Relacje między Polakami i Ukraińcami wciąż są skomplikowane. Ale pomoc, jakiej teraz Polacy udzielają Ukraińcom, pokazuje prawdę o naszych społeczeństwach: w momencie wielkich wyzwań jesteśmy w stanie ruszyć naprzód pomimo bólu przeszłości tkwiącego w naszych sercach. Zwłaszcza, że zarówno czas, jak i Rosja działają dziś na naszą wspólną niekorzyść – pisze z Kijowa Igor ROZKLADAJ, współzałożyciel ukraińskiego CEDEM (Centrum Demokracji i Praworządności)
Polacy i Ukraińcy to dwa stare europejskie narody, bez których trudno wyobrazić sobie współczesną Europę. Przez wieki staliśmy ramię w ramię, walcząc przeciw wrogom, a nasze narody dawały światu znakomitych artystów, poetów, naukowców, dowódców. Jednocześnie nasza historia miała także ciemne strony, kiedy nasze kraje były ziemią ognia i rzek krwi.
Relacje między naszymi narodami są nadal skomplikowane. Ale teraz wyzwanie cywilizacyjne rzuciła nam neonazistowska Rosja i w XXI wieku czas zakończyć stare waśnie.
Odkąd w 100. rocznicę powstania ZSRR Rosja zdecydowała się odnowić sowiecką „ideę”, Polacy i każda polska rodzina otworzyły swoje progi dla ukraińskich uchodźców. Wsparcie udzielane uciekinierom wojennym z Ukrainy osiąga prawdopodobnie najwyższy poziom notowany kiedykolwiek w naszej wspólnej historii, dlatego przede wszystkim chcę powiedzieć „dziękuję” – DZIĘKUJĘ każdej osobie, każdej rodzinie i każdemu polskiemu wolontariuszowi za to, co dla nas robicie. I to jest właśnie moment prawdy: w czasie wielkich wyzwań jesteśmy w stanie ruszyć naprzód pomimo bólu przeszłości tkwiącego w naszych sercach. To daje nam miejsce na prawdziwe pojednanie. Musimy w tym momencie zrobić kilka kroków naprzód, by nie cofać się i co więcej, nie pozwolić dłużej naszym wrogom na działanie w stylu „dziel i rządź”.
Nasze wzajemne relacje są zakorzenione w minionych wiekach – splatają się jeszcze w czasach Mieszka I i Włodzimierza Wielkiego. Możemy kwestionować wpływy kulturowe, masakry, niewolnictwo, tożsamość etniczną niektórych wybitnych postaci historycznych, a nawet naszą własną. I na pewno będziemy mieli na to wiele argumentów. Możemy też mieć wiele pretensji do postaci historycznych, takich jak Chmielnicki czy Piłsudski – bo bohaterowie jednego narodu bywali wrogami drugiego.
Moje pochodzenie i moja tożsamość dają mi osobiście swoistą carte blanche, pozwalającą na ocenę i zaproponowanie tego, co wspólnie możemy teraz zrobić. Urodziłem się w Kijowie za czasów Związku Radzieckiego. Moja genealogia to zawiłości ukraińskich i polskich korzeni na wielu obszarach – Kijowa, Galicji, ziemi chełmskiej i Podlasia. Moje drzewo genealogiczne, a nawet DNA pokazują, że jestem typowym mieszkańcem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Prawdę mówiąc, nie jestem w tym wyjątkowy: to samo można znaleźć w DNA Ukraińców i Polaków zarówno z Czernihowa, jak i z Warszawy. Moje ukraińskie korzenie są obecne w powiecie tomaszowskim w woj. lubelskim, skąd pochodzi moje nazwisko. Ta mieszanka nie pozwala mi pozostawać obojętnym na to, co dzieje się między naszymi narodami.
Najbardziej bolesnym okresem w historii naszych relacji są bez wątpienia lata 1914–1950. Przecież to zaledwie jedno, dwa lub trzy pokolenia od nas: to dzieje naszych rodziców, dziadków i pradziadków. To dlatego tak wiele emocji, nawet nienawiści możemy zobaczyć po obu stronach. Trudno być bezstronnym, jeśli twój pradziadek został postrzelony, a babcia spalona. To trudne, bo gdy marzysz o niepodległości, przekonujesz się, że są inni ludzie, którzy roszczą sobie prawa do tej samej ziemi. Taka jest rzeczywistość naszych narodów, odkąd Ukraińcy i Polacy rozeszli się tak bardzo, że rozwiązano ich spór w najbardziej brutalny sposób – więcej niż 1,2 mln ludzi zostało wysiedlonych na zawsze, stracili domy, ziemię, groby przodków i… pamięć, zniszczoną przez sowiecki system autorytarny.
