Źródło życia, czyli eugenika po niemiecku (dla ludzi o mocnych nerwach)
Zazwyczaj w moich tekstach zawieram sporo wątków humorystycznych.
Nie lubię podawać statystyk, suchych faktów oprawionych w mądre słowa, są inni, którzy robią to lepiej. Chcę, aby to co piszę trafiało do odbiorców. Temat, który po długim namyśle zdecydowałem się poruszyć, nie pozwala na zabawne komentarze i porównania. W ich miejsce same cisną się słowa, które należałoby wykropkować. Ten tekst będzie emocjonalny i taki ma być.
Lebensborn. Źródło życia… Tak brzmi w języku polskim nazwa jednej z najbardziej zwyrodniałych organizacji stworzonych przez Niemców, pod patronatem samego Heinricha Himmlera – szefa SS i Gestapo, bliskiego współpracownika Hitlera.
Geneza
Adolf Hitler opętany strachem, że naród germański może wkrótce wymrzeć, ponieważ panował w tym czasie niż demograficzny, postanowił temu przeciwdziałać. Wyznaczył do tego zadania właśnie Himmlera, ideologa nazizmu i obsesjonata czystości rasy.
Niemki były namawiane do tego, aby rodzić jak najwięcej dzieci, a dodatkowo wprowadzono wówczas całkowity zakaz aborcji. Himmler wydał nawet tak zwany „rozkaz płodności”, który zobowiązywał żołnierzy SS do posiadania minimum czwórki potomstwa. To nie wystarczyło. Wtedy, w 1935 roku, powstały domy opieki, w których miały się rodzić czyste rasowo i silne genetycznie zastępy młodych Aryjczyków. Lebensborn powstał jako organizacja opiekuńcza. W początkowej fazie swej działalności Lebensborn oferował niezamężnym, ciężarnym kobietom pomoc w postaci doskonałej opieki medycznej, wyżywienia, poczucia bezpieczeństwa i… przydatności. Samotne matki były w tamtych czasach piętnowane i miały ciężkie życie, nic dziwnego, że wiele z nich skorzystało z tej formy pomocy.
Wybuchła wojna i tysiące niemieckich żołnierzy ginęło na wszystkich frontach. Liczba ludności spadała, w związku z tym Lebensborn rozszerzył swoją działalność o… kojarzenie par.
Zarówno kobiety jak i mężczyźni, zwłaszcza żołnierze SS, namawiani byli do intymnych spotkań w celach czysto reprodukcyjnych, aby spłodzić Hitlerowi jak najwięcej potomstwa. Jednym z procederów było wydawanie fałszywych metryk urodzeń, w celu zatarcia wszelkich śladów pochodzenia a dzieci były oddawane do adopcji. Niestety nie wszystkie…
Te, które nie spełniały wyśrubowanych warunków zdrowotnych, obciążone ukrytymi chorobami dziedzicznymi, urodzone z wadami, były objęte „opieką specjalną”, tak to nazywano, czyli mordowane… wszystko w imię czystości rasy… Liczba zgładzonych przez… w ten sposób dzieci nie jest znana, gdyż była to jedna z najściślej strzeżonych tajemnic.
Norwegia
Powstawały coraz to nowe placówki organizacji, także na terenach podbitych przez III Rzeszę.
Szczególnym zainteresowaniem „producentów” dzieci cieszyła się Skandynawia, a zwłaszcza Norwegia, w której nie brakowało wysokich, niebieskookich blondynek, czyli wzorcowego materiału zdolnego do płodzenia idealnych Aryjczyków.
