Zawsze korzysta ktoś
Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, głosi przysłowie. A mądrości ludowe nie podlegają dezaktualizacji. W przypadku wojny między Rosją a Ukrainą „tym trzecim” jest niewątpliwie Norwegia, która w efekcie kryzysu energetycznego stała się jednym z głównych dostawców gazu do UE. I czerpie z tego ogromne zyski. Urzędnicy Unii Europejskiej próbują skłonić norweskich polityków do „zrównoważenia” cen surowca. Ten temat jako pierwsza podniosła Polska.
Przed zaostrzeniem ukraińsko-rosyjskiego konfliktu rosyjski gaz stanowił 40 procent unijnego importu. Teraz to tylko 10 procent. Unia Europejska negocjuje z dostawcami, wśród których, obok USA, Algierii i państw z Zatoki Perskiej, jest również Norwegia. Ta ostatnia sprzedaje obecnie gaz do UE po dużo wyższych cenach, niż przed marcem 2022 roku.
Norwegia krytykowana była przez premiera Morawieckiego w maju br., kiedy mówił o żerowaniu na wojnie oraz powinności podzielenia się gigantycznymi zyskami. Inne kraje w delikatniejszy sposób zwracają uwagę na sytuację, sugerując, że rozsądny dostawca, przynajmniej w czasie wojny, powinien zredukować ceny surowca.
Norwegia stoi na stanowisku, że to rynek reguluje ceny.
Obniżyć ceny gazu
O rozmowach z Norwegią w swoim ubiegłotygodniowym przemówieniu w Parlamencie Europejskim w Strasburgu poinformowała szefowa KE Ursula von der Leyen.
– Musimy nadal działać, by obniżyć ceny gazu. Musimy zagwarantować bezpieczeństwo dostaw, a jednocześnie zapewnić naszą konkurencyjność na arenie światowej. (…) Z premierem Jonasem Støre uzgodniłam powołanie grupy zadaniowej. Zespoły rozpoczęły już pracę – powiedziała von der Leyen w Strasburgu 14 września.
Wcześniej The Economist przypomniał w artykule, że to Polska jako pierwsza wypowiedziała się w tej sprawie, gdy w maju premier Mateusz Morawiecki potępił wygórowane ceny norweskiego gazu.
Brytyjski tygodnik wskazał również na, jak to określił, nieprzyzwoite zyski czerpane z wojny przez Norwegię w czasie, gdy Ukraińcy walczą, a Europejczycy drżą na myśl o rachunkach za energię. A powinna, według autora The Economist, pomyśleć o tym, jak pomóc UE przejść przez kryzys.
Lukratywna wojna
Norwegia jest drugim pod względem bogactwa krajem w Europie. Wyprzedza ją w tym względzie jedynie Luksemburg. Podczas trwającego konfliktu zbrojnego skandynawski kraj wyraźnie się wzbogacił – zauważa The Economist, dodając, że „Kraj, któremu zależy na kreowaniu w świecie własnego wizerunku jako siły dobra, musi odpierać zarzuty o czerpanie zysków z wojny”.
Ze sprzedaży ropy, gazu i energii elektrycznej Norwegia miała ponad 50 mld dolarów dochodu rocznie. To oznacza blisko 10 tys. dolarów na mieszkańca kraju. Obecnie, dzięki wojnie, przychody Norwegii z eksportu energii wzrosły do ponad 200 mld dolarów rocznie. Tymczasem przeciętny Larsen z kraju fiordów zamiast odczuwać przypływ gotówki, martwi się tak samo jak mieszkańcy pozostałych części Europy wysokimi rachunkami za prąd, a sfera biedy rozszerza się w całym kraju. Coraz więcej mieszkańców Norwegii musi korzystać z pomocy organizacji pozarządowych, sięgając m.in. po darmową żywność. Sprawy mają się zupełnie inaczej wśród najbogatszych.
Rząd Norwegii twierdzi, że zyski są jej potrzebne do sfinansowania ekologicznej transformacji.
Czy społeczeństwo jest chętne i gotowe ponieść koszty zielonej zmiany?