Siedzę w pokoju oddalonym o kilka kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. Na stole przede mną leży duża rolka litego, przezroczystego plastiku, nóż Stanleya i prosty kawałek drewna służący za linijkę. Odmierzam 52 centymetry i krzyżykiem zaznaczam linię. To właśnie w tym miejscu ma być przecięty podwójny plastik, który na końcu zostanie ze sobą zgrzany. Norma, to 50 worków na godzinę – mówią „starzy wyjadacze”, którzy są tam dłużej niż ja. Jest hierarchia i stałe stanowiska. Spaw aż skwierczy w plastiku, gdy stapiam ze sobą jego końce.
Ramię kołysze się w górę i w dół, zupełnie wbrew mojej woli. Sufit nagle przybiera rolę podłogi. Dopadają mnie intensywne, niemożliwe do opanowania mdłości, zawroty głowy są tak silne, że chodzę od ściany do ściany. Na stole widzę pół kubka kawy i kawałek nadgryzionego, marcepanowego ciasta. Wielka radość z weekendu. Wczołguję się na kanapę na kilka minut, czekając aż wszystkie dziwactwa ustąpią. „Zjedz trochę”, myślę. „Tylko trochę mi się kręci w głowie”. Muszę wyprowadzić psa na spacer, zanim wrócę w nadziei, że uda mi się jeszcze trochę skupić w kuchni. Muszę wyczarować coś, co dostarczy mi energii.
Czuję, że dziś wieczorem będzie to krótki spacer z Vilje, moim psem. Gdy wyjmuję to, co wkrótce będzie gorącym posiłkiem, znów atakują mnie te same objawy. Na czworakach docieram do łazienki. Tej, która będzie moim sanktuarium przez następne kilka godzin. Tak bardzo kręci mi się w głowie i tak bardzo mnie mdli. Łazienka zaczęła się obracać, a ściany, sufit i podłoga nieustannie zmieniają miejsca. Nie nadążam i nie mogę znaleźć punktu zaczepienia. Czuję niepokój i powoli zdaję sobie sprawę, że to może nie być coś, co samo przejdzie.
Nie chcąc niepotrzebnie niepokoić nikogo spod numeru 113, dzwonię do siostry, która nakazuje mi wezwać karetkę. Zamek Yale w drzwiach wejściowych, ten z kodem, to myśl, która utknęła w mojej rozedrganej głowie. Jak oni wejdą od zewnątrz, skoro nie mogę go odblokować od wewnątrz? Przypuszczam, że minie jakieś piętnaście minut, zanim będą na miejscu. Pomiędzy dwoma uderzeniami wymiotów, wlokę się te kilka metrów na korytarz i udaje mi się odblokować i uchylić drzwi. Po pewnym czasie w szpitalu i badaniu rezonansem magnetycznym okazuje się, że miałem wylew krwi do móżdżku.
Droga powrotna
… była długa. Próba funkcjonowania w pracy stanowiła nie lada wyzwanie. Cierpiałem na poważne zmęczenie mózgu, trudności z koncentracją i problemy z pamięcią. Bezkres wyzwań dla osoby, która urodziła się energiczna, niecierpliwa i szybko reagująca.
Każdego roku ponad 10 000 nowych pacjentów jest dotkniętych udarem. Powodowany przez zakrzepy krwi w mózgu (zakrzepica) lub przez krwotok mózgowy. W wyniku udaru 2/3 doznaje upośledzenia funkcjonalnego. Komórki mózgowe, które umierają podczas udaru, rzadko są zastępowane przez nowe komórki, i pozostają uszkodzone obszary, które wyglądają na skanie MRI jak małe chmury w mózgu. Występowanie takich objawów psychologicznych jak lęk, pobudzenie oraz depresja u osób dotkniętych udarem są czynnikami, które często utrudniają rehabilitację.
W związku z wymagającymi zadaniami i wyzwaniami, które stawiała mi praca, byłem na zwolnieniu lekarskim przez rok (zanim musiałem przejść na zasiłek AAP). Program AAP w NAV (Norweski Urząd Pracy) ma na celu zabezpieczenie dochodów w okresie długotrwałej choroby lub urazu oraz rozpatrzenie możliwości zachowania pracy lub powrotu do niej.
