Choć Polska spodziewała się ataku ze strony III Rzeszy, przygotowania jakie podjęto były niewystarczające. Szczególnie, że zbyt duże nadzieje pokładano w porozumieniach z państwami Zachodu, które ostatecznie nas zawiodły – pisze prof. Andrzej Chwalba.
Agresja niemiecka 1 września nie była zaskoczeniem dla władz wojskowych II RP. Jedynie łudzono się, że zawarcie 25 sierpnia polsko-brytyjskiego układu o wzajemnej pomocy, może powstrzymać na pewien czas III Rzeszę. Odpowiedzialny za wywiad Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, miał pełną świadomość tego, jak wygląda koncentracja wojsk niemieckich na granicy z Polską. Proces ten widoczny był już od kilku tygodni. Ocenę wielkości sił niemiecki umożliwiła też wcześniejsza agresja Rzeszy na Czechosłowację.
Równocześnie przygotowania do obrony odbywały się po stronie polskiej. Od marca 1939 roku rozpoczęła się budowa ciężkich fortyfikacji i umocnień lekkich, zwłaszcza na Śląsku i w rejonie Narwi. Ludności cywilnej przydzielano maski przeciwgazowe. Cywile masowo też uczestniczyli w szkoleniach obrony przeciwlotniczej. Wojskowi pouczali cywili, jak mają zachować się w przypadku ataku lotniczego. Przygotowywano również trasy, którymi miały ewakuować się służby cywilne, takie jak sądy, dyrekcje szkół czy administracja państwowa. Co więcej, przewidywano, do których miejscowości przeniesione zostaną stanowiska pracy pracowników służby cywilnej. W ostatnich dniach przed wybuchem II wojny światowej zdemontowano znajdujący się w krakowskiej kolegiacie mariackiej ołtarz Wita Stwosza. Przezorność polskich władz uwidacznia także wysłaniem do Wielkiej Brytanii polskich niszczycieli w przeddzień ataku Niemiec na Polskę. Został jedynie najstarszy ORP Wicher, który nie miał tak dużej wartości bojowej i szybko został zatopiony.
W kontekście wojennych przygotowań, warto zwrócić uwagę na wizytę, do której doszło w Polsce 24 lipca 1939 roku. Wtedy w siedzibie polskiego wywiadu w Pyrach na spotkaniu z przedstawicieli służb wywiadowczych Wielkiej Brytanii i Francji Polacy podzielili się wiedzą na temat zdolności deszyfrowania niemieckich depesz, co było dla przedstawicieli zachodnich służb zaskoczeniem. Tym bardziej, że mimo posiadania specjalistów takich, jak choćby ojciec sztucznej inteligencji, Alan Turing, nie byli w stanie złamać Enigmy. Powodem podzielenia się przez stronę polską posiadaną wiedzą, była chęć koordynacji wysiłków sojuszników. Trudno mówić wobec tego o zaskoczeniu niemiecką agresją.
Pojawiają się tutaj pierwsze wątpliwości związane z brakiem wzajemności w wymianie posiadanych przez wywiady informacji, a dokładniej o porozumieniu, jakie 23 sierpnia zostało zawarte między Adolfem Hitlerem a Józefem Stalinem. Czy powodem było to, by nie demotywować polskich dowódców wojskowych? To jedynie spekulacje.
Perspektywa porażki Wojsk Polskich nie była oczywista w pierwszych dniach wojny. Sukcesów przecież było niemało. Warto wspomnieć choćby bitwę pod Kałuszynem, obronę Borowej Góry, bitwę pod Mokrą a nawet wkroczenie przez kawalerię na teren III Rzeszy w okolicach Wschowy czy w Prusach Wschodnich. To nie na tym jednak strona polska budowała swoje przekonanie o możliwości zwycięstwa z wojskami niemieckimi.
Pierwsza przesłanka związana była z przekonaniem, iż wojska niemieckie, mimo swojej wielkości, są nadal niedostatecznie wyszkolone. Program szybkiej modernizacji rozpoczął się dopiero w 1935 roku, kiedy to też Niemcy wprowadzili powszechny obowiązek służby wojskowej. Rzeczywistość pokazała, że dywizje niemieckie były jednak dobrze wyszkolone.
