Nundalen, to niewielka, bezdrożna wioska znajdująca się w zachodniej Norwegii. Domy tutaj wydają się być opuszczone przez swoich mieszkańców, uciekających przed czymś lub przed kimś w pośpiechu.
Niektórzy turyści chcąc obejrzeć to stare miejsce, napotykają widoczne cienie osób, którzy kiedyś mieszkali w Nundalen, ale już dawno opuścili już ziemski padół. Tylko gęsta mgła dogląda ich dawnego dobytku.
Wioska bez drogi
Nundalen to wioska bez pobudowanej nowoczesnej drogi, a co się z tym wiąże, bez głównego duktu ulicznego. Krzaki i chaszcze dawno nieskoszonych traw, zatarły przed laty wydeptane ścieżki, po których chodzili jej mieszkańcy. Wioska ta, właściwie dzisiaj obca, głucha, szara i opuszczona, znajduje się w wewnętrznej części Songefiordu. Z każdego okna Nundalen widać gęsty las, bujne trawy, a przede wszystkim wysokie góry oraz wody fiordu Ardalsvanner. Miejsce to przypomina czasem scenerię bajek, w których główne role odgrywały dobre elfy i trolle.
Ślady pierwszego domu zbudowanego w Nundalen sięgają roku 1862. Wtedy miejsce to było sukcesorską własnością ówczesnego kościoła. Jednak opłacanie podatków przewyższało możliwości kościoła, zatem postanowił on zbyć tę nieruchomość komuś innemu. Historia opowiada nam, że wzniesiony tutaj dom i przyległe gospodarstwo, nabyła rodzina niejakich Johannsonów, którzy schronili się przed szalejącą w innych częściach Norwegii „czarną śmiercią”. Tak bardzo bali się ówcześni mieszkańcy tego gospodarstwa utraty życia w wyniku zarazy, że nawet okna zabili deskami. Na twarzach nosili czarne maski, a udawali się oni na zakupy tylko w drodze wyjątku. Tak zdziwaczałych mieszkańców Nundalen, okoliczni sąsiedzi nie chcieli znać. Gdy w domu tym pozostał ostatni z rodziny Johannsonów, umarł on z głodu, ponieważ starość nie pozwalała mu opuszczać miejsca zamieszkania, a jego zgryźliwość i specyficzny charakter odizolowały go od pozostałych mieszkańców wioski. Od chwili jego śmierci, jego duch ukazuje się w dawnym ogrodzie przydomowym Johannsonów. Nosi on całe naręcza kwiatów i ziół, które za życia nigdy go nie interesowały. Podobno duch ten chce dać te kwiaty mieszkańcom Nundalen, ale żaden z nich nie podchodzi do znienawidzonej za życia postaci.
Tam, gdzie czas się zatrzymał
W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia wielu Norwegów miało już nowocześnie jak na tamte czasy wyposażone mieszkania. Niektórzy z nich posiadali nawet już auta, którymi uczęszczano codziennie do pracy i na zakupy. Ale rzecz jasna inaczej sprawy się miały w Nundalen. Wtedy nie docierał tu żaden samochód i w żadnym gospodarstwie domowym nie uświadczono lodówki czy pralki. Telewizję znano tutaj jedynie z opowieści. Życie w Nundalen zdawało się zatrzymać w bardzo dawnej epoce, w której ludzie mieli mało, ale chyba byli oni szczęśliwi. Jedyną rozrywką ludzi tu mieszkających były wieczorne opowieści o duchach i zjawiskach nadprzyrodzonych. Fakt ten spowodował, że Nundalen zwyczajowo zaczęła nosić nazwę wioski duchów.
Wydeptana dróżka
Mieszkańcy przemieszczali się z miejsca na miejsce jedynie jedną wydeptaną tu ścieżką. Chodzono nią do znajomych zamieszkałych gdzieś dalej, lub do sklepu po chleb i mleko. Nieodzowne meble znajdujące się w domach mieszkańców tej wioski, były najczęściej pozostawione po poprzednich pokoleniach. Gdy mieszkańcy Nundalen chcieli zrobić sobie większe zakupy, musieli wyprawić się w tym celu łodzią do najbliższego miasta. Często jednak na potrzebne kupowanie różnych rzeczy nie mieli oni wystarczającej ilości pieniędzy. Zatem niejednokrotnie uskuteczniali tak zwany handel wymienny. Dobrze działo się w rodzinach, gdy jakiś jej członek potrafił przepowiadać przyszłość. Za taką usługę pobierał on spore wynagrodzenie, starczające na potrzebne zakupy. Podstawowym surowcem wspomnianego handlu wymiennego, było drewno. Nie stanowiło ono jedynie surowca palnego. Z niego to większa część mieszkańców wioski potrafiła wyrzeźbić różne figurki i płaskorzeźby, znajdujące sobie wielu nabywców w innych miastach. Najczęściej rzeźbiono z drewna postacie sakralne, które jak wierzyli Norwegowie, potrafią ratować całe rodziny i domostwa przed złem i chorobami.
