Decyzja
Co najmniej od dekady słyszałam pytanie: „Dlaczego nie jesteś z mężem, wśród pięknych krajobrazów i w kraju, gdzie wszystko jest inne, lepsze, łatwiejsze?” Znajomi dopytywali, a ja zastanawiałam się dlaczego uważają, że nie jesteśmy razem. Konsekwentnie odpowiadałam wszystkim zainteresowanym, że są w błędzie. Jesteśmy razem. Co prawda nie w tym kraju, o którym plotki mówią, że życie tam jest lżejsze, ale w linii prostej na mapie, 1560 km… Zaczęłam zastanawiać się nad czasem. Dziesięć lat, odkąd on jest tam, a ja tu. Stawiam sobie ambitne cele, które próbuję realizować. Dlaczego więc tym razem cel nie uświęca środków? A niech mnie! Bezustannie przeszkadzało wiele spraw, a i czas nie sprzyjał podejmowaniu takich decyzji. Moja dobra znajoma miała takie powiedzenie, niech go chudy fryc. Zapożyczyłam na stałe to powiedzenie, choć Bóg jeden wie, co to ma oznaczać, i przystąpiłam do działania. Byłam mocno zaskoczona, jakie emocje mi towarzyszyły przy omawianiu z mężem kroków przybliżających mnie do wyjazdu. Odczuwałam podekscytowanie pomieszane z obawą. Decyzja, choć niełatwa, została wspólnie zatwierdzona. Niech go chudy fryc, wyjechałam do Norwegii.
Wyjazd
Przygotowania do wyjazdu, choć skrupulatne, trwały krótko. Z drugiej strony ile można się przygotowywać. Nie jestem typem człowieka, który powoli realizuje swoje cele. A może jednak jestem? Nieważne. Pewność w podjęciu decyzji pozwoliła operatywnie załatwić sprawy tego wymagające. Szybkość mojego działania szokowała, nie tylko mnie, ale również otoczenie. Do dziś jestem zdziwiona, jak mało miejsca potrzeba na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Dwa swetry, trzy bluzy, spodnie, bielizna, dwie pary butów, kosmetyki. Jedna walizka i już! A przepraszam, nie jedna tylko dwie. Ta druga, to same książki, które są moją miłością.
Moi przyjaciele, których nazywam zorganizowaną grupą towarzyską, przygotowali spotkanie. Przebiegało ono w radosnej atmosferze. W trakcie rozmów myślałam o ambitnych planach oraz podróży, która mnie czeka. Ciepłe słowa, jakie słyszałam, dodawały odwagi i otuchy. Wiedziałam, że mam wsparcie w tym, co robię i zawsze mogę liczyć na ich pomoc. Oni również wiedzieli, jak bardzo mi na ich pomocy zależy. Dwie walizki, plan działań i gotowa na wyjazd! Niech go chudy fryc, jestem w Norwegii.
Przyjazd
Mogę śmiało powiedzieć, że skoczyłam na głęboką wodę, nie umiejąc pływać. Ten fakt nie był dla mnie od razu oczywisty. Jako człowiek niecierpliwy, lubiący działanie, nieakceptowałam guzdralstwa. Zrozumiałam ludzi, którzy mówili o innym, lżejszym życiu w Norwegii. Cierpliwość nie jest moją najlepszą stroną. Nie umiem po prostu czekać i być spokojna. Na palcach jednej ręki mogłam wyliczyć chwile, w których byłam spokojna i mniej intensywnie zajęta. Prześladuje mnie nieodparte wrażenie, że ludzie mają czas na wszystko: pracę, dom, spacery, zabawę z dziećmi… Widząc samochody dziwiłam się, że nawet one jeżdżą wolniej i spokojniej. Czyż nie?
Zafascynowana Norwegią zaplanowałam, że pierwszą rzeczą będzie poznanie sąsiadów. Poznać otoczenie to dla mnie priorytet. Obawiałam się jedynie ludzi ponurych. Nic z tych rzeczy! Takich tutaj nie uświadczysz, przynajmniej jeszcze na takich nie trafiłam i szczerze wątpię, że do takich dotrę. Uśmiech na twarzach to coś, co mnie totalnie zaskoczyło, nie tylko w sąsiedzkich znajomościach, ale również w codzienności. Bo pamiętam z wczesnej mojej młodości sąsiada, który stawał na schodach swojego domu z rękami w kieszeni, w wyciągniętym podkoszulku, który oczami przymrużonymi wpatrywał się w każdego, kto stanął przed jego płotem i furtką, na której wisiała tabliczka z psem dobermanem i napisem: ja do furtki dobiegam w 7 sekund. A ty? Równie mocno jak wtedy, tak i dziś nie chcę widzieć ani sąsiada, ani tabliczki. Z całą odpowiedzialnością podniosłam tutaj rangę spokoju oraz uśmiechu na wyższy poziom. Codziennie w sklepach widzę uśmiech i życzliwość ekspedientów i ekspedientek. Zaskakuje mnie jedynie ilość płci przeciwnej w tym zawodzie. To nic złego, po prostu dla mnie jest to swoista nowość. Niech go chudy fryc, mieszkam w Norwegii.
Mieszkam
Przyzwyczaiłam się do spokoju, życzliwości i mniejszego pędu życia. Dzwoniąc do przyjaciół, których niedawno zostawiłam w ojczystym kraju, mam wrażenie lekkiego zdziwienia rozmówców, kiedy zachwalam spokój i uprzejmość. To moje przechwałki i lekka duma, że jednak potrafiłam, mimo ciągłego codziennego szaleństwa w Polsce, pozytywnie zaaklimatyzować się w Norwegii już w pierwszych miesiącach. I co, nauczyłam się pływać! Może nieporadnie i powoli, ale jednak nie sądziłam, że to tak szybko nastąpi. Poza wszystkim, podzielam panujący wszem optymizm i spokój. Spokojne działania, również w codziennym życiu, pozwalają dostrzec następne pozytywne aspekty życia. Ale o tym może następnym razem. Niech go chudy fryc, żyję w Norwegii.
Życzę spokoju,
Urszula Konarzewski
2 Comments
Skąd dokładnie pochodzi to zdjęcie?
To Reinebringen. Przesyłam informacje o trasie: https://www.visitnorway.no/listings/fjelltur-til-reinebringen-(448-moh-)/225282/ Pozdrowienia 🙂