Druga i najważniejsza przesłanka związana była z wiarą w siłę sojuszów. Sojusz frontu wschodniego, do którego zaliczała się Polska i frontu zachodniego, czyli potężnej Wielkiej Brytanii, dysponującej potencjałem brytyjskich dominiów, takich jak Nowa Zelandia, Kanada, Australia i Związek Południowej Afryki, wraz z Francją miał zapewnić nam ostatecznie zwycięstwo w walce Niemcami.
Zacięta i heroiczna obrona Polaków, która zaskakiwała niejednokrotnie dowódców niemieckich, była wyrazem wiary w zwycięstwo, będącej wynikiem wejścia do wojny naszych sojuszników. Kiedy przyszło nam jednak walczyć w pojedynkę, mimo niezwykłych sukcesów strony polskiej, olbrzymie dysproporcje między siłami niemieckimi i polskimi, przesądziły o wyniku tego starcia. Wielka Brytania i Francja przystąpiły do wojny 3 września, jednak skandaliczne i bezprecedensowe było to, że nie przystąpiły do wojny realnie. Trudno przyjąć tłumaczenia strony brytyjskiej, że nie była gotowa do wojny, czy strony francuskiej, która nie uznawała za stosowne opuszczanie Linii Maginota, mającej odegrać kluczową rolę w starciu z Niemcami. Za szybką interwencji aliantów, choćby części sił przemawiał oczywiście fakt, że na froncie zachodnim nie było poważnych sił niemieckich, były to bowiem dywizje drugiego i trzeciego rzutu. Wszystkie 15 dywizji pancernych i motorowych zostały zaangażowane na froncie polskim. W pierwszej kolejności wojska niemieckie na zachodzie mogła zaatakować armia francuska. Wojska lądowe angielskie rzeczywiście były nieliczne a lotnictwo w fazie rozbudowy. W tym momencie Wielka Brytania dysponowała jedynie jedną dywizją pancerną. Dowództwa alianckie zostały zaskoczone strategią wojny błyskawicznej i obawiały się, że kiedy wkroczą do Rzeszy to już armia polska będzie rozbita. Dodajmy, że sukces niemieckiej strategii ujawnił się w kilka miesięcy później, kiedy Niemcy zaatakowały Francję, Belgię, Holandię i Luksemburg. Jedynie marynarka wojenna Zjednoczonego Królestwa rozpoczęła już pierwsze działania bojowe we wrześniu, ale nie mogło to wpłynąć w żadnym stopniu na losy frontu polskiego.
Przyczyną niegotowości Wielkiej Brytanii na wojnę był m.in. fakt, że realizowała ona od kilku lat politykę appeasementu (nieinterwencji), czego koronnym dowodem była Konferencja Monachijska z 1938 roku. Na skutek żądań ze strony Niemiec, Francja, Włochy i Wielka Brytania wyraziły zgodę na oddanie prawie 40 proc. powierzchni Czechosłowacji, bez jej udziału.
Ponadto, szczególnie we Francji, triumfował pacyfizm, będący wynikiem nastrojów panujących po I wojnie światowej. W związku z tym władze Zjednoczonego Królestwa i Francji stawały przed wyzwaniem wysłania na wojnę obywateli, którzy nie mieli na to najmniejszej ochoty.
Pod względem mentalnym Anglicy, a zwłaszcza Francuzi, rzeczywiście byli nieprzygotowani do walki, czego dowodem była kampania majowa 1940, kiedy dywizje francuskie poddawały się znacznie mniej liczebnym oddziałom francuskim.
W latach 1938 -1939 Niemcy przejęły potencjał Austrii a następnie Czechosłowacji. Dlatego też dysproporcje w uzbrojeniu i liczebności były zbyt wielkie, by Wojsko Polskie mogło wygrać wojnę samodzielnie. Ogromnym sukcesem jest bezsprzecznie to, że żadna polska armia nie została wzięta w kleszcze, jednak mimo lokalnych zwycięstw od samego początku siły polskie się cofały i ponosiły ciężkie straty.
