Fantastyczna artystka, wolny ptak muzycznej przestrzeni od blisko dwudziestu lat, zaskakuje, nęci swoim światem oraz niebanalnymi dźwiękami. Już 20 października pojawi się na jedynym takim koncercie w Oslo w kultowym Cosmopolite Scene, gdzie od 2017 roku Polske filmdager mają swoją arenę, nie tylko we Fredrikstad.
O swojej karierze, muzycznych zakamarkach roztańczonej duszy, życiu w słonecznej Maladze, a także szczegółach zbliżającego się koncertu, Magda Navarrete – bo o niej mowa – całkiem niedawno mi dokładnie opowiedziała.
Zapoznajcie się ze szczegółami.
(…) uważam, że świat jest ogromny i jest miejsce dla wszystkich rodzajów twórczości własnej. I niech każdy sobie robi co tam chce.
Adam Dobrzyński: Magda Navarrete – wokalistka, trenerka głosu, producentka, tancerka, chyba o niczym nie zapomniałem. Pamiętasz jak to muzyczne Twoje życie się zaczęło?
Magda Navarrete: No tak, dużo tych funkcji życiowych (hehehe – przyp. AD). Jeszcze gotować lubię.
A tak na serio, moje życie muzyczne było we mnie od kiedy pamiętam. Już jako mała dziewczynka pragnęłam być piosenkarką, związać się z muzyką. Czekałam i liczyłam dni dzieciństwa, żeby już szybko być tym kimś, kim wiedziałam, że się stanę. To dziwne myśli jak na kilkulatkę, ja wiem, ale naprawdę tak było. Teraz będąc pełnowymiarową wokalistką i pracując tyle lat w zawodzie, aż nie wierzę momentami, że miałam w sobie tyle determinacji i tyle wyraźnie zarysowanych marzeń.
To musiało we mnie „być”.
Adam Dobrzyński: Ale wokalistyka, śpiew – w moim odczuciu – są Tobie najbliższe?
Magda Navarrete: Różnie. Taniec też jest moją wielką formą ekspresji własnej. I w niektórych kontekstach nawet większą. Sięgam też często po środki teatralne, uczę się różnych technik dramaturgii i budowania postaci. Natomiast najbardziej lubię to, że mieszam to wszystko na swoich koncertach i spektaklach.
Można posłuchać, można pooglądać, można porozmyślać i można poczuć to, co robię.
Uwielbiam też ten stan fizycznego zmęczenia, który daje taniec i to, że jedną ręką można zatrzymać w bezruchu nawet kilkutysięczną publiczność.
Adam Dobrzyński: „Chilli” rok 2007 – Twoja pierwsza płyta. Zresztą wtedy się poznaliśmy. Pamiętasz ten moment, kiedy album trafił na muzyczny rynek?
Magda Navarrete: Spełnienie marzeń o płycie, o kontrakcie, wejście w profesjonalny biznes muzyczny i to jeszcze z taką oryginalną muzyką. Mieszanka tylu wpływów, tylu niesamowitych melodii z Ameryki Łacińskiej.
Pamiętam bardzo dobrze ten moment i wejście w wielkie obroty. Cudowne jest to, że do teraz grywamy ze sobą w różnych składach z muzykami z Noche de Boleros.
A bolera – nadal są i będą bliskie memu sercu i mojemu głosowi. Od wtedy dużo się wydarzyło, oj dużo. Kiedy patrzę wstecz i przed siebie to widzę kolorowe, intensywne, „cygańskie” wręcz życie.
Adam Dobrzyński: Od tamtej chwili minęło – uwaga – szesnaście lat. Co zmieniło się przez ten czas na rynku muzycznym. Jak to widzisz?
Magda Navarrete: Wszystko się zmieniło. Absolutnie wszystko.
Nie ma już kontraktów na takich zasadach, jakie były. Gdzie nie spojrzeć wszystko działa na trochę innych obrotach. Więcej „speedu” (tempa – przyp. red.), mniej „zamyślenia”. No i to też trochę czuć w muzyce.
ALE! Ja w ogóle nie narzekam, bo uważam, że świat jest ogromny i jest miejsce dla wszystkich rodzajów twórczości własnej. I niech każdy sobie robi, co tam chce. Ja mam naprawdę super artystyczne życie, w którym sama wybieram gdzie, kiedy i z kim chce zagrać.
A to jest prawdziwy luksus. No i drugie ALE. To nie jest tak, że to się samo stało. Za tym stoi wiele lat ciężkiej pracy. Pod każdym względem – i tym artystycznym, i tym organizatorsko-managersko- logistycznym. Większość spraw załatwiałam zawsze sama, jak było trzeba to siedziałam do wschodu słońca i wysyłam maile. Robiłam opisy, strony, fotki no i przede wszystkim budowałam różne propozycje artystyczne, projekty, spektakle. I moim zdaniem tego nigdy się nie przeskoczy. Czyli pracy!
