Emigracja może być przygodą życia i jak to z przygodami bywa, może być doświadczeniem zarówno ekscytującym, jak i ekstremalnym, a w skrajnych przypadkach nawet – traumatycznym. Wielu emigrantów dość łatwo przystosowuje się do nowego środowiska, ale zawsze istnieje grupa, która z asymilacją ma spore problemy. Czasami te problemy dyktowane są warunkami zewnętrznymi, czasami zaś – motywacją wewnętrzną. Nie oszukujmy się. Znacząca część emigracji odbywa się w warunkach pewnego przymusu. Wśród głównych przyczyn, zmuszających ludzi do opuszczenia swojego środowiska, można wymienić trudności ekonomiczne, warunki zagrażające wolności lub życiu, próbę budowania lub zachowania związku, ucieczkę przed problemami. Wśród powodów, które motywują do emigracji, można wymienić zachwyt nad miejscem docelowym, szansę realizacji ambicji zawodowych, chęć rozwoju i zdobywania doświadczeń, wzbogacanie umiejętności lingwistycznych, ciekawość wobec innych kultur i zwyczajów, miłość i wiele, wiele innych… Oczywiście zarówno motywacje negatywne jak i pozytywne często się uzupełniają, komplikując jednak sytuację bytową emigranta.
Ogromne znaczenie w przystosowaniu się do nowego środowiska ma również indywidualne podejście do fenomenu zmiany, jako nieodzownej części życia. Jeśli traktujemy zmianę jako zagrożenie i obawiamy się jej następstw, bardzo ciężko będzie nam odnaleźć się w nowej sytuacji. Jeśli zaś zmiana jest dla nas naturalną częścią istnienia, o wiele łatwiej dostrzeżemy otwierającą się przed nami szansę osobistego rozwoju, którą owa zmiana zazwyczaj implikuje. Warto zatem zastanowić się i przeanalizować nasze indywidualne podejście do tematu zmiany i jej następstw. Bardzo często bowiem nie mamy wpływu na doświadczenia, które stają się naszym udziałem, ale mamy wpływ na sposób, w jaki do tych doświadczeń podchodzimy i w jaki sposób je przepracowujemy. W sytuacji, gdy żyjemy na emigracji, nasze nastawienie do nowego środowiska ma kluczowe znaczenie dla procesu asymilacji i budowania nowej tożsamości. Warto odpowiedzieć sobie na kilka kluczowych pytań: Czy patrzymy na nieznane nam realia ze strachem, czy z ciekawością? Czy dostrzegamy raczej pozytywne strony nowego otoczenia, czy skupiamy się w głównej mierze na przeszkodach i piętrzymy strony negatywne? Czy kieruje nami otwartość i brak kompleksów, czy też podejrzliwość i poczucie niższości?
Polacy, emigrujący do Norwegii, zazwyczaj nie przeżywają większego szoku kulturowego. Miasta wyglądają podobnie, w sklepach możemy kupić właściwie to samo, co w Polsce, telewizja funduje nam podobną papkę opartą na zachodnich formatach, a ludzie na ulicach nie różnią się szczególnie od nas samych. Na pewno jednak uderza zmiana języka i jego melodyki. Język norweski, dzięki samogłoskom długim i krótkim, brzmi jak melorecytacja, a poszczególne słowa zlewają się w jeden dźwięk. Dla równowagi język polski w uszach przeciętnego Norwega to szum, chrzęszczenie i szuranie. Cóż, nie pozostajemy dłużni naszym skandynawskim braciom i siostrom. Krajobraz i pogoda również wystawiają nas na niejedną próbę. Mało światła, duża wilgotność, szare skały, miejsca niemal pozbawione drzew, monumentalne góry i pustkowia. Natura norweska jest monochromatyczna i surowa, zatem niejeden polski emigrant może odczuwać mickiewiczowską tęsknotę „do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, (…) do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, wyzłacanych pszenicą…”. I choć nasz poeta raczył pisać o Litwie, dość łatwo przychodzi nam utożsamienie się z jego liryczną tęsknotą.
Jakie zatem różnice kulturowe czekają polskiego emigranta, który postanowił przenieść się do Norwegii? Oto subiektywny przegląd norweskich zwyczajów, które mogą się nam wydawać zupełnie niezwyczajnymi.
Permanentny uśmiech
Wśród wielu Polaków ugruntowało się przekonanie, że skwaszona mina rodaka jest więcej warta niż uśmiech obcokrajowca. Podobno bowiem ten permanentny uśmiech obcokrajowca jest zjawiskiem z gruntu nieszczerym, stanowiącym kamuflaż społeczny, pod którym ukrywa się niechęć i pogarda. Proponuję zatem zastosowanie tej sprytnej taktyki i przetestowaniu jej w życiu codziennym. Uśmiechajmy się do osób, które z bardziej lub mniej oczywistych powodów nie wzbudzają naszej sympatii. A może się zdarzyć, że obiekt naszej niechęci taki uśmiech odwzajemni i wśród tego niespodziewanego rozpromienienia, zapomnimy o powodach niesnasek. Możemy oczywiście, z uporem maniaka, nadal krzywić się szczerze i otwarcie na czyjś widok i rzucać pogardliwe spojrzenia, okraszone jeszcze bardziej pogardliwym grymasem. Bo to zapewne w końcu zmyje ten kłamliwy uśmieszek z twarzy obcokrajowca i pozwoli nam kontynuować wzajemne relacje w szczerej i otwartej atmosferze wrogości.