Duchy dawnych właścicieli
Wioski tej przez długie lata nie elektryfikowano. Ciemne izby i pokoje oświetlano najczęściej świecami. Wszyscy tam wierzyli, że w świecach zaklęte są oddechy dobrych duchów, które strzegą ich domów. Właśnie w takich warunkach mieszkała w Nundalen przed laty stara Norweżka Ann Kristin, która miała dar przepowiadania przyszłości. Wpatrywała się ona w buchający w kominku ogień, z którego czytała przyszłość. Gdy stara kobieta zmarła, co niektórzy mieszkańcy wioski widząc jej ducha spacerującego u podnóża pobliskich gór, odczytywali tę wizję jako pomyślną wróżbę na najbliższe dni.
W wiosce tej znajduje się jeszcze dwupiętrowy dom. Okoliczni mieszkańcy twierdzili, że dom ten nawet po śmierci ostatniego jego właściciela dalej jest zamieszkały przez „dziwnych” lokatorów. Dwa duchy dawnych mieszkańców domu, którzy przed laty popełnili tu samobójstwo, głośno przechadzają się po starych swoich pieleszach dając tym samym o sobie znać. Wspomniane duchy dwupiętrowego domu nawiedzały także pielesze okolicznych mieszkańców, co doprowadziło do sprowadzenia tutaj egzorcysty. Ten po szeregu odprawionych tu rytuałów, popełnił z niewiadomego powodu samobójstwo wieszając się na pobliskim drzewie. Jego duch także nawiedza to miejsce. A co gorsze, pokazuje się on jedynie samotnie wędrującym tędy kobietom.
Ucieczka
Głównym powodem, dla którego Nundalen stała się opuszczonym miejscem, była mieszcząca się nieopodal fabryka aluminium. Zawsze nad wioską rozciągały się szare trujące chmury, niszczące wszelkie życie dookoła. Warto podkreślić w tym miejscu, iż naziści chętnie się zaopatrywali w produkowany tutaj kruszec glinu, potrafiący zatruć życie nie tylko tubylcom. Wtedy to rzecz jasna mało uwagi poświęcano ochronie środowiska naturalnego, co sukcesywnie doprowadziło do ekstremalnego jego zanieczyszczenia. Już wtedy rolnicy donosili o szkodach jakie opary glinu wywołują w ich uprawach. Często podnosili oni też fakt zaistnienia dziwnych, niewyjaśnionych chorób dotykających zwierząt gospodarskich. Nadmierna emisja poprodukcyjnego fluoru doprowadziła do tego, że rodziły się nagminnie zdeformowane zwierzęta, nienadające się do pracy w gospodarstwie. Kierownictwo zakładu produkującego aluminium, było świadome zaistniałej sytuacji. Lecz niestety nigdy nie zredukowała możliwości trucia środowiska. Ludzie z Nundalen, postanowili zatem wynieść się z tego miejsca, a pozostali tutaj mieszkańcy w dość szybki sposób odchodzili z tego świata. Gdy wioskę opuścili ostatni Nundalenowie, weszli do ich domostw rabusie wynosząc resztki z ich pozostawionego dobytku. Podobno do dziś słychać nad wioską zawodzenia duchów tych ludzi, których okradziono z tak ciężko zdobytego majątku.
Na temat tego miejsca powstały nawet wiersze, a oto jeden z nich;
… na wichrowych wzgórzach tej wioski Nundalen
tam, gdzie się przechadza stary upiór srogi
widać mgły cmentarnej cienie, które dalej
snują się dokoła otulając drogi…
6 Comments
jak zwykle fajny art
takie duchy to fajna norweska rzecz ha ha ha
very fine art…
dreszcze mam na plecach
ciekawy artykuł z nutką horroru
Interesujący artykuł z dozą humoru👍