Im więcej w społeczeństwie ukraińskim będzie się mówić o Wielkim Głodzie, a mniej o tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, tym lepiej. Oby tocząca się obecnie wojna rosyjsko-ukraińska umocniła jeszcze ten proces kształtowania się antysowieckiej (i defensywnie antyrosyjskiej) orientacji narodu ukraińskiego – pisze prof. Marek KORNAT.
Głód towarzyszy dziejom ludzkości, ale człowiek nie jest jego siłą sprawczą. Głód bywał oczywiście skutkiem powikłań, które wywoływały wojny. Był skutkiem nieurodzaju czy przewlekłej suszy. W państwie komunistycznym głód jest środkiem prowadzenia polityki państwa – polityki zbrodniczej. System komunistyczny w państwie sowieckim można było w pełni ustanowić tylko na drodze masowej i przymusowej kolektywizacji. Wywołała ona głód w wielu regionach kraju. Co interesujące, zapanował głównie na tych obszarach, które miały urodzajną ziemię i służyły za spichlerz przedrewolucyjnej Rosji. W przypadku głodu na Ukrainie (1932–1933) widzimy wręcz pokazowy przykład zastosowania metod totalitaryzmu sowieckiego. Nakazowi bezlitosnej eksploatacji wsi, który był podstawą stalinowskiej polityki industrializacji, towarzyszyło bez wątpienia pragnienie eksterminacji narodu ukraińskiego, aby jego dążeniom do odrębności państwowej położyć na zawsze kres. Nieludzkie prawo sowieckie z okresu kolektywizacji symbolizuje dekret „O ochronie mienia przedsiębiorstw państwowych, kołchozów, spółdzielni oraz wzmocnieniu własności społecznej” z 7 sierpnia 1932 r., z mocy którego za zerwanie pięciu kłosów zboża na polach kołchozów należała się kara śmierci albo 10 lat obozu (co było również karą śmierci, tylko odłożoną w czasie). Ci, którzy wydali taką ustawę – nie mogli nie być świadomi konsekwencji, jakie ona pociągnie za sobą, i żaden historyk nie powinien mniemać, że było inaczej. Oczywiście ziarno – w tym siewne – skonfiskowano. Wojska NKWD poszukiwały ukrytego zboża. Na wielką skalę karano śmiercią i deportacją do obozów.
W latach trzydziestych XX wieku Związek Sowiecki stał się – jak zauważył Norman Davies – „monstrualnym laboratorium inżynierii społecznej i ludzkiego nieszczęścia”. Przyjmuje się, że tylko na Ukrainie straty ludzkie wyniosły przynajmniej 3,3 miliona ludzi. Nawet jeżeli skala ofiar nie była większa, to mamy tu bardzo wysoką cenę, zapłaconą przez ten największy (po Rosjanach) naród ujarzmiony w państwie sowieckim. Znamienne są zresztą różnice szacunków w tej sprawie i to u uznanych historyków. Historyk amerykański Robert Conquest przyjmował w swoich pionierskich pracach liczbę 5 mln zagłodzonych Ukraińców. Do tego doliczał 1 mln ofiar narodów z Kaukazu. I jeszcze milion przypadał – jego zdaniem – na pozostałe rejony ZSRR.
Historyk brytyjsko-australijski Stephen Wheatcroft – podejmujący temat nie Wielkiego Głodu, ale procesu kolektywizacji, uznał, że naród ukraiński poniósł straty w rozmiarze 3 do 3,5 mln. W całości ofiary zaprowadzenia kołchozów w całym ZSRR sprowadzał do 6–7 mln ludzi.
Warto może jednak dodać, że rządzący ZSRR zbrodniarz Józef Stalin sam przyznał w rozmowie z premierem Churchillem podczas II wojny światowej, że straty ludzkie kolektywizacji wyniosły 10 mln ludzi. Co do Ukrainy warto jeszcze nadmienić, że za tym, iż nie wolno pomniejszyć liczby ofiar poniżej 3 mln, przemawiałyby dane sowieckiego spisu powszechnego z 1937 r., które pokazały taki ubytek ludności z powodów dodatkowych (zagłodzenia i niedożywienia). Oczywiście wyniki spisu objęto tajemnicą państwową, a statystyków represjonowano.
W historiografii rozpatrywano już domniemaną koncepcję polskiej „interwencji humanitarnej” na Ukrainie Sowieckiej, o czym napisał w książce Tajna wojna. Henryk Józewski i polsko-sowiecka rozgrywka o Ukrainę amerykański historyk Timothy Snyder. Przypuszczenie to nie ma jednak dostatecznego uzasadnienia w źródłach. Państwu sowieckiemu nie można było przeciwstawić się inaczej niż na drodze militarnej, a marszałek Piłsudski wyraźnie porzucił koncepcję wznowienia walki o kształt Europy Wschodniej po myśli Polski, kiedy zdecydował się zawrzeć z ZSRR pakt o nieagresji 25 lipca 1932 r. Bardzo smutną obserwacją pozostaje stwierdzenie, że podczas awansu ZSRR do rangi pierwszoplanowego mocarstwa w polityce międzynarodowej końca lat trzydziestych – w kraju tym urządzano masakry, głodzono ludzi na masową skalę, przeprowadzano wielkie „czystki” w partii, administracji i armii. Polska nie mogła głodującym w żaden sposób pomóc. Ewentualne porzucenie polityki równowagi i interwencja zbrojna na Ukrainie Sowieckiej byłyby pomysłem samobójczym, co jako historykowi dyplomacji wypada mi przypomnieć.
