Lotnisko
Nareszcie! – pomyślałem, ciesząc się na sam widok grubej koperty z dokumentami. Wszystko jest gotowe, pozostało mi już tylko kupić bilet i spakować się. Norwegio nadciągam! Szukam lotu do Kristiansand, zobaczmy… jest! A nie, to Kristianstad i do tego w Szwecji. Dzieci z Bullerbyn może kiedyś odwiedzę, ale nie tym razem. O, jest! Klikam i otwiera mi się Wizir… nie Wizzair linie lotnicze.
Wybierz miejsce docelowe…
Data…
Jeden dorosły…
Bagaż… główny, podręczny lub rejestrowany? O co chodzi? Poniosło ich z tymi bagażami, jak dzika w dębowym lesie.
Miejsce na nogi? A co, w kucki mam siedzieć w samolocie?
Priorytet wejścia na pokład?
Ratunkuuuuuu!!!
Dwie godziny mi to zajęło i kosztowało kupę forsy, ale mam mój bilet do lepszego świata. Ostatni raz wszystko sprawdzam: ubrania, dokumenty, rozmówki polsko-norweskie, zwitek norweskich koron dla bezpieczeństwa zapinam w kieszeni agrafką, paszport i gotowe.
Na lotnisku tłok i hałas, wszyscy gdzieś biegną. Podchodzę z walizką do okienka z napisem „baggage”. Kładę na ladzie mój dobytek i podaję bilet.
– Jak długo chce pan przechować? – Pyta młoda, ślicznie uśmiechnięta kobieta.
– Yyyy ja do Norwegii lecę, lot o 14:30, tu wszystko na bilecie jest – bąknąłem niepewnie.
– To niedługo, może woli pan w takim razie skorzystać z szafki? Są na końcu korytarza.
– Szafki? Po co mi szafka? Przyjmie pani tę walizkę czy nie? W końcu spóźnię się na samolot!
Co za kretynka, pomyślałem, włożę wszystko do jakiejś szafki i co, sam polecę?
– Proszę pana, to przechowalnia bagażu, odprawa znajduje się po drugiej stronie hali.
Zobaczyłem w jej uśmiechu politowanie.
– Dziękuję – odparłem i, trzymając fason, odwróciłem się czym prędzej.
Teraz poszło już łatwo. Naśladowałem innych. Paszport do kontroli, waliza na taśmę, bilet już sprawdzony i lecimy. Dzwonię jeszcze do mojego przyszłego szefa, mówiąc że wszystko jest w porządku.
– Heloł Kristian. Szczepan hier. Aj eirport Poland. Ju łejt Kristiansand.
– Bla, bla, bla Kristiansand. Bla, bla, bla Śhepan.
Tyle zrozumiałem z tego, co powiedział Kristian.
– Ok – zakończyłem zadowolony, że mam to już za sobą.
Lecę… trochę straszno przy starcie, przyspieszenie ma ten samolot jak Passat w TDI. Lecę do Kristiansand! Z tego co czytałem, to takie dosyć duże miasto na południu Norwegii z umiarkowanym klimatem i pięknymi okolicami.
Lądowanie przebiegło gładko chyba, bo ludzie zaczęli klaskać. Ja też z miną światowca klaszczę i uśmiecham się jak inni. Wychodzimy… Zimno! Strasznie zimno, wieje wiatr, chmury gęste i ciemne… ładny mi umiarkowany klimat, gdzie mnie wywiało? Na taśmociągu jadą różne toboły, ludzie podchodzą i zabierają je, idąc dalej. Czekam na moją walizkę, czekam… czekam… czekam i… nic! Może jednak powinienem schować ją do tej szafki? Nieeee… Może ktoś ukradł? No, żeby w 2006 roku ginęły bagaże to skandal! Dookoła zrobiło się pusto, idę więc do stojącego przy drzwiach faceta w mundurze.
– Mister, maj walizka banditos, ukradli!
Gość uśmiechnął się i coś powiedział o Andersenie, że niby don Andersen czy jakoś tak. Połączyłem kropki. Nabija się ze mnie i myśli, że opowiadam mu bajki.
– Nie Andersen, tylko ju telefon polis.
Wzruszył ramionami i pokazał mi drzwi, którymi wychodzili wcześniej inni pasażerowie.
– Don Kretynsen – rzuciłem na odchodnym – jeszcze mnie popamiętasz.
Zaraz mam się spotkać z Kristianem z Kristiansand, pewnie mi pomoże, wyciągam telefon i wybieram numer.
– Heloł.
– Hello Śhepan, where are you?
– Heloł. Kristiansand erołplejn, walizka not. Help.
Z odpowiedzi wywnioskowałem, że mam się z nim spotkać pod sklepem Nerwusem czy jakoś tak, co za dziwaczne nazwy tu mają, ale widzę napis Narvesen, więc idę.
Dzwoni telefon.
– Where are you Śhepan?
– Narvesen szop.
– Are you sure?
– Yes, Narvesen…
– Szczepciu, co ty tutaj robisz? – Za plecami słyszę znajomy głos.
– Łejt Kristian – mówię cicho do słuchawki i szybko się odwracam.
– Boguś? – rozpoznałem kolegę ze szkoły. – Pomóż mi, nie mogę się dogadać z moim szefem, miał tu czekać na mnie. Zginęła mi walizka, facet w holu mówił coś o Andersenie, ratunku!
– Daj telefon – powiedział Boguś.
Chwilę rozmawia z moim szefem.
– Chodź…
Wyszliśmy przed budynek lotniska, Boguś bez słowa wskazał wielki, kolorowy baner z napisem:
Velkommen til …
KRISTIANSUND
Przeczytaj również:
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 1
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 2
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 3
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 4
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 5
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 6
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 7
Szczepan w kranie lodu. Odcinek 8
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 9
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 10
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 11