Niemniej trzeba pamiętać o inicjatywie strategicznej generała Tadeusza Kutrzeby, dowódcy Armii Poznań, który ze wschodniej części Wielkopolski zaatakował wojska niemieckie. Wynikiem tego była Bitwa nad Bzurą, czyli największa operacja zaczepna Wojska Polskiego.
Ostatecznie, mimo dobrego wyszkolenia polskich żołnierzy i odwagi na polu walki, polskie nadzieje na zatrzymanie rozpędzonych wojsk wroga przekreśliło niemieckie panowanie w powietrzu, widoczne od pierwszych dni września.
Pojawia się pytanie, czy losy Polski mogłyby potoczyć się inaczej, gdyby Związek Sowiecki nie zaatakował II Rzeczpospolitej od wschodu? Z pewnością wojna trwałaby dłużej, ale ze względu na brak działań wojennych na Zachodzie, nie było szans na zwycięstwo.
Decydujący okazał się pokój, jaki 16 września Związek Sowiecki zawarł z Japonią i który dawał sowieckiemu dyktatorowi możliwość spokojnego skupienia się na wkroczeniu do II Rzeczpospolitej 17 września. Tego dnia biły się jeszcze niektóre polskie dywizje piechoty i brygady kawalerii, ale w silnie zredukowanym składzie. Walczyła brygada pancerno-motorowa Stanisława Maczka, która nie została rozbita.
Skuteczną obronę utrudniła z pewnością decyzja polskich władz cywilnych, a w szczególności wojskowych, o opuszczeniu stolicy Polski w pierwszych dniach wojny. Wyjazd marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego został bardzo źle przyjęty przez żołnierzy i obywateli. Polscy oficerowie mieli ogromny żal. Obowiązkiem Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych, było kierowanie wojskami z Warszawy. Przemieszczanie się sztabu z taborami i radiostacjami znacznie utrudniało sprawnie wykonywanie jego pracy. Do tego dochodzi czynnik zagrożenia, bowiem przemieszczający się sztab stawał się łatwym celem bombardowań Luftwaffe. Zbyt szybka ewakuacja utrudniła działania koordynacyjne, które pozwoliłby na zwiększenie możliwości stawiania oporu.
Polacy, na poziome mentalnym byli dobrze przygotowani do wojny, jednak to nie wystarczyło. Polski potencjał gospodarczy znacznie ustępował Rzeszy. Warto pamiętać, że polski przemysł zbrojeniowy powstał dopiero po roku 1920 a nowoczesne fabryki zbrojeniowe zaczęły produkcję w ramach COP-u, i to tylko niektóre, w ostatnich miesiącach przed wojną. Dlatego trudno było w ciągu krótkiego czasu wyposażyć polską armię w najnowocześniejszy sprzęt.
W 1939 roku lepszej drogi dla Polski nie było, a wszelkie rozważania na temat potencjalnej współpracy z Adolfem Hitlerem są, co najmniej, niestosowne. Zrobiliśmy wszystko, by pokonać III Rzeszę. Byliśmy w tym najbardziej zdeterminowanym krajem ze wszystkich Aliantów, uwzględniając wagę informacji przekazanych Wielkiej Brytanii i Francji. Zaprosiliśmy do współpracy naszych sojuszników, bo tylko tak można było skutecznie zwyciężyć z zagrożeniem, jakie niosła za sobą ekspansja III Rzeszy.
Choć Polska w 1939 roku nie wniosła do koalicji antyhitlerowskiej silnego lotnictwa czy wojsk pancernych, to w każdą rocznicę 1 września warto przypominać światu, że jako jedyny kraj podzieliliśmy się dla dobra ludzkości naszymi „srebrami rodowymi”, jakimi w tamtym czasie były umiejętności najlepszych na świecie kryptologów, Mariana Rejewskiego, Henryka Zygalskiego i Jerzego Różyckiego.
Tekst został przygotowany przez portal Dla Polonii.