Zaufanie społeczne
Norwegia zbudowana jest na zaufaniu. Obywatele ufają rządowi i stosują się do przepisów prawa. Umowa ustna jest wiążąca, a nowy rower pozostawiony w ogrodzie – względnie bezpieczny. Domy są nieogrodzone, okna nieprzysłonięte zasłonami, a małe dzieci same wędrują do szkoły i przechodzą przez ruchliwe ulice. Dla polskiego emigranta takie okoliczności przyrody mogą wydawać się podejrzane. Dlaczego? Z prostego powodu. Pochodzi on bowiem z kraju, w którym przejechanie przez miasto setką jest uważane za szczyt kozactwa, a gwizdnięcie roweru z czyjegoś ogrodu za przejaw zaradności. Rząd to banda złodziei, natomiast dom to prywatna twierdza. Uogólniam? Oczywiście, że uogólniam! Ale przyzwolenie społeczne na zachowania ryzykowne lub szkodliwe jest w Polsce o wiele większe, niż w Norwegii. I choć Skandynawia nie jest wolna od zachowań patologicznych, to jednak znajdują się one na marginesie, czyli tam, gdzie ich miejsce.
Poprawność polityczna
Zarówno permanentny uśmiech, jak i zaufanie społeczne, są częściami szerszego zjawiska, czyli poprawności politycznej. Z punktu widzenia przeciętnego emigranta, poprawność polityczna jest rodzajem usankcjonowanej hipokryzji. W życiu publicznym niemal nie uświadczy się rasistowskich uwag, natomiast w warunkach prywatnych sytuacja bywa już odmienna. Spożywanie alkoholu jest objęte dużą kontrolą społeczną, ale upijanie się do nieprzytomności jest zjawiskiem częstym i powszechnym. Równouprawnienie jest hasłem przewodnim polityki społecznej, ale kobiety zarabiają mniej od mężczyzn i rzadziej sprawują funkcje liderów, zaś emigrant z obco brzmiącym nazwiskiem jest na rynku pracy kandydatem drugorzędnym…
Dziecko nade wszystko
Dzieci w Norwegii są dobrem narodowym. Są objęte pełną opieką państwa i traktowane z ogromną estymą. Sprawy dzieci są priorytetowe, a myślenie o dzieciach jako o członkach suwerennej jednostki, czyli rodziny, jest zupełnie nienorweskie. I choć w Polsce okrzyczenie dziecka, czy też lekki klaps są nadal uważane za przydatne środki wychowawcze, to w Norwegii takie zachowania rodziców są piętnowane i grożą poważnymi konsekwencjami. Można dyskutować, czy takie podejście jest dobre, czy też dobre nie jest. Jedno wydaje się pewne. Taka polityka przynosi pozytywne skutki, bowiem w Norwegii rzadko dochodzi do incydentów rodzinnych, w których dziecko traci zdrowie lub życie.
Wspólnota i równość
Współpraca jest w Norwegii wyżej ceniona niż sukcesy indywidualne. Unifikacja zastępuje myślenie hierarchiczne, a równomierny rozwój jest ważniejszy niż jednostkowe ambicje. Czujesz się w czymś zdecydowanie lepszy od innych? Nie próbuj imponować swoim geniuszem w Norwegii. Tutaj wywyższanie się ponad innych jest uznawane za brak kultury, a nawet za zachowanie aspołeczne. Lepiej weź do ręki sekator i wraz z sąsiadami przytnij wspólny żywopłot lub wraz z rodziną i przyjaciółmi pozbieraj śmieci z pobliskiej plaży, umieszczając zdjęcie z tej solidarnej inicjatywy na Facebooku. Ten imperatyw nie wyróżniania się naprawdę ma swoje dobre strony! Szczególnie jest to widoczne w norweskiej architekturze. Domy budowane są w spójnym stylu architektonicznym, a kolorystyka fasad jest stonowana i ujednolicona. Może któremuś z moich rodaków brakuje różnorodności architektonicznej wyrażającej zarówno status materialny gospodarza, jak i jego niepowtarzalny gust, ale ja nie tęsknię do polskich osiedli, na których obok góralskiej chaty krytej gontem wznosił się fioletowy pałac z różową kolumnadą, a tuż przy nowoczesnym blokhauzie – neogotycki zamek z basenem.
Powyższe zestawienie opiera się na pewnych uogólnieniach i jest wybiórcze. Każdy z nas ma własną historię emigracyjną, własną motywację i własne niepowtarzalne doświadczenia. W nowym kraju, w nowej kulturze i w nowej społeczności zawsze występują zjawiska, które wydają się nam szczególnie obce i trudne do zaakceptowania. Są również takie, które z łatwością oswajamy i które szybko stają się częścią naszej codzienności. I nie ma w tym nic złego. Ważne jest jednak, aby nie zamykać się na doświadczenia i spróbować włączyć w nasze życie nowe nawyki, rytuały oraz nowe sposoby postrzegania rzeczywiści. Takie podejście może nas tylko wzbogacić! „Tchórzostwo jest największym grzechem”, jak pisał mistrz Bułhakow, dlatego nie pozwalajmy, aby strach kierował naszymi decyzjami. I na sam koniec tych dywagacji moje ulubione zdanie z Dezyderaty: „Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj”.