Przeprowadzkę do Norwegii zaplanowałam właściwie już jako dziecko, nie wiedząc jeszcze niczego o tym kraju. Zafascynowana mroźnym północnym klimatem, fiordami i majestatycznymi górami, przez lata na własną rękę zgłębiałam wiedzę o Norwegii, jej kulturze i języku, marząc, by kiedyś przeżyć to wszystko na własnej skórze.
Od zawsze wiedziałam, że chcę mieszkać w Norwegii, ale dopiero podczas studiów licencjackich ze skandynawistyki zrozumiałam, że to studia będą tym krokiem, który mnie tu sprowadzi.
Pierwsze wrażenie
Nieco ponad rok temu wzięłam udział w kursie letnim na Uniwersytecie w Agder, który był moją pierwszą okazją, by osobiście poznać Norwegię. Co ciekawe, wcześniej nie interesowała mnie szczególnie południowa część kraju – moją uwagę przyciągały bardziej północne regiony, a o Kristiansand wiedziałam niewiele i nie miałam pojęcia, czego się tam spodziewać. Jednak już od pierwszych chwil w mieście poczułam, że to miejsce ma w sobie coś wyjątkowego. Malownicze krajobrazy, bliskość morza i jednocześnie spokojna, kameralna atmosfera zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Uczestnicząc w zajęciach na uczelni, miałam także możliwość poznać norweski system edukacji od wewnątrz, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że to właśnie tutaj chcę kontynuować swoją akademicką ścieżkę. To doświadczenie było kluczowe w podjęciu decyzji o studiach magisterskich na Uniwersytecie w Agder. Po długich przygotowaniach mentalnych i załatwieniu formalności wreszcie udało mi się spełnić to marzenie i pełna entuzjazmu rozpoczęłam nowe życie w Norwegii.
Semestr zaczął się bardzo aktywnie – uczestniczyłam w wydarzeniach dla nowych studentów zza granicy, gdzie miałam okazję spotkać ludzi z całego świata. Już wtedy poczułam się niezwykle ciepło przyjęta przez uczelnię, co pozwoliło mi bardzo szybko się zaklimatyzować i poczuć „jak w domu”. Jedyne, czego mi właściwie brakowało na tym etapie, to czegoś bardziej norweskiego. Przez pierwszy tydzień miałam kontakt tylko z zagranicznymi studentami, wszystkie wydarzenia integracyjne, w których brałam udział, były przeprowadzane po angielsku, nawet moimi współlokatorami w akademiku okazali się być obcokrajowcy. A w końcu przyjechałam tutaj po to, by zanurzyć się w norweskiej kulturze. W tamtym czasie brakowało mi możliwości swobodnego kontaktu z językiem norweskim w codziennym życiu, co było dla mnie kluczowym elementem, by stać się częścią tej kultury. Norweskie tradycje i sposób bycia, o których tyle się uczyłam, wydawały się wówczas poza moim zasięgiem, ponieważ otaczałam się głównie międzynarodowym środowiskiem.
Zderzenie z rzeczywistością
Po intensywnym początku przyszedł czas na nowe wyzwanie – faktyczne rozpoczęcie nauki na norweskiej uczelni. Już od pierwszych zajęć zwróciłam uwagę na niesamowitą otwartość ze strony wykładowców, którzy starają się dobrze poznać każdego studenta, są ciekawi jego historii i motywacji do studiowania. Ponadto każdy nauczyciel akademicki jest specjalistą w swojej wąskiej dziedzinie i posiada ogromną wiedzę z tego zakresu, dlatego zajęcia są prowadzone naprzemiennie przez kilku wykładowców, co daje możliwość zdobycia wiedzy i umiejętności na naprawdę wysokim poziomie, a mam wrażenie, że nie jest to typowe dla polskich szkół wyższych.