Jest rzeczą bardzo trudną, żeby nie powiedzieć niemożliwą, by oddzielić jeden okres historyczny od drugiego. Wydarzenia wojny polsko-ukraińskiej z lat 40. mają swoje początki nie w 1934 czy 1918 roku, ale aż w średniowieczu, kiedy nasze narody decydowały, którą religię uczynić oficjalną oraz jakiego używać alfabetu. Tak, gdyby Kijów nie został zniszczony w 1240 roku, nasza wspólna historia mogłaby być zupełnie inna, a kto wie, może nawet Rosja nigdy by nie istniała. Jednak konflikt między Kościołami katolickim a prawosławnym (z różnymi ośrodkami wpływów: Rzym vs Konstantynopol), przerwana państwowość Rusinów/Ukraińców oraz liczne inne czynniki doprowadziły do rozdziału między nami na wieki.
Powołanie do życia II Rzeczypospolitej było olbrzymim zwycięstwem polskiego narodu w XX wieku, zwycięstwem, do którego Polacy zmierzali ponad 100 lat. Dwa wielkie powstania, chociaż niezakończone sukcesem, roznieciły ogień oporu, który przywrócił Polakom państwo. Jednak był tu zignorowany jeden ważny czynnik – ludność ukraińska mieszkająca w Galicji i Kongresówce oraz zachodnich guberniach Rosji.
Postępująca okupacja przez Moskwę, później Rosję, od czasu fatalnego porozumienia wojskowego z Chmielnickim i carem moskiewskim, spowodowała, że elity ukraińskie stały się mniej przygotowane do samodzielnego tworzenia państwa. W rezultacie w 1922 r. upadła Ukraińska Republika Ludowa i naród ukraiński ponownie został podzielony między ZSRR i II RP. Polscy przywódcy wiedzieli, że Ukraińcy nie są przychylnie nastawieni do państwa polskiego, co przyniosło politykę pacyfikacji i powiedzmy sobie szczerze – dyskryminację tej ludności.
To wpłynęło także na moją rodzinę: pradziadek miał ograniczone możliwości znalezienia pracy z powodu obowiązywania wielu nieuczciwych zasad i ostatecznie planował emigrację z Polski. Życie w Polsce w tamtym czasie było więcej niż niewygodne. Represje i co gorsza, zniszczenie ponad stu cerkwi w rejonie Chełma w latach 1938–39 wywołały konflikt. Ludzie, do niedawna sąsiedzi, stali się nagle swoimi wrogami. Konflikt ten wypalił Wołyń i skończył się wielkim przesiedleniem, które wyrządziło ogromne szkody dziedzictwu kulturowemu i różnorodności.
Jednak po włączeniu w obręb Związku Radzieckiego Ukraińcy znaleźli się w znacznie gorszym systemie totalitarnym – w porównaniu z autokratycznym reżimem Piłsudskiego. Kolektywizacja, wielki głód, wielki terror i straszliwe straty II wojny światowej pochłonęły życie milionów Ukraińców. To, że przeżyła to wszystko moja prababcia, uważam za cud.
Wołyń to dla Polaków narodowa tragedia. Jest dobrze znana, opracowywana i nagłaśniana, a wielu ludzi zna ją wprost z rodzinnych opowieści. Pamiętam, jak rozzłościłem warszawskiego taksówkarza, który wiózł mnie na lotnisko Chopina, kiedy niefortunnie użyłem popularnego po Majdanie ukraińskiego słowa „żydobanderowcy”. Przodkowie owego taksówkarza byli ofiarami wołyńskiej tragedii. Zobaczyłem, jak naturalna była złość tego człowieka – to był przecież jego osobisty ból. Był przekonany, że jego przodkowie byli właśnie ofiarami Bandery i jego bojowników. Mógłbym mu wtedy odpowiedzieć historią mojej rodziny: o jej dwóch przesiedleniach w latach 1914 i 1945 oraz o tym, że wszystkie groby moich przodków zostały rozebrane przez miejscowych na materiał budowlany i teraz nie mam gdzie postawić im świeczki. Mógłbym opowiadać, że nadal noszę w sobie traumę moich przodków – ale nie chciałem. Przecież ten człowiek nie był osobiście odpowiedzialny za wydarzenia z przeszłości. Wolałem zostawić przeszłość – przeszłości.
