Jako nastolatka, a byłam nią, o zgrozo, w ubiegłym wieku, zawędrowałam kilka razy na „zachód”, do Niemiec, Francji, czy Holandii. I jedną z największych różnic, jakie dostrzegłam między tymi krajami a Polską był fakt, że tam na ulicach i w sklepach ludzie się do siebie (i do mnie też) uśmiechali! Tego nie widziałam na moich ulicach, w autobusie, ani w żadnym publicznym miejscu, jakie znałam. W stosunku do obcych stosowne postawy rozciągały się na skali od obojętności do wrogości.
Byłam więc zachwycona, gdy nieznajomi okazywali mi tyle sympatii. Zupełnie bez powodu.
Oczywiście wtedy wierzyłam w każdy uśmiech, każdy wydawał mi się czymś wyjątkowym i niezwykle cennym. Kolekcjonowałam je łapczywie w umyśle. A po wojażach próbowałam przeszczepić ten zwyczaj na polskie ulice. Uśmiechałam się do obcych ludzi i niemal zawsze reagowali w ten sam sposób: patrzyli na mnie podejrzliwie, rozważając zapewne czy jestem ciut zwichrowana na umyśle, czy może czegoś od nich podstępnie chcę. A ja nic od nich nie chciałam. No może jedynie by ten uśmiech odwzajemnili. To się nie działo prawie nigdy. Chyba, że trafiłam na turystów z zagranicy.
Teraz wiele się zmieniło. W Polsce częściej się zdarza uśmiech nieznajomego (zazwyczaj ekspedientki). A odkąd mieszkam w Norwegii codziennie spotykam się z uśmiechami w ilościach hurtowych. Tu nawet po stłuczce samochodowej ludzie skłonni są uśmiechać się do siebie (o ile nie stracili przytomności). W Polsce standard to pochmurna mina, a w Norwegii uniform codziennych relacji nie obejdzie się bez uśmiechu.
Mój zachwyt już dawno minął. Odkryłam, choć przyznam, że trochę mi to czasu zajęło, że nie każdy z tych uśmiechów jest szczery. Wiele z nich to przyzwyczajenie albo maska. Choć i tak wolę uśmiechniętych ludzi, a nie ponurych. Najbardziej nieszczerym uśmiechom jednak bym podziękowała, działają na mnie trochę drażniąco. Za to te szczere uwielbiam. Wiecie, przyjdzie ktoś i swoim promienistym uśmiechem aż załaskocze w serce. Od razu wszystko wokół jaśnieje.
Kiedyś ciekawa byłam, jak odróżnić szczery uśmiech od fałszywego. Zapamiętałam, że sztuczny uśmiech znika z twarzy błyskawicznie, a uśmiech szczery zanika powoli. Wiem teraz, że przy szczerym uśmiechu pracują zarówno mięśnie jarzmowe większe, unoszące kąciki ust, jak i okrężne mięśnie oczu, które przyczyniają się do ich mrużenia. Dlatego gdy śmiejemy się szczerze, śmieją się nie tylko usta, ale można by rzec cała twarz. Więc panie, panowie (pewnie zwłaszcza panie) nie martwcie się „kurzymi łapkami” wokół oczu. To widzialny znak serdeczności.
Fot. Jamie Brown / Unsplash
1 Comment
Świetne spostrzeżenia… Ja osobiście wiem o czym pisze autorka spotykam to w Norwegii ciągle, moja córka ostatnio zapytała gdy przyjechała w odwiedziny “tato dlaczego oni się ciągle śmieją?” Dla nas Polaków to nie typowe… ??