W środę w Vennesla zaczął się palić samochód elektryczny. Kobieta była w pojeździe z czterotygodniowym synem, którego na szczęście na czas zdołała wyciągnąć z auta. Do zdarzenia doszło na parkingu w Hunsfos Næringspark.
Zgłoszenie pod numer 110 wpłynęło o godzinie 10.05. Kobieta relacjonuje, że zobaczyła dym wydobywający się spod maski samochodu. Gdy straż pożarna przyjechała na miejsce, samochód stał w ogniu. Uszkodzeniu uległ również pojazd zaparkowany obok. Po ugaszeniu pożaru strażacy pozostali na miejscu, by schłodzić samochód oraz mieć go pod kontrolą.
Właścicielka pojazdu przyznaje, że po zdarzeniu, do którego doszło bez żadnych widocznych przyczyn, staje się sceptyczna w stosunku do elektrycznych samochodów.
Wraz z synem udała się na izbę przyjęć, by upewnić się, że nie wdychali szkodliwego dymu.
Na razie przyczyna pożaru jest nieznana. Wiadomo jednak, że pożar nie zaczął się w akumulatorze. Taka sytuacja jest dużym wyzwaniem dla strażaków, gdyż ugaszenie takiego płomienia zajmuje znacznie więcej czasu i wysiłku. Ponadto wdychanie dymu z toksycznych substancji chemicznych baterii może być wyjątkowo niebezpieczne.
Do samozapłonów pojazdów elektrycznych może dochodzić podczas ich ładowania. Najczęściej powodem jest uszkodzenie ogniw w baterii. W teorii odpowiednie systemy powinny temu zapobiec, ale jeśli zawiodą, dochodzi do tak zwanej „niestabilności termicznej” i następuje samozapłon.
W mediach, zwłaszcza tego lata, pojawiało się wiele informacji dotyczących pożarów samochodów elektrycznych, choć wbrew pozorom dochodzi do nich proporcjonalnie rzadziej, niż w przypadku samochodów spalinowych.
Jednak faktem jest, że takie zdarzenia mają miejsce. Dotyczy to również elektrycznych autobusów. W tym roku w trzech niemieckich miastach – Hanowerze, Dusseldorfie i Stuttgarcie – spłonęło odpowiednio 8, 38 i 25 autobusów. W Stuttgarcie doprowadziło to do decyzji o wycofaniu tego rodzaju pojazdów z użytku.
Gdy do samozapłonów pojazdów elektrycznych dochodzi w czasie ładowania najczęściej powodem jest uszkodzenie ogniw w baterii. Wówczas powinny zadziałać odpowiednie systemy, by zapobiec samozapłonowi, jednak zdarza się, że zawodzą. Awaria jednego ogniwa może wywołać reakcję łańcuchową i zapłon kolejnych. Taki pożar jest wyjątkowo trudny do ugaszenia, a ogień może pojawić się znów nawet po kilku godzinach. Jedną z metod jest umieszczenie samochodu w kąpieli wodnej aż na trzy dni.
Ważną kwestią jest to, że nie wolno samemu próbować gasić pożaru baterii w samochodzie elektrycznym, ale ewakuować się i wezwać straż pożarną, dzwoniąc pod numer 110.
Warto pamiętać, że według DSB ryzyko pożaru w aucie z silnikiem diesla lub benzyną jest od czterech do pięciu razy większe niż w aucie elektrycznym. Czy to się zmieni z biegiem czasu, ponieważ flota samochodów elektrycznych również się starzeje, nie wiadomo.
Na podstawie: Fvn