Powstało tu najwięcej, poza Niemcami, ośrodków Lebensborn, dokładnie 9 w różnych częściach kraju. Norweżki nie były zbyt chętne, aby brać udział w tym procederze, choć i takie się znalazły. Próbowano więc je do tego zachęcać lub zastraszać, wywierając na nie presję i stwarzając wrażenie, że nie mają innego wyjścia, jak urodzić pozamałżeńskie dzieci właśnie tu. Co do żołnierzy niemieckich, poza wyżej wymienionym formalnym „rozkazem płodności”, istniała także nieoficjalna sugestia posiadania jak największej ilości nieślubnych dzieci, więc starali się sprostać temu „zadaniu”. Niektóre źródła mówią także o gwałtach dokonywanych przez niemieckich… na przebywających tam kobietach, które po zajściu w ciążę miały być odsyłane do Niemiec. Te informacje są jednak podważane przez część historyków. Argumentują oni swoje twierdzenia, między innymi, nikłą skutecznością całego programu rozrodczego.
Lebensborn instalował się między innymi w luksusowych hotelach i pałacykach, niektóre z nich istnieją po dziś dzień. Dr. Holms Hotell w Geilo czy Klækken Hotell w Honefos. Budynek zajmowany obecnie przez ambasadę RP w Oslo, czy fabryka szkła w Hurdal produkująca wyroby dla Christiania Glassmagasin, są niemymi świadkami tamtych okropności. Personel tych ośrodków był wyłącznie niemiecki. Lekarze i położne byli doskonałymi specjalistami w swej dziedzinie, dokładali starań, aby stworzyć człowieka idealnego. Zbrodnicza działalność Lebensborn, była trzymana w tajemnicy i niewiele informacji przeciekało do zwykłych obywateli. Dom opieki dla samotnych matek nie wzbudzał podejrzeń.
Dzieci
Po miesiącu od urodzenia, dzieci były poddawane obrządkowi swoistego chrztu. Podczas tej ceremonii reżim narodowo-socjalistyczny przyjmował je w swoje szeregi. Niemowlęta były trzymane przez umundurowanych członków SS, którzy dotykając je sztyletami zamiast krucyfiksem i wypowiadali przy tym słowa: „Od teraz stajesz się częścią naszego społeczeństwa”. Ojcowie chrzestni, zazwyczaj wysocy oficerowie SS, byli wskazywani podczas ceremonii. Miało to zastąpić obrządek kościelny. Dzieci urodzone w ośrodkach Lebensborn, otoczone zewsząd przez umundurowanych na czarno mężczyzn i opiekuńcze pielęgniarki, nie znały innego poza tym świata. Przyzwyczajane do widoku czerwonych flag ze swastyką i poddawane indoktrynacji nazistowskiej, żyły beztrosko, nie zdając sobie sprawy, jaki je spotka los. Matki zapewniano, że ich potomstwo czeka świetlana przyszłość i trafią w dobre ręce. Około 200 z 8000 niemiecko-norweskich dzieci zarejestrowanych przez Lebensborn zostało wywiezionych do Niemiec. Miały one umocnić germańską rasę.
Chciałbym specjalnie podkreślić słowo „zarejestrowanych” ponieważ szacuje się, że w tym czasie w domach Lebensborn urodziło się od 10 do 12 tysięcy dzieci. Co się stało z tymi brakującymi w rejestrze? …
Obecnie ciężko nam sobie nawet wyobrazić tego typu postępowanie rodziców, jednak były takie przypadki, jak ofiarowywanie dzieci „w prezencie” komuś innemu w imię ideologii. Są na to świadectwa samych podarowanych, którzy najczęściej dowiadywali się o swoim pochodzeniu po wielu latach. Jednak nie zawsze. Wiele ofiar, bo tak chyba wypadałoby ich nazywać, odkrywało tę straszną prawdę w wieku dziecięcym, co powodowało rozpad osobowości i problemy psychiczne. Dzieci traciły tożsamość i poczucie stabilności, tak ważne dla każdego w okresie rozwoju.
![](https://www.razem.no/app/uploads/2021/11/257297339_4689634717724395_6579239491384764965_n-1-1024x1024.jpg)
Powojenny dramat
Prawdziwy jednak dramat norwesko-niemieckich dzieci zaczął się dopiero po wojnie.