Kolejną różnicą w polskim i norweskim systemie edukacji, która wyraźnie rzuciła mi się w oczy, jest zakres przygotowania pedagogicznego nauczycieli akademickich. W Norwegii już w trakcie wakacji szczegółowy plan na cały semestr jest solidnie przygotowany, a lista literatury czy dodatkowe pomoce naukowe są z góry udostępniane. Wykładowcy nie prowadzą zajęć w taki sposób, by pochwalić się studentom swoim dorobkiem naukowym i wzbudzić w nich respekt, lecz żeby pomóc im i towarzyszyć w tej edukacyjnej drodze. Podoba mi się, że zachęcają oni do aktywnej dyskusji i zadawania pytań, a jednocześnie prowadzą te rozmowy tak, aby wymiana doświadczeń odbywała się bez presji, poszerzała naszą perspektywę i umożliwiała głębsze zrozumienie tematów. To zaangażowanie sprawia, że mam poczucie, że mój rozwój naprawdę ich obchodzi.
Jednocześnie norweski system akademicki stanowi dla mnie pewnego rodzaju wyzwanie. Nie dostaję już tak dużo „gotowej” wiedzy jak w Polsce, lecz narzędzia do samodzielnego jej zdobycia. Z jednej strony jest to o wiele bardziej efektywna metoda nauki, ale z drugiej – wymagająca dużej samodzielności i samodyscypliny, co bywa trudne, zwłaszcza że niestety nie miałam okazji wcześniej nauczyć się takiej formy pracy. Kwestie finansowe tylko utrudniają to zadanie. W każdym semestrze studenci muszą zdobyć na własną rękę przynajmniej kilka drogich książek, które oczywiście zwykle są dostępne w bibliotece, ale tylko w pojedynczych egzemplarzach. O ile norwescy studenci mają na to fundusze, tak dla obcokrajowców może to być kwestia problematyczna. Mianowicie studentom zza granicy z reguły nie przysługuje kredyt studencki, a znalezienie pracy jest dla nich o wiele trudniejsze niż dla Norwegów, co wzbudza we mnie wątpliwości, czy aby na pewno każdy ma tu równe szanse. Aby pokryć koszty życia i nauki, zdecydowałam się rozwijać swoją karierę lektora języka norweskiego. To zajęcie nie tylko pomaga mi zdobyć fundusze na studia, ale także pozwala mi stale doskonalić swoje umiejętności językowe i dydaktyczne. Nauczanie innych daje mi ogromną satysfakcję, a jednocześnie pozwala pogłębiać moje związki z norweską kulturą.
Rozwój i samorealizacja
Przed przyjazdem byłam gotowa na wiele rzeczy, których tu doświadczyłam, choć niektóre faktycznie były dla mnie czymś zupełnie nowym. Jednak codzienny kontakt z norweską kulturą i językiem sprawił, że szybko zaczęłam czuć się pewnie w tym miejscu.
Możliwości studiowania w Kristiansand nie traktuję jako szansy ani szczęścia od losu, ponieważ jest to mój świadomy wybór, do którego realizacji przez lata dążyłam regularną pracą i samozaparciem, mimo że mogłam przecież wybrać zupełnie inaczej. Zrobiłam pierwszy krok – rozpoczęłam nową przygodę w Norwegii – i czas teraz na dalszy rozwój w tym kraju, a jestem pewna, że będę mogła wykorzystać zdobyte umiejętności, by kontynuować karierę i ułożyć sobie życie w Kristiansand. Zaczęłam tę wedrówkę z pełną świadomością, że będzie to wymagająca droga, która zmienia mnie na lepsze i przybliża do spełnienia moich marzeń i wiem, że każde doświadczenie tutaj, zarówno trudności, jak i sukcesy, prowadzą mnie do celu. Ciekawa jestem, jakie wyzwania i możliwości przyniesie przyszłość w kraju, który zawsze był moim marzeniem.
Jeden komentarz
„ Ponadto każdy nauczyciel akademicki jest specjalistą w swojej wąskiej dziedzinie i posiada ogromną wiedzę z tego zakresu, dlatego zajęcia są prowadzone naprzemiennie przez kilku wykładowców, co daje możliwość zdobycia wiedzy i umiejętności na naprawdę wysokim poziomie, a mam wrażenie, że nie jest to typowe dla polskich szkół wyższych.”
No tak wyglądają studia wszędzie. Zajęcia od żelbetu prowadzi gościu, który projektuje konstrukcje żelbetowe na co dzień, a od zajeć z fundamentowania prowadzi gościu, który projektuje fundamenty na co dzień. Ewentualnie jakiś typowy doktor co się zasiedział na uczelni, to prowadzi jakąś fizykę, czy matmę.