Można się ze mną nie zgodzić, bo przecież trzeba leczyć rany i troszczyć się o sprawiedliwość. To bez wątpienia słuszne. Jednak zarówno czas, jak i obecnie Rosja działają na naszą niekorzyść. Przede wszystkim nie mamy dostępu do dokumentów historycznych. Archiwa ukraińskie, po rosyjskich, zostały otwarte dopiero w 2015 roku i nie wszystkie przetrwały do tego czasu. Część z nich zniknęła lub została przeniesiona do Rosji. Polska historiografia, która rozwinęła się w ciągu tych dwóch dekad, również potrzebuje czasu na analizę i przyznanie, że nie wszystkie założenia czy wersje są słuszne. Historycy ukraińscy też potrzebują czasu na własną analizę, a sprawiedliwość wymaga, żeby zrobić to dobrze i jak najdokładniej. Kto wie, ile czeka nas niespodzianek, gdy wreszcie uzyskamy dostęp do archiwów rosyjskich.
W ostatnich latach widzieliśmy, jak Rosja wykorzystywała swoich agentów do prowokowania konfliktu między nami. Przecież w interesie tego kraju było to, by skłócić Ukrainę z jej partnerami. Potłuczone nagrobki czy atak na polski konsulat – mogły nas przyprawiać o siwiznę. Rosja wykorzystywała stare i sprawdzone techniki, wykorzystywała nasz próg bólu i naciskała na niego. Czas to skończyć.
Przede wszystkim trzeba przyznać, że nie da się pogodzić sądów na temat postaci historycznych, które żyły i zmarły kilkadziesiąt lat temu. Ludzie ci żyli w tamtych historycznych okolicznościach, przyjmowali ówczesne wartości, poglądy – nie jesteśmy w stanie tego zmienić; stało się, co się stało. Co więcej, trzeba przyznać, że te postacie mają miejsce w narracjach historycznych, a nawet panteonach naszych narodów. Bo nasz bohater może być waszym wrogiem. Tu nie ma miejsca na kompromis. Ale jest coś, co możemy zrobić: wzajemnie się szanować. Szanować prawo jednego narodu do własnej religii, języka i do bohaterów. Po drugie – należy uhonorować każdą ofiarę cywilną, należy ją uszanować. Nie można ignorować bólu drugiego narodu. Nasza przeszłość to wspólny ból. A ofiary we wsiach pod Tomaszowem czy na Wołyniu trzeba uszanować, zniszczone groby – przywrócić. Przecież groby naszych przodków nie staną teraz do walki. Kości nie pójdą na wojnę, nie będą walczyć.
Skoro utrzymujemy nawet cmentarze nazistów, to dlaczego nie zostawić w spokoju także naszych cmentarzy – ukraińskich i polskich? W odniesieniu do AK, UPA, Batalionów Chłopskich i innych muszą zostać podjęte wzajemne decyzje – uhonorujmy poległych na tej samej ziemi i na tych samych zasadach. Chrońmy miejsca pamięci przed jakąkolwiek próbą wandalizmu.
Kiedyś biskupi polscy wypowiedzieli takie piękne słowa: przebaczamy i prosimy o wybaczenie. Czas je przypomnieć i spróbować powtórzyć. Nie dla formalności, ale by przywrócić wzajemny szacunek. Tak, odtworzenie i opisanie całego obrazu tamtego tragicznego okresu zajmie wiele lat i wiele debat – ale historycy muszą to zrobić, aby zapobiec w przyszłości podobnym wydarzeniom i podobnym tragediom.
Narody polski i ukraiński przeszły przez cierpienia XX wieku i przetrwały. Jesteśmy dziś znacznie lepiej przygotowani na XXI wiek i uważam, że możemy odegrać ważną rolę, podejmując wyzwania związane z demokracją i wszystkimi przyszłymi kryzysami, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć w tym stuleciu.
Źródło: Tekst pochodzi z portalu dlapolonii.pl
Zdjęcie: Attila Husejnow / Forum Manifestacja solidarności z Ukrainą w Warszawie