W Norwegii zniszczonej czteroletnią okupacją, były symbolem kolaboracji ze znienawidzonymi najeźdźcami. W brutalny sposób uświadamiano im, że różnią się od swoich rówieśników, zwłaszcza jeżeli potrafiły mówić tylko w języku niemieckim, czego im zakazywano. Często były porzucane przez rodzone matki, które chciały wyjść za mąż za Norwegów, a jako „niemieckie bękarty” stanowiły ku temu przeszkodę. Domy dziecka zapełniały się, ale niektóre z dzieci urodzonych w Lebensborn czekał jeszcze gorszy los. Zamykano je w zakładach psychiatrycznych i uznawano za opóźnione w rozwoju. Podstawą diagnozy lekarskiej był właśnie fakt narodzin w niemieckich domach opieki. Dzieci te były prześladowane na każdym kroku, wyszydzane, przezywane „dziwadłami z instytutu”. Zostały pozbawione części praw publicznych. Były bite, wykorzystywane seksualnie, oddawane ponownie do przymusowej adopcji. Znane są przypadki wycinania im znaku swastyki na czole. Nienawiść do dzieci z Lebensborn trwała jeszcze bardzo długo. Opowieści, teraz już dorosłych ludzi, o ich traumatycznym dzieciństwie z piętnem nazisty, są wstrząsające i słuchanie lub czytanie ich powinno być zarezerwowane tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Przyznam, że robiłem to na raty. Po wielu latach maltretowane ofiary tego niemieckiego eksperymentu eugenicznego, wytoczyły proces państwu norweskiemu, żądając rehabilitacji i zadośćuczynienia.
Wreszcie w 1998 roku ówczesny premier Norwegii, Kjell Magne Bondevik przeprosił oficjalnie dzieci Lebensborn za prześladowania i „leczenie”, których doświadczyły po wojnie, odcinając się jednocześnie od odpowiedzialności za samą działalność Lebensborn. Ludzie, którzy mogli udokumentować złe traktowanie, mogli otrzymać odszkodowanie w wysokości 200 tys. koron, z zastrzeżeniem nierozpatrywania sprawy ponownie.
Około 80 dzieci wysłanych do Niemiec do adopcji, zostało po wojnie odnalezionych i połączyło się z ich norweskimi matkami.
Obsesja rasowa i mania wielkości nazistowskich Niemiec, doprowadziły do śmierci milionów ludzi, a ci którzy przeżyli ten koszmar, często do tej pory borykają się z jej skutkami. Pamiętajmy o nich.
Oby nigdy już żaden zwyrodnialec pokroju Hitlera nie dorwał się do władzy.
Ilustracje: Alicja Rodziewicz
7 komentarzy
Świetny artykuł…
Smutne ,oby sie nie powtórzyło
Niestety, ale Norwegia przejęła pewne wzorce od niemieckich okupantów. Jeszcze kilka lat wstecz w wielu regionach Norwegii w podobny sposób działali urzędnicy z Barnevernet. Dzieci inteligentne i łatwo asymilujące się oraz spełniające niejako kryteria „skandynawskiej urody” zabierane były pod byle jakim pretekstem aby natychmiast umieszczać je w norweskich rodzinach poszerzając w ten sposób norweskie społeczeństwo o kolejnych wzorcowych Norwegów. 🙁
kraj kolaborantow i niedorobów
zasyfiała norwegia
tak jest do dzis w tym kraju kregoslupow moralnych brak
Taa, kregoslup moralny ma ino PiS i Kenfederacja, nieprawaz?
powinieneś dopisać o dziwnych pożarach domów dziecka gdzie przetrzymywano te dzieci. Przyjrzyj się też o wymordowaniu cyganów. Do lat 90 obowiązywało prawo przymusowej sterylizacji tej mniejszości
Sterylizacja została zabroniona w latach 70’. niestety nie odbywało się to tylko w Norwegii. Podobnie było w Danii, Finlandii, Australii, Szwajcarii, Holandii, Kanadzie…