Można wspinać się po szczeblach kariery na wiele różnych sposobów. I to jest ok. Ale zawsze dochodzi się do takiego punktu, kiedy trzeba zakasać rękawy i po prostu wziąć się do pracy.
Nie użalać się nad sobą, ale i też mieć zrozumienie na to co się czuje i co się w nas zadziewa.
No, taka moralizatorska ta moja odpowiedź.
Adam Dobrzyński: Co zmieniło się w Magdzie – wokalistce, artystce?
Magda Navarrete: Czucie. Po prostu czuję mocniej, głębiej, piękniej. I potrafię też tak teraz zaśpiewać.
Nie lubię śpiewać o niczym. Lubię śpiewać o przeżyciach, historiach, opowiadać to, co do opowiedzenia w piosenkach jest. Lubię zabawiać, rozśmieszać, zagadywać, pytać także.
Bardzo dużo też prowadzę o tym wykładów i warsztatów po całym świecie. O całej sztuce performance na scenie i o tym jak szukać tej autentyczności w sobie.
Adam Dobrzyński: Jakie ważne chwile w Twojej karierze, te, które teraz z perspektywy czasu, wspominasz najmilej?
Magda Navarrete: Małe koncerciki. Takie mini. I niesamowity festiwal w Maroko. Spotkania z muzykami. Nocne pociągi ze wszystkich możliwych „Pajęczynów Dolnych” (taki slang muzyków – sorry Pajęczyn!), stacje benzynowe, obrazy za oknem, uśmiechy publiczności, wciąganie i wyciąganie walizek, liczenie kasy z czapki po koncercie Caravany, jak wspomniana już wcześniej przysłowiowa Cyganka. Wstawanie w nocy i wchodzenie na scenę teatru, żeby poczuć energię i zapach miejsca.
No i duch flamenco „Duende”, który przyszedł do mnie dwa razy!
Adam Dobrzyński: Jeśli dobrze liczę, album „Mezihra” wydany z zespołem Caravana Banda jest póki co, Twoją ostatnią płytą. Opowiedz proszę o tym albumie, repertuarze.
Magda Navarrete: To prawdziwa ja, w czerwonych butach, z kwiatami we włosach. Zawadiacka, odważna, ale też trochę żonglująca formami, bo tam są i wybuchy radości i wiele chwytających za serce momentów. Z sześcioma facetami na scenie, wspaniałą orkiestrą dętą z Czech, tańczę, śpiewam, recytuję. Oczywiście, kto mnie zna, to już chyba zauważył, że ja tak z przymrużeniem oka.
A teraz na serio: Ten projekt łączy Bałkany, flamenco, trochę słowiańskich akcentów, śpiewam w dwunastu różnych językach,. Czerpiemy inspirację z wielu kultur, symboli, różnych przekazów kultur tradycyjnych i ubieramy to w szalone, pełne nadzwyczajnej energii widowisko. Moi czescy i polscy muzycy są absolutnie niepowtarzalni i oprócz tego, że super grają, to też każdy z nich ma jakąś cechę charakterystyczną i są po prostu świetną „bandą”.
Nic tylko „przyłazić” na nasz koncert!
Adam Dobrzyński: Z Caravana Banda wystąpisz niebawem w Oslo. Zdradź proszę szczegóły tego koncertu.
Magda Navarrete: OOO, na przykład do Oslo można sobie polecieć na nasz koncert. A i właśnie w Hiszpanii zakończyliśmy trasę. W lecie sporo graliśmy w Czechach.
W Cosmopolite Scene zagramy i to będzie dla nas wielki, ale taki naprawdę wielki zaszczyt. Na zaproszenie Polske filmdager i Fredrikstad og Oslo zagramy na dziesiątej edycji tego festiwalu.
Natomiast sama scena i to miejsce samo w sobie, to marzenie każdego muzyka, który porusza się gdzieś pomiędzy World Music. Wybitni są prowadzący to miejsce pasjonaci muzyki: Ania i Miloud, którzy otworzą nam drzwi i dadzą miejsce na nasz spektakl. Ponieważ ta edycja festiwalu dedykowana będzie twórczości Stanisława Mrożka, to postanowiliśmy zrobić taką niespodziankę i wprowadzić akcent meksykański. Więc wybrzmią też przez chwilkę trąbki w stylu mariachi.
Żadna fuzja nie jest nam groźna (śmiech – przyp.AD).
Natomiast my zagramy pełnowymiarowy koncert, z pięknymi zmianami w dramaturgii i z oszałamiającą energią.
Adam Dobrzyński: W Twoim życiu zaszło ostatnio sporo zmian. Przede wszystkim, zostałaś mamą. Opowiedz o Twojej nowej roli.
