Podobno jej nazwa pochodzi od słowa „gazzetta”, czyli drobnych monet, którymi to w XVII-wiecznych Włoszech płacono za już wtedy istniejące dzienniki. Mi jednakże bardziej do gustu przypadła wersja, w której gazeta to po prostu… „gazza”, czyli sroka. Bowiem jak wszyscy wiemy sroka to symbol wszelkiej paplaniny, wodolejstwa i plotkarstwa. Ot, taka gadka-szmatka i tere-fere, tyle że po francusku. Dlatego gdy ktoś próbuje mnie przekonać, że ta albo ta gazeta to sprawa poważna, od razu wyobrażam sobie srokę z poważną miną i jest mi miło. Do tego sroka jest zawsze pstra i lubi błyskotki, że gapi się jak sroka w gnat oraz że nie należy trzymać dwóch srok za jeden ogon, bo może spod tego ogona coś niedobrego wypaść. Na przykład zły polityk. Wracając jednak do sprawy.
Czasopismo
Gazetę nazywano również czasopismem. Bo jak sama nazwa wskazuje jest to pismo, które opisuje czasy. A że jakie czasy, takie i pisanie, nic też dziwnego, że ów twór drukarskiej inżynierii wpadł szybko do wora z tak zwanymi mass mediami, czyli środkami masowego przekazu. Środki masowego przekazu zaś mają nie tylko masowy przekaz, ale i masowe rażenie, dlatego nie dziwota, że rzeczone w dość ekspresowym tempie zostały uznane za wielce użyteczne źródło nacisku oraz wpływu. Nomen omen, presji, bowiem gazetę nazywano również prasą. Kto prasuje, jaką prasą, pod jakim naciskiem i dla jakiego wpływu? To już inna rzecz. I tu dochodzimy do clou całej sprawy.
Przeznaczenie
Bo oto okazuje się, że na przestrzeni wieków gazeta miała nie tylko różne nazwy, formy, treści, powody oraz cele, ale i zastosowanie. Taki na przykład Emil Zola, XIX-wieczny francuski pisarz, który w jednej ze swoich książek opisał prawdopodobnie pierwszą w świecie bańkę giełdową (sic!), zauważył, że żaden bank nie powstanie, i niech nawet nie próbuje, jeśli pierwej nie będzie miał na usługach jakiegoś poczytnego tytułu. Gazeta przyjacielem banków? Dla mnie bomba. Dlaczego Emil Zola tak uważał, nie wiem i nie wnikam. Ale skoro zamilczano go na amen w pacierzu, musiało być coś na rzeczy…
Innym zastosowaniem gazety było na pewno wykorzystanie tak zwanych cieplno-izolacyjnych cech papieru, których to gazeta ma ponoć pod dostatkiem. Człowiek już dawno bowiem zauważył, że jeśli obłożyć się Rzepą, Forbesem, Wróżką, Kulturą Francuską albo Tygodnikiem Powszechnym, że o Playboy’u nie wspomnę, i to najlepiej w trzech warstwach, to choćby nawet wystawała nam przysłowiowa gazeta, spokojnie możemy zimą położyć się na śniegu i w samych tylko gatkach ułożyć do snu. A zwłaszcza na lodowcu. Kolejna bomba, czyż nie? W każdym razie dla mnie. Gazeta przyjacielem kloszardów? A czemu nie. I trzecie zastosowanie. Najmniej godne, ale za to najbardziej praktyczne. Czy równo pocięta gazeta w kwadraty lub prostokąty, wedle fantazji, brutalnie nabita na drut, najczęściej w drewnianej budce z wyciętym wywietrznikiem w kształcie serca, coś Wam mówi? Czytelnia? W pewnym sensie tak. To jest dopiero bomba. Gazeta w służbie przemiany materii. I tu już właściwie nie ma co dalej…
Pytanie
Dlaczego zatem pomimo burzliwych dziejów tego zdumiewającego i dyskusyjnego tworu, w którym swoje utytłane farbą drukarską paluchy maczał sam Gutenberg, a jakim bez wątpienia jest gazeta, postanowiłem mimo wszystko dla gazety pisać? Odpowiedź jest prosta. Ano dlatego, że wszystko, o czym do tej pory w powyższym tekście napisałem to już historia. Wszystko to bowiem już miało swoich twórców, swoje zdarzenia, swoją wagę, wartość, swoje miejsce i swój czas, czyli że już kiedyś było. A takiej gazety jak Razem Kristiansand oraz takiego Szacownego Grona Redakcyjnego, które wspomnianą tworzy i trzyma nad nią pieczę, jak świat światem, a człowiek człowiekiem, nikt jeszcze nie widział. Ergo Katarzyno, Sylwio, Anno oraz ty Szymonie, i Wy wszyscy, którzy z naszą gazetą zwiążecie kiedyś swój los, życie oraz nadzieje – ciśnienia i dobrej czcionki pod prasą życzę! Bowiem trawestując Juliana Tuwima, błogosławieni są ci, którzy mając coś do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w milczenie.