momentu, kiedy zdecydowaliśmy się na postapokaliptyczny image. Przy okazji poprzednich płyt zahaczaliśmy mniej lub bardziej o klimaty znane z popkultury – a to grzyb atomowy, a to zmutowana krowa z dwiema głowami. To wszystko ociera się o Fallouta czy Mad Maxa. Jestem fanem komiksu, grafikiem, stąd znając kreski innych topowych twórców komiksu byłem sceptyczny czy uda nam się znaleźć kogoś, kto nie popełni kiczu, albo nie zażąda mnóstwa pieniędzy za swoją pracę – na marginesie dodam – moim osobistym marzeniem wciąż zostaje, aby okładkę wykonał nam Simon Bisley!!!
W poszukiwaniach artystów udało nam się natrafić na młodego zdolnego i nieznanego w branży – Zbigniewa Józefczyka, który namalował naszą postapokaliptyczną wizję. Tutaj nie było jakichś szczegółowych konsultacji, po prostu poczuł to po swojemu, a nam się spodobało. Ostatecznego szlifu całego bookletu, logotypów, tytułu i tego wszystkiego, co powoduje efekt wow, dokonał Michał „Xaay” Loranc, fantastyczny człowiek i świetny profesjonalista. Zresztą Michał jest znany na rynku ze współpracy z wieloma znanymi zespołami.
Postapokaliptyczna wizja rzeczywistości. O tym opowiadają teksty w poszczególnych kompozycjach na płycie. Czyżby pandemia odcisnęła na Was piętno?
Haha, podczas pandemii powstawała ta płyta. Początki naszej przygody z „postapo” sięgają jeszcze pięć, może sześć lat wstecz. Paradoksalnie pandemia w moim odczuciu wywarła bardzo pozytywny wpływ na sztukę, wielu artystów o tym wspominało. Można było tworzyć bez pośpiechu, doszlifować swoje dzieła. Osobiście uważam, że tempo, które narzucił nam Covid, to dobre tempo do życia. Okazało się, że wcale nie musimy tak pędzić, bo i po co.
Jako zespół jesteśmy takim krzywym zwierciadłem tego, w jakim kierunku zmierza ludzkość.
O czym dokładnie opowiadają Wasze nowe piosenki ?
Tutaj można by się naprawdę rozpisać na temat kondycji ludzkości. Za teksty odpowiada Piotrek (Ogonowski- przyp.AD), ale czuję, że się rozumiemy i to co ja czuję muzycznie, on wyraża lirycznie. Jako zespół jesteśmy takim krzywym zwierciadłem tego, w jakim kierunku zmierza ludzkość. Piłujemy gałąź na której siedzimy, niszczymy środowisko, toczymy bezsensowne wojny, chcemy władzy, jesteśmy egoistami bez empatii. O tym jest nasza muzyka, o tym jest Killsorrow. Polane popkulturowym sosem, żeby się lepiej przełykało (śmiech- przyp- AD).
Całą płytę na tle polskich produkcji wyróżnia bardzo staranna produkcja, a także miks oraz mastering.
Zawsze cechowała nas dbałość i praca u podstaw. Uważam, że jeśli coś chcemy robić, a szczególnie robić coś co trafia do ludzi, to należy to robić najlepiej. Wcześniej hamowały nas finanse, bo wydawanie płyt to kosztowna pasja. Przy „Wasteland Chronicles” uznaliśmy, że pora iść na całość i zrobić to tak, jak zawsze chcieliśmy – bez półśrodków. W najgorszym wypadku będziemy to miło wspominać. Tak się więc stało, a my jesteśmy dumni z tego materiału!
Fredrik Nordstrom. Postać nietuzinkowa. Odpowiedzialna za produkcję takich muzycznych krezusów jak In Flames, Arch Enemy czy Sabaton. Czemu Wasz wybór padł właśnie na jego nazwisko?
Ja się wychowałem na jego produkcjach! Jeśli ktoś by mi kiedyś powiedział, że zajmie się nami ten człowiek, to pewnie byśmy się chwilę z tego pośmiali, a potem wrócili do rzeczywistości. Do tej pory brzmieliśmy już bardzo dobrze, zajmował się nami Tomasz ZED Zalewski, ale zawsze chcieliśmy zabrzmieć jak zespół spoza polskiego podwórka, a żeby tak było, musiał się nami zająć ktoś, kto nie myśli po polsku. Rozesłaliśmy wcześniejszy materiał w kilka miejsc, oraz tak jak nam się zdarzało już parę razy, z „głupa” do Fredrika. No i gość odpisał!
Adam Dobrzyński: Łatwo było przekonać go do współpracy ?
Michał Sokół: Tak, bo sam tę współpracę zaproponował. Napisał, że podoba mu się nasza muzyka i chętnie się nią zajmie. Podał swoje wolne terminy pomiędzy Architects a Sabaton i okazało się, że idealnie nam pasują (śmiech – przyp. AD).
Jak wyglądała praca nad tą płytą.
Oprócz emocji związanych z tym czy podołamy wymaganiom producenckim, raczej standardowo. Ja piszę muzykę, którą w postaci demo nagrywam w domu i jeśli jest aprobata zespołu, to przynoszę ją na próbę. Potem wspólnie pracujemy nad numerem, szlifujemy go, aranżujemy. Potem go ogrywamy i jeśli czujemy, że jest ok to zostaje, jeśli coś jest nie tak, to albo sobie „dojrzewa” albo odpada. Przez takie sito wyrzuciliśmy z tej płyty z osiem utworów.