Spędzam godzinę na próbie napisania prostego e-maila. Zamykam drzwi do biura lub wychodzę do samochodu, aby się przespać. Stało się to nie do pogodzenia z posiadaniem angażującej pracy z szybkim tempem.
Dla mnie, który był zdecydowany pracować do 70-tego roku życia, była to ponura perspektywa i wielki smutek. Byłem pracoholikiem lub pracusiem, jak lubię to nazywać, przez całe życie i zajmowałem różne stanowiska w świecie biznesu. Cała moja tożsamość obracała się wokół osi: praca, koledzy i zadania. Tragiczne, niektórzy mogą pomyśleć, ponieważ kiedy praca odchodzi, znika tak wiele kontaktów i wszystkiego, co było moim punktem odniesienia i radością w życiu.
Traktor wjeżdża do magazynu z trzema tonami żwiru. Kiedy przechyla ładunek, myślę sobie „ile machnięć łopatą potrzeba, aby załadować żwir do sześciu nadstawek paletowych, które są gotowe do napełnienia?”. Wszędzie wirują pyłki kurzu i jest tak głośno… a ja nie potrafię obliczyć nic bez pióra i papieru. Powoli biorę jedną łopatę i zaczynam kopać, gdy światła traktora znikają na zaśnieżonej drodze.
Konsekwencje udaru
… są niewidoczne. Nie widać ich gołym okiem, ale najczęściej wykrywane są w kontakcie z ludźmi. Z pewnością są tego plusy i minusy. Jednak my, ludzie, mamy tendencję do oceniania siebie nawzajem. Jeśli wyglądasz zdrowo, dobrze się wysławiasz, zabawny i masz błysk w oku, to często jesteś zdrowy z definicji. Urazy mózgu, których się nabawiłeś, nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Często można je tylko opisać i opowiedzieć, ale i tak nie będą zrozumiane przez słuchacza, głównie ze względu na swój zakres i stopień złożoności. Dość oczywiste.
Byłem zdeterminowany, aby wrócić do pracy na cały etat. Prawdopodobnie byłem zarówno niezbyt realistycznie nastawiony do sytuacji, w której się znalazłem, jak i cierpiałem na ciężką depresję. W pierwszym roku najwięcej trudności sprawiało mi utrzymanie przytomności. Walka ze zmęczeniem mózgu, kiedy to głowa czuje się jakby była otoczona ciągłym zmęczeniem i kilkoma warstwami waty, była wymagająca. Czułem brak energii i bardzo mało inicjatywy.
Kilka pobytów w Sunnaas, naszym najbardziej profesjonalnym szpitalu specjalizującym się w rehabilitacji medycznej pacjentów po udarze, przyczyniło się do lepszej orientacji w rzeczywistości. Rozległe zaburzenia poznawcze w kilku obszarach sprawiły, że musiałem stanąć mocniej na ziemi i być bardziej uważnym, niż jak to miało miejsce dotychczas.
Przez moją głowę przelatywało wiele myśli. Od czego mógłbym zacząć, co nie byłoby zbyt wymagające, a zdecydowanie lepiej dostosowane do obecnej sytuacji? Z mojej perspektywy nie byłem w stanie zobaczyć lub odczytać siebie z zewnątrz. To dodatkowo komplikowało sytuację.
Postanowiłam zacząć gdzieś, gdzie musiałam pracować fizycznie. Praca w gospodarstwie rolnym lub na przykład w SPA. Poprzez mojego znajomego, mieszkającego na wsi poza Oslo, nawiązałem kontakt z rolnikiem, u którego mogłem spróbować swoich sił. Osoba do kontaktu w NAV została poinformowana i wspólnie ustaliliśmy miejsce pracy. Na farmie było kilkaset sztuk bydła, kilkaset owiec, kóz i koni. Moje ciało i moje miękkie, biurowe dłonie otrzymały niezłą szkołę podczas pierwszych kilku miesięcy ciężkiej, fizycznej pracy. Pamiętam, że moje plecy prawie „odchodziły” od reszty ciała, kiedy byłem na polach na czworakach zbierając kamienie lub pomagałem przy cielakach i jagniętach. W końcu było niewiele zadań, jeśli w ogóle takie były,, w których nie byłbym zaangażowanych na tej dużej farmie w Nannestad, niedaleko Gardermoen.
