Dziesięć drużyn wybiegło na boisko, by rozegrać Turniej charytatywny na rzecz czteroletniej Mariki. Na hali Aquarama w Kristiansand, 15 marca br., sportowe emocje przeplatały się z zapachem domowych wypieków i ciepłem ludzkiej życzliwości.
– Wszystko przebiega zgodnie z planem. Panujemy nad emocjami na boisku – śmieje się Łukasz Bunda, tata Mariki.

Sportowe emocje, wypieki i zaangażowanie – to dla Mariki
Za organizacją Turnieju stoi około dwudziestu wolontariuszy i wolontariuszek. Irek Narloch ze stowarzyszenia Integrering for Alle Kristiansand podkreśla, że jest to efekt wspólnej pracy stowarzyszeń z Grimstad, Arendal i Tvedestrand oraz Kristiansand.
– Pomysł wyszedł od Łukasza Bundy i Adama Borkowskiego. Po naszej stronie było zorganizowanie hali, a dzięki Christianssand Klatreklubb możemy też korzystać ze ścianki wspinaczkowej. Ustaliliśmy, ile ciast trzeba przygotować i wiele osób zaangażowało się w ich pieczenie – mówi Irek.




Słodka miłość taty
Łukasz Bunda, który przez cały dzień czuwał nad przebiegiem Turnieju, w noc poprzedzającą wydarzenie przygotował tiramisu. Rozeszło się w okamgnieniu, zbierając fantastyczne recenzje.
– Ania, moja żona, zajęła się wszystkimi pozostałymi sprawami i dzięki niej miałem czas, żeby zorganizować turniej. Pomogła mi też zrobić 3-bita, a Marika obudziła się o 23.00, bo chciała zrobić swoje muffinki. Kolega upiekł croissanty.

– Przyciągnęła mnie tu przede wszystkim chęć pomocy. Wiemy wszyscy, że cel jest szczytny i to robi klimat – ta świadomość, że nawet w najtrudniejszych sytuacjach, będąc z dala od swojego kraju, są ludzie, którzy nas wesprą – mówi Basia Kucharczyk, ku radości dzieci wcielająca się w rolę dinozaura.

– Rodzina spotyka się z tak trudną sytuacją i dobrze jest o tym mówić i wspierać obecnością. Myślę, że samo nagłośnienie tej sytuacji sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać i w jakiś sposób też może pomóc – mówi wspierająca akcję Małgorzata Stankiewicz.
Angażują się całe rodziny

Organizację Turnieju wspierali pojedynczy wolontariusze oraz całe rodziny. Justyna Miąskowska, przyjaciółka mamy Mariki, razem z Izabelą Borkowską obsługiwały stoisko z hot dogami, goframi i napojami, podczas gdy ich mężowie angażowali się po stronie sportowej.
– Przychodzą do nas również osoby z zewnątrz, zachęcane przez wolontariuszy, w tym jednorożca i dinozaura – mówi Justyna.
Dzięki wspólnym wysiłkom udało się zebrać blisko 20 000 kr.










Niektórzy przyszli tu dla sportu, inni dla słodkich wypieków. Jednak nad wszystkim górował jeden cel – wsparcie Mariki i jej rodziny. I choć pierwsze miejsce wywalczyła tylko jedna drużyna – FIA 1 AGDER, prawdziwymi wygranymi są zjednoczone serca, chętne do niesienia pomocy.