Potem już jest praca nad materiałem. Każdy z nas się przygotowuje do studia i dajemy z siebie co się da. Jak już mamy wszystkie ścieżki, to jest jeszcze bardzo ważny moment zamykania kompozycji. Wtedy robię dogrywki gitarowe, poprawiam solówki, dodaję klawisze albo odgłosy złomu i ujadających psów (śmiech- przyp.AD).
Finalnie do naszych rąk trafiło dwanaście Waszych kompozycji, to znaczy jedenaście i otwierające całość – intro. To brzmienie, charakter, to jak te utwory wyglądają dzisiaj a to co przygotowaliście na początku – powiedzmy jako demo – pierwsze Wasze szkice – jak duże nastąpiły zmiany w obrębie poszczególnych kompozycji ?
To jest złożona kwestia. Utwory w wersji demo nie mają tego życia, które dostają kiedy każdy z zespołu „przemieli” je przez swoje emocje. Przygotowując je skupiam się głównie na gitarach, są szkieletowe bębny, brakuje basu i wokalu. Zwykle opowiadam o tym, co chcę utworem przekazać, jakąś emocję, dynamikę i potem to wspólnie rozpracowujemy. Czasami robimy duże zmiany, czasem subtelne. W tym procesie kluczowe jest wzajemne zaufanie, że kolega z zespołu robi dobrze swoją część muzyki.
Słowo powstało na końcu czy to właśnie do niego komponowane były kolejne fragmenty nagrań?
Michał Sokół: Czasami rozmawiamy z Piotrkiem o tym, o czym mógłby opowiadać dany utwór. Jednak w większości przypadków pisze on teksty do gotowej już muzyki, przearanżowując niektóre partie tak, aby pasowały mu pod tekst. Żałuję, że do tej pory nie powstał „Toxic Fucker” (śmiech- przyp.AD).
Nastąpiły zmiany w składzie Killsorow. Mamy na pokładzie zespołu nowego gitarzystę. Jak na niego trafiliście?
Krystian chciał z nami grać już od jakiegoś czasu, mówił, że podoba mu się nasza muzyka. Okoliczności bardzo dobrze się zbiegły i my również uznaliśmy, że się dogadamy. Myślę, że każdy zespół ma swój charakter, nie inaczej jest z Killsorrow. Dlatego trudno nam było znaleźć kogoś, kto będzie do nas dobrze pasował. Krystian odnalazł się szybko, a co najważniejsze dużo wnosi od siebie. Jest solidny, zwraca uwagę na szczegóły, to rzadka cecha wśród artystów, za to u nas mocno pożądana.
Ten najnowszy album sytuowałbym stylistycznie gdzieś pomiędzy tym, co znamy z ostatniej płyty Metalliki, a zespołem Dream Theater. A jakie są Wasze, a może bardziej, jakie były Wasze inspiracje przy nagrywaniu tej płyty?
Powiem Ci, że przy okazji każdego wywiadu słyszymy o tym co gramy coś innego. Ty również mnie swoim porównaniem zaskoczyłeś! Traktujemy to jako komplement, bo czujemy, że nie łatwo nam przypiąć łatkę. Z drugiej strony to rynkowo trudne, bo nigdzie nie pasujemy na 100%. Trochę jakbyśmy grali country-techno na kościelnych organach (śmiech- przyp.AD). Myślę, że musi upłynąć odpowiednio dużo czasu i naszej pracy zanim ludzie uznają, że Killsorrow gra tak jak Killsorrow. Stąd ukuliśmy termin postapokaliptyczny metal.
Nam przyświeca jedno – żeby grać energicznie i energetycznie, chcemy żeby nasza muzyka bujała. Na nasze koncerty trafiają różni ludzie, często spoza rockowo-metalowego nurtu i oni też się świetnie bawią, chcemy żeby tak zostało.
Albumowi, jego wydaniu, towarzyszy bardzo ciekawy list. Ale składam reklamację – bimbru z ziemniaków ani żadnych elementów uzbrojenia w paczce, nie znalazłem!!!
Bardzo możliwe, że ktoś je ukradł! Napady na konwoje Kraków-Warszawa to chleb powszedni na postapokaliptycznych pustkowiach (śmiech- i to dłuugi- przyp.AD).
Tak, chcemy żeby wszystko, co robimy, miało taki charakter, stąd każdy kto kupi naszą płytę otrzyma wraz z nią ciekawy list… Na żywo również zobaczysz nas w pełnym rynsztunku rodem ze zniszczonej przyszłości.
Jakie są Wasze oczekiwania związane z wydaniem tej płyty?
Apetyty mamy duże. Chcemy się nią chwalić i zależy nam żeby dotarła do każdego. To bardzo trudne, bo wiele osób zwyczajnie o nas nie słyszało. Wierzymy, że z każdym pojawieniem się w mediach, na koncertach, ktoś rzuci uchem na to, co mamy do powiedzenia. Na szczęście przed nami jeszcze dwa teledyski, które ukażą się za jakiś czas i mam nadzieję dużo koncertów.
Niektórzy artyści celują w swojego wypracowanego odbiorcę. Starają się najpierw go zdobyć, potem utrzymać, zadowolić. Inni mają w nosie to, co ktoś powie na ich temat – tworzą przede wszystkim dla siebie. Jak jest u Was?
Gdyby nie nasi słuchacze, gralibyśmy dla pustych sal. Wiadomo, wrzucenie muzyki w internet nie gwarantuje teraz niczego, czas zespołów jest więc trudniejszy niż kiedykolwiek. My nie jesteśmy marketingowcami, nie potrafimy zdobywać i utrzymywać słuchaczy. Potrafimy za to grać country-techno na kościelnych organach jak nikt inny!
Dzięki za rozmowę.
Wywiad prowadził Adam Dobrzyński, dziennikarz muzyczny, autor bloga Ale Muzyka.