Po półtora roku na farmie
… nadszedł czas, aby spróbować wrócić do czegoś związanego z administracją i na tor, w którym pracowałem przez większość mojego życia. Krótki staż w programie pracy w policji, z innymi pracami administracyjnymi i używaniem sześciu różnych systemów komputerowych, położył kres niektórym z tych marzeń. Nie szło to w parze z moją głową i z moim nowym, a raczej uszkodzonym, mózgiem. Potem była kolejna, długa przerwa w domu. W tym czasie cierpiała moja psychika. Powrót do domu, brak przynależności do jakiegoś środowiska, brak automatu z kawą, przy którym można spędzić czas z kolegami itp. jest ciężki do zniesienia. Brak przynależności do stada, czego szukają i potrzebują zarówno zwierzęta, jak i ludzie, jest na dłuższą metę trudny. Aby wyzdrowieć, często trzeba być częścią stada i społeczności, to pomaga w osiągnięciu rezultatu.
Moją kolejną społecznością była wspierana przez gminę firma, która wykonywała proste i drobne prace dla sektora publicznego, oraz przedsiębiorstw w okolicy. Tutaj pomagałem w sortowaniu śrub, czy używanych ubrań. Pomagałem również formować świece i wypełniać żwirem 10-kilogramowe, foliowe worki. Znalazłem się w społeczności, w której żyli ludzi o różnym pochodzeniu i o równie różnym losie. Szybko stało się dla mnie jasne, że to również nie jest moja bajka i aby odnaleźć swoje stado, muszę szukać innych pastwisk. Od kilku lat staram się powrócić do środowiska, w którym będę czuł się dobrze na wielu płaszczyznach – zarówno pod względem koleżeńskim, intelektualnym, jak i zadań, które będą mi przydzielane i które mogę jeszcze opanować. Jak dotąd nie udało mi się to, po prawie 5 latach poza życiem zawodowym i doświadczeń w kilku różnych środowiskach.
Postanowiłem skontaktować się z lokalną gazetą, aby sprawdzić, czy byliby zainteresowani napisaniem artykułu opartego na moich doświadczeniach i wyzwaniach związanych z powrotem do pracy. Powrotem do życia zawodowego w dobrze przystosowanym miejscu pracy dla osoby nie niepełnosprawnej, a osoby z niepełnosprawnością, która przy odrobinie pomocy ma jeszcze wiele do zaoferowania. Udało mi się i dzisiaj działam w małym przedsiębiorstwie medycznym.
Musimy zdać sobie sprawę, że ani sektor publiczny, ani prywatny nie otwierają tych drzwi, których otwarcia można byłoby słusznie oczekiwać. Mnie i innym osobom w podobnej sytuacji często wystarczy minimalne ułatwienie, przystosowanie czegoś w taki sposób, by przejść od sytuacji beznadziejnej do sytuacji, w której można sobie poradzić i która przynosi korzyści. Jest to ogromny zysk pod względem społeczno-ekonomicznym, zdrowia psychicznego i wygrana dla wszystkich części społeczeństwa. Musimy mieć prawo wypowiedzenia głośno tego, że mamy dość pasywności polityków i innych osób, które krzywią się, gdy poruszane są takie kwestie. Jako naród mamy obowiązek zapewnienia tego, żeby każdy obywatel czuł się dostrzegany i włączony do społeczeństwa. Wymaga to silnej woli i dużej motywacji ze strony wszystkich osób, którym powierzono tę odpowiedzialność, aby nie dyskryminować poszczególnych grup, takich jak na przykład moja.
Napełniam 10-kilogramowe worki, ważę je i rozwożę żwir do klientów w okolicy. Chmura pyłu jest wokół mnie i w niej widzę siebie. Kogoś, kto nie boi się wziąć w garść i kogoś, kto jest na dobrej drodze, choć może jeszcze minąć kilka lat, zanim odnajdę swoją nową tożsamość i to, kim naprawdę chcę teraz być. Stawiam łopatę przy drzwiach, znajduję kurtkę i wychodzę w ciemność, w kierunku małego światła kabiny, które zapala się w samochodzie. Opony ślizgają się po żwirze na drodze malującej się tuż przede mną…
Artykuł powstał w ramach projektu Bufdir: „Przeciwdziałanie rasizmowi, dyskryminacji i mowie nienawiści 2023″