Choć po miesiącach rosyjskiej wojny w Ukrainie zdążyliśmy się już z nią nieco oswoić, nie możemy zapominać, że jesteśmy w samym centrum wydarzeń, i to, co stało się 15 listopada, przypomniało nam o tym drastycznie – pisze Eryk Mistewicz.
24 lutego 2022 r. Federacja Rosyjska rozpoczęła pełnoskalową inwazję na pokój w naszym regionie świata. Wojna ta trwa jednak już przecież od 2014 roku. Jednak w ostatnich miesiącach przyzwyczailiśmy się już chyba do informacji z frontów rosyjskich na Ukrainie. Wiadomości o skali zniszczeń, strat i śmierci w tym sąsiednim i bliskim nam kraju zaczęły dla wielu z nas oznaczać tylko odległe choć codzienne informacje. Czy to 12 Ukraińców poniosło w danym dniu śmierć, czy 200 – liczby przestały wywoływać wrażenie. Przywykliśmy. Zmieniające się liczby, okoliczności, miejscowości – nasz mózg zaczął traktować wydarzenia jako dziejące się obok, ale gdzieś daleko i coraz mniej nas – Polaków dotyczące.
Tymczasem nie możemy zapominać, że jesteśmy w samym centrum wydarzeń. Incydenty z 15 listopada przypomniały nam o tym drastycznie.
Polska jest włączona w działania osłonowe dla Ukrainy, dlatego stanowi cel dla Rosji i Białorusi zarówno pod kątem dezinformacji, jak i wszelkich działań, których skala w najbliższym czasie wciąż może być różna. Jesteśmy krajem frontowym i nie możemy o tym zapominać. Więcej nawet: musimy stale być przygotowani na różne możliwości.
Nie możemy tej wojny bagatelizować albo uznać ją za toczącą się daleko. To na polskich lotniskach przeładowywana jest broń trafiająca na Ukrainę, to polskie lotniska są bateriami przeciwlotniczymi, to w Polsce – podobnie jak w innych krajach, choć na inną skalę – ćwiczeni są ukraińscy żołnierze. To wreszcie Polska jest krajem, który daje poczucie bezpieczeństwa Ukrainie, krajem, który przyjął setki tysięcy ukraińskich uciekinierów, poszukujących bezpieczeństwa i dachu nad głową.
Jesteśmy zatem, to oczywiste, na wojnie. To, że nie zauważamy jej w codziennym szumie, że nie zauważamy skutków społecznych, takich jak dodatkowi uczniowie w szkołach, ludzie koczujący na ulicach albo dodatkowi pacjenci w przychodniach – nie jest efektem braku wojny, ale wynika ze sprawności zarówno polskiego społeczeństwa obywatelskiego, jak i polskiego państwa i administracji.
Te dni to w końcu też czas wyjątkowej odpowiedzialności. To czas wojny, w którym zdajemy egzamin z państwowej dojrzałości, dojrzałości instytucji i dojrzałości osobistej. To, co wydarzyło się w ostatnich dniach, było spodziewane i możliwe od wielu miesięcy, pojawiało się przecież jako element ćwiczeń i różnych scenariuszy kryzysowych. Być może tego rodzaju sytuacje będą się powtarzały w takiej czy innej skali. Musimy być na to przygotowani.
Ważne jest zachowanie spokoju i odpowiedzialności przez naszą klasę polityczną, która w stanie wojny powinna złagodzić wewnątrzpolskie spory, które w tym momencie nie służą naszemu bezpieczeństwu. Ważne również, by Polskę wsparła Unia Europejska, a my wszyscy powinniśmy zachować najwyższy poziom spokoju – czy to udzielając się w social mediach, czy to reprezentując Polskę w relacjach z przyjaciółmi z innych krajów.
Tekst został przygotowany przez portal dlapolonii.pl