Magda Navarrete: To najpiękniejsza rola w moim życiu zdecydowanie. Jestem bardzo, ale to bardzo szczęśliwa, że mogłam zostać mamą. Ja wiem, że to może oklepane, ale naprawdę czuję, że nie ma ważniejszej sprawy niż to, co się zadzieje między małym człowiekiem a mamą i tatą. Uwielbiam czas rodzinny, uwielbiam mieć czas. Uwielbiam moją córkę, która będzie chyba jeszcze większą wariatką niż ja. Ta relacja to najpiękniejsza i najtrudniejsza w życiu, czasami tak celuje między oczy, że aż niewiarygodne.
Ale jest też druga strona medalu: zmęczenie, depresja, strach, lęki, wyobcowanie, poczucie niepewności, a czasami bezradności. Żadna mama się nie wyprze, że tak też jest i bywa. No więc to wszystko uczy dojrzałości, miłości, bycia ze sobą, wielu umiejętności, których człowiek by się nie spodziewał, na przykład robienia 10000000000000 rzeczy na raz i jeszcze z dzieckiem pod ręką. Uwielbiam iść przez życie z taką małą łapką w mojej łapce.
Adam Dobrzyński: Dzielisz się na bycie tu i tam. Tam – czyli – gdzie obecnie mieszkasz?
Magda Navarrete: Mieszkam od ponad czterech lat w Andaluzji, na stałe. A dokładnie w Maladze. Jestem dyrektorem i jednym z fundatorów Modern Vocal Training Institute – czyli techniki i instytutu wokalnego. Prowadzę wiele warsztatów, webinar-ów, masterclass-ów po całym świecie w wielu językach.
Nasz instytut zajmuje się szkoleniem nauczycieli głosu z całego świata i w tej chwili pracujemy jako MVT w ponad 70 krajach.
Malaga oprócz tego, że to tu moje flamenco, a moja sąsiadka szyje mantony (chusty z frędzlami- przyp.AD), a Pan, który kładł mi płytki śpiewał stare „cople”. To Malaga stała się miejscem na ziemi, w którym stworzyliśmy z moim mężem Modern Vocal Training Institute.
Pracujemy także z wokalistami i aktorami, prowadzimy warsztaty motywujące, artystyczne, wiele międzynarodowych, edukacyjnych inicjatyw. Na przykład European Vocal Camp, który realizowany jest w Polsce, a jego hiszpański odpowiednik w Andaluzji.
Uwielbiam tu, gdzie mieszkam, że widzę morze, widzę góry, gadam z sąsiadami. Dzieci całą ferajną wracają mokre z plaży codziennie. Fajnie, jest naprawdę fajnie.
Nie od razu tak było. Kiedy przyjechaliśmy, praktycznie zaraz świat ogarnęła pandemia, a my z małą córeczką utknęliśmy tu na kilka miesięcy. W Hiszpanii obostrzenia pandemiczne były skrajnie restrykcyjne. Nie było łatwo na początku i naprawdę chciało się zwiewać. Dobrze, że wytrzymaliśmy ten czas.
Adam Dobrzyński: A jak z perspektywy przebywania na obczyźnie, postrzegasz swój rodzimy kraj.
Magda Navarrete: Kocham Polskę. Kocham Warszawę. Uwielbiam tam wracać. Połazić po knajpach, pojeść dobre rzeczy i wracać.
Tego lata byłam w Polsce dłużej niż w Andaluzji. W w samolot wsiadam średnio co 10-14 dni. Więc teraz mam poczucie balansu, że mam oba światy blisko siebie i w obu sobie działam. Na hiszpańskim rynku też udaje mi się grać coraz więcej koncertów i otrzymuję coraz więcej zaproszeń na festiwale. Lubię grać w Polsce i dla polskiej publiczności. Kocham polskie poczucie humoru, uwielbiam moich muzyków i jakość naszej gry. Lubię wracać i patrzeć na to co chcę i lubię przez chwilę. Takie złote myśli mi wyszły…
Adam Dobrzyński: To pytanie musi paść. Kiedy dostaniemy od Ciebie zupełnie nowy materiał?
Magda Navarrete: Nie będzie na razie żadnych materiałów. Ja się już narobiłam tych projektów. Gram piękne koncerty z muzyką sefardyjską (żydowską – przyp.red), cały czas zmieniamy coś w Caravanowych spektaklach, sporo śpiewam flamenco. Na razie jest naprawdę dobrze tak jak jest. Ale to co teraz w tym stanie ducha w sobie widzę, to, że mi się chce śpiewać. Tak od wewnątrz, od trzewi, od środka.
Może to mnie pokieruje na nowe lądy. Nie wiem. Płynę sobie.
Adam Dobrzyński: Dzięki za rozmowę.
Magda Navarrete: I ja Ci dziękuje!