W związku z tym, że granice są zamknięte, brakuje rąk do pracy. Szczególnie w rolnictwie.
Bernt Freberg i jego dwaj bracia prowadzą gospodarstwo w Nøtterøy. Są jedynym w kraju dostawcą brukselki, pasternaku, selera i białej kapusty do głębokiego mrożenia.
Kto wykona pracę potrzebną do produkcji norweskiej żywności, gdy granice są zamknięte z powodu pandemii?
W zmienionym budżecie krajowym rząd obiecał 40 milionów koron dla młodych i bezrobotnych, którzy rozpoczną pracę w rolnictwie.
– Celem jest pomoc w ostrym kryzysie. Bezrobotni potrzebują pracy. Jednocześnie myślimy długoterminowo – szkoląc teraz norweską młodzież, rolnicy mogą przez długi czas mieć pracowników tymczasowych i sezonowych – powiedziała w rozmowie z NRK minister rolnictwa i żywności Olaug Bollestad (KrF).
Norwegowie nie chcą pracować na plantacjach
W piątek dziesięciu bezrobotnych zostało skierowanych przez NAV (Urząd Pracy i Opieki Społecznej) do zbierania szparagów. Pojawiło się tylko pięciu z nich. Trzech wyszło natychmiast po przydzieleniu zadań do wykonania. Dwóch zrezygnowało w ciągu dnia.
– W tej chwili na farmie pracują emerytowani rolnicy, teściowie i ich przyjaciele – mówi Freberg.
Sam napisał 43 wnioski o zwolnienia z ograniczeń wjazdu, każdy dostosowany do indywidualnego pracownika sezonowego.
– Brak doświadczonej siły roboczej poważnie osłabi naszą zdolność do utrzymania norweskiej produkcji żywności – argumentuje Freberg w swoich wnioskach.
Jednak wyjątki są przyznawane tylko wtedy, gdy pracownik ma specjalne umiejętności, których nie można znaleźć w Norwegii.
Doświadczenia Freberga nie są wyjątkowe, potwierdza przedstawiciel Bondelaget (Norweski Związek Rolników) w rozmowie z NRK. Niektórzy pracownicy sezonowi z Europy Wschodniej są tu od stycznia. Nie wyjeżdżają do swoich rodzin z obawy, że nie będą mogli wrócić ponownie.
– Jeśli pojadę do domu i wrócę, będę musiał poddać się kwarantannie przez dziesięć dni. To nie jest dla mnie łatwe. Potrzebuję pracy i pieniędzy. Chciałbym pojechać do domu, aby świętować 30. rocznicę ślubu. Rozmawiałem z żoną przez telefon, a ona płacze – mówi Wiesław Nowek z Polski. W gospodarstwie pracuje od 28 lat. Bernt Freberg wzrusza się, gdy opowiada o innym polskim pracowniku.
– Ma troje dzieci. Teraz pojechał do domu, bo najstarsza córka miała komunię. Zanim wyjechał, powiedział: „Mam nadzieję, że znów cię zobaczę”. Wynagrodzenie za pracę tutaj jest głównym dochodem rodziny. To poważna sprawa, nie tylko dla nas – podkreśla Freberg.
Według NAV, 4000 bezrobotnych Norwegów wyraziło chęć podjęcia pracy na polach rolnych. Potrzeba jest znacznie większa. Związek rolników twierdzi, że rocznie w rolnictwie potrzebnych jest do 30 000 pracowników sezonowych. Minister rolnictwa i żywności Olaug Bollestad mówi, że jest rozczarowana, gdy słyszy historie o ludziach, którzy nie stawili się do pracy.
– To nie jest w porządku wobec NAV i wobec rolników. Oczywiście poruszę tę kwestię z ministrem pracy i spraw socjalnych. Doskonale rozumiem rolników, którzy chcą mieć kompetentną siłę roboczą. Ale kiedy nie możemy przyjąć pracowników zagranicznych z powodu infekcji, musimy spróbować wyszkolić tych, których mamy na miejscu.
Na pytanie, czy rząd chce złagodzić niektóre ograniczenia dla zagranicznych pracowników sezonowych Bollestad odpowiada:
– Teraz jesteśmy w środku pandemii i bardzo boimy się infekcji importowej. Dlatego mamy ograniczenia.
Mówi też, że dostosowano stawki tak, aby bezrobotni mieli motywację do podjęcia pracy i że ministerstwo przekazało dotacje na szkolenia przez NAV i farmy, na których będą przebywać pracownicy.
Poświęci zysk, by zatrudnić Polaków
– Wolę raczej zapłacić 200 000 koron za hotele kwarantannowe niż zatrudnić niedoświadczonych Norwegów – mówi Petter Borgestad, największy plantator truskawek w Telemark.
Plantator truskawek jest gotów poświęcić jedną trzecią zysku, aby tylko nie zatrudniać Norwegów bez doświadczenia przy zbiorach. Ma nadzieję, że zbieracze z Polski i Litwy zostaną wpuszczeni. Niestety wnioski są nadal rozpatrywane, a pierwsze truskawki pojawią się już za kilka tygodni.
Petter Borgestad nie chce polegać na norweskiej sile roboczej.
– Jest wielu dobrych pracowników, ale inwestowanie w ludzi, którzy nigdy wcześniej takiej pracy nie wykonywali jest zbyt dużym ryzykiem. Muszą znosić ciężką pracę fizyczną przy każdej pogodzie przez pięć, sześć tygodni i nie wiem, czy dadzą radę.
Na specjalnej liście ma wielu chętnych do pracy, a w zeszłym tygodniu młodzi ludzie pochodzący z Erytrei, Somalii, Polski i Tajlandii zasadzili 80 000 sadzonek truskawek. Plantator ma jednak nadzieję, że na same zbiory będą mogli przyjechać doświadczeni pracownicy.
– Tak, jestem gotów zapłacić do 200 000 koron za pracowników z Polski i Litwy, o których wiem, że wykonają tę pracę, zamiast zatrudniać stu niedoświadczonych Norwegów, bo nie mam pojęcia, czy będą pracować czy nie.
Dzień w hotelu kwarantannowym kosztuje 500 nok, co przy 40 pracownikach daje okrągłą sumę 200 000 nok.
Dyrektor NAV Terje Tønnessen w Vestfold i Telemark rozumie, że rolnicy są w trudnej sytuacji, ale nie chce dyskutować o tym, że niektórzy woleliby zapłacić za hotele kwarantannowe niż zatrudnić Norwegów.
Kiedy NAV w Vestfold i Telemark w kwietniu zorganizował webinarium na temat możliwości pracy w rolnictwie, wzięło w nim udział 500 osób. Spośród nich 100 osób zgłosiło swoje zainteresowanie. Głównym celem było znalezienie zmotywowanej siły roboczej dla rolników, którzy potrzebują ludzi.
Rząd powinien wziąć na siebie odpowiedzialność, nawet jeśli jest to rok wyborczy. W zeszłym roku o wiele łatwiej było znaleźć siłę roboczą. Teraz same wnioski, które trzeba wypełnić, by sprowadzić pracownika do Norwegii, zniechęcają plantatorów.
Źródło: NRK