Co najbardziej istotne, państwo sowieckie nie załamało się pod ciężarem bezlitosnych zbrodni i księżycowej gospodarki ani też utraty elit. Głęboko słuszne pozostają słowa polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, adresowane do ambasadora w Londynie Edwarda Raczyńskiego pod koniec listopada 1938 r.: „Państwo sowieckie weszło w okres, który dla państwa zachodniego oznaczałby stan groźny”, ale Rosja to inne realia i inne mechanizmy społeczne.
Mało obecne pozostaje w świadomości społeczeństwa polskiego, że Wielki Głód wywołał olbrzymie wrażenie na ukraińskiej ludności w Polsce i przyniósł pewną korektę polityki polskiej wobec tej mniejszości, jaką było zbliżenie polsko-ukraińskie z 1935 r. Chociaż Ukraińcy w Polsce mieli poczucie, że są społecznością drugiej kategorii, to nabierali jednak świadomości, że w odróżnieniu od państwa Sowietów nie czeka ich w Polsce ludobójcza eksterminacja.
W straszliwym czasie głodu na Ukrainie Sowieckiej w roku 1933 poseł Wasyl Mudryj był prezesem Ukraińskiego komitetu niesienia pomocy głodującym na Ukrainie, potem został wicemarszałkiem Sejmu i 2 września 1939 r. (w obliczu niemieckiej napaści na Polskę) złożył publicznie deklarację wierności państwu polskiemu. Cztery lata wcześniej zawarta została ugoda polityczna między Ukraińskim Zjednoczeniem Narodowo-Demokratycznym (UNDO) a rządem RP, którą negocjował Marian Zyndram-Kościałkowski jako minister spraw wewnętrznych. Nie było to porozumienie wystarczające, stanowiło jedynie rodzaj prowizorium, ale Polacy poszli jednak na pewne ustępstwa – w zakresie ukraińskiego szkolnictwa, spółdzielczości i organizacji kulturalnych.
Na pewno nie byłoby dobrze, abyśmy mówiąc o Wielkim Głodzie z lat 1932–1933 i narodzie ukraińskim jako jego ofierze, utracili z pola widzenia problem szerszy. Otóż sama polityka przymusowej kolektywizacji – przemocą i z nakazu państwa – nosi znamiona przemyślanego działania, które z całą pewnością odpowiada wymogom Lemkinowskiej teorii ludobójstwa. Należy bowiem wciąż wracać do pojęcia ludobójstwo (genocide), które stworzył polski prawnik (o korzeniach żydowskich) Rafał Lemkin w roku 1944. Zanim jednak ów termin wprowadził do obiegu, był autorem referatu po francusku na międzynarodowej konferencji prawników w Madrycie w roku 1933. Wskazał wówczas na pięć rodzajów przestępstw „nowego typu”, przestępstw godzących w interesy całej ludzkości, będących zbrodniami w obliczu prawa narodów: (a) terroryzm międzynarodowy; (b) prześladowanie danych grup rasowych, wyznaniowych lub społecznych z powodu ich tożsamości; (c) celowe niszczenie dzieł sztuki i kultury, aby danej społeczności ludzkiej odebrać tożsamość; (d) zamierzone „spowodowanie katastrof lub celowe przerwanie komunikacji międzynarodowej”. Wielki Głód wyczerpująco spełnia kryteria określone jako „prześladowanie danych grup rasowych, wyznaniowych lub społecznych”. Dodajmy jeszcze refleksję o tym, jak bardzo aktualnie brzmią dzisiaj te propozycje Lemkinowskie.
Francuski dziennikarz pochodzenia rumuńskiego Miron Dolot, autor napisanej w roku 1985 książki o Wielkim Głodzie, dał jej tytuł: Głodujący. Holokaust maskowany. Ukraina 1929–1933. I tak istotnie było – to był „maskowany holokaust”, który poprzedził eksterminację Żydów europejskich. Ale Sowieci przegrali walkę o pamięć o tej straszliwej klęsce, jaką sprowadzili na ujarzmione narody imperium – zwłaszcza ukraiński. Dzisiaj Wielki Głód jest oczywiście częścią pamięci, która scala naród ukraiński. Wiedza o tym doświadczeniu jest w społeczeństwie Ukrainy coraz powszechniejsza i niewątpliwie integruje je wokół państwa w oparciu o przesłanie płynące z określonej lekcji historii. Moim zdaniem, im więcej w społeczeństwie ukraińskim będzie się mówić o Wielkim Głodzie, a mniej o tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, tym lepiej, bo ukraińska świadomość historyczna będzie miała antysowieckie oblicze, a właśnie o to chodzi. Oby tocząca się obecnie wojna rosyjsko-ukraińska umocniła jeszcze ten proces kształtowania się antysowieckiej (i defensywnie antyrosyjskiej) orientacji